Telewizyjne produkcje to forma sztuki wysokiej, która jednoczy klasy społeczne - takie hasło rzuca Krytyka Polityczna w wydanym przez siebie niedawno przewodniku "Seriale". Oczywiście nie każdy ma do nowych produkcji taki sam dostęp, ale dzięki sieci internetowej każdy może przynajmniej spróbować je obejrzeć - piszą twórcy przewodnika.
- Choć ludzie nie przestali oglądać odcinków w telewizji, to w dużej mierze dzięki internetowi serial uwalnia się z formatu "raz na tydzień". Do góry nogami wywraca się cała jego formuła, nie czeka się już na to, co się wydarzy - mówi socjolog nowych mediów Alek Tarkowski i zwraca uwagę na ciekawe zjawisko: popularność na świecie zdobywają właściwie tylko amerykańskie produkcje. Włoska telenowela, czy japońska kreskówka nie ma właściwie szansy na planetarne uwielbienie, trafiają one raczej do mocno sprecyzowanej grupy odbiorców.
- Krytyka Polityczna nie wymyśliła niczego nowego - mówi dziennikarz "Polityki" i autor trójkowej audycji "HCH" Bartek Chaciński, powołując się na teksty amerykańskiego pisarza Henry'ego Jenkinsa, który o serialowym egalitaryzmie pisał już na początku lat 90. Jenkinsa do pisania o odbiorze telewizji sprowokowała m.in. wypowiedź aktora Williama Shatnera, który fanom serialu "Star Trek" radził złośliwie, by raczej zrobili coś ze swoim życiem. Pisarz doszedł do wniosku, że fani mają życie, które po prostu czerpie pełnymi garściami z kultury popularnej. Co więcej: napędzająca ich siła wytwarzana jest zupełnie oddolnie.
Twórcy seriali muszą się nadal liczyć się z gustami masowej publiczności i fandomów, a te nie zawsze bywają najlepsze.
- Produkcje trudniejsze, takie jak "Carnivale", są zdejmowane z anteny szybciej, niż proste historie o emopisarzach czy seryjnych mordercach - jak w przewodniku publicysta Michał R. Wiśniewski określa amerykańskie seriale "Californication" i "Dexter".
Pojawiają się odcinki, które mogą naprawdę zachwycić wizualnie i osiągnąć najwyższy poziom artystyczny. Inteligentne seriale mogą bardziej przekonująco oddać ludzkie zachowania, więc są najbliżej przedstawienia życia w jego realnych ramach.
- Dobry reżyser może przedstawić w kinie pogłębiony portret psychologiczny postaci, ale wtedy będzie to film jednowątkowy. Serial nie spotyka się z takimi ograniczeniami - jako przykład Bartek Chaciński wymienia kultowe "Sześć stóp pod ziemią" i serial, który ostatnio go zachwycił "Breaking Bad", czyli opowieść o tym, jak "życie zmusza człowieka do czynienia zła" (Alek Tarkowski też poleca właśnie tę produkcję).
Bohaterem "Breaking Bad" jest nauczyciel chemii Walter White, który dowiaduje się, że ma nieoperacyjnego raka płuc. Ma ciężką sytuację rodzinną i postanawia zdobyć pieniądze, by żona i dwóch synów miało jakieś zabezpieczenie po jego odejściu. Walter White zaczyna produkować metamfetaminę; szybko okazuje się, że to najlepszy narkotyk na rynku. Problemy pojawiają się, gdy White zmuszony jest angażować w proceder coraz więcej osób.
Przewodnik Krytyki Politycznej o "Breaking Bad" nie wspomina, ale napisany przez krytyka filmowego Błażeja Hrapkowicza tekst o "The Wire" przykuł mnie do ekranu. "The Wire" opowiada o walce policji z narkotykowymi gangami w mieście Baltimore.
- To coś więcej niż fotos z pola walki. To też analiza skorumpowanych instytucji i politycznych patologii. Wymiar sprawiedliwości, związki zawodowe, polityka, szkolnictwo, media - oto pentagram "The Wire", kroniki demokracji w kryzysie - pisze Hrapkowicz.
"Seriale. Przewodnik Krytyki Politycznej" opisuje kilkadziesiąt tytułów. Nie ma wśród nich "Pitbulla", moim zdaniem najlepszego polskiego serialu policyjnego. Jest za to ciekawa analiza nadawanego od ponad dekady "Świata według Kiepskich" - serialu nierównego, ale czasem przedstawiającego najszczersze prawdy o nas i uderzającego siłą czystego absurdu. Lepiej magii płynącej z ekranu nie bagatelizować.
Urszula Schwarzenberg-Czerny