W czasie okupacji w pałacu Blanka urzędował niemiecki burmistrz miasta - Ludwik Leist. Jego ochrona była dobrze wyposażona i długo opierała się powstańcom. W końcu jednak budynek udało się zdobyć. Od 3 sierpnia pałac Blanka wraz z przylegającym ratuszem był w polskich rękach.
– W tym miejscu nie było walk, nie było regularnej strzelaniny. Od czasu do czasu padały strzały z Teatru Wielkiego, gdzie zamelinowali się Niemcy lub Ukraińcy służący hitlerowcom – mówił w Polskim Radiu Wiesław Budzyński, autor licznych książek na temat życia Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
To właśnie Wiesław Budzyński po rozmowach z wieloma świadkami uznał, że poeta niemal na pewno zginął w pałacu Blanka. Wcześniej powszechnie uważano, że "Krzyś" poniósł śmierć na ratuszowej wieży. – Na jednej z przeciwległych kamienic na dachu ulokował się tzw. gołębiarz, niemiecki strzelec wyborowy, który celował tam, gdzie tylko zauważył jakąś postać lub choćby ruch firanki – opowiadał Wiesław Budzyński. Snajper dojrzał w oknie Baczyńskiego i strzelił. Kula trafiła poetę w głowę, zabijając go na miejscu.
Basia Baczyńska niewiele przeżyła męża. – Przeczuwała, że coś jest nie tak. Nie miała wiadomości od Krzysztofa – powiedział badacz. – Była w ciąży, źle znosiła atmosferę piwnic i nieustanny płacz dzieci. Wyszła na podwórze, by trochę od tego odpocząć. Niedaleko upadł pocisk, rozpryskując szkło. Jeden z odłamków szkła ugodził ją w głowę. W kilka dni po operacji przeprowadzonej w warunkach polowych zmarła – mówił. Umierająca Basia tuliła w dłoniach tomik wierszy męża i dyplom tajnej Podchorążówki ukończonej przez Baczyńskiego. Ze względu na warunki konspiracyjne dyplom miał postać mieszczącego się w dłoni kartonika. Do dziś widoczne są na nim ślady krwi Barbary.