Kultura

Świeży powiew z Północy

Ostatnia aktualizacja: 03.06.2008 11:02
Kino skandynawskie od lat zbudza zainteresowanie publicznosci i uznanie krytyków. Młodzi twórcy juz dawno odrzucili tradycję Bergmana i bacznie przyglądają się swoim społeczeństwom.

Wyświetlana w polskich kinach „Sztuka płakania” Petera Shønaua Fogha to jedna z wielu pojawiających się ostatnio odsłon nowej twarzy kina skandynawskiego. Rzadko kiedy bowiem twórcy z Północy mieli tak dużo do powiedzenia. Okazuje się też, że z zainteresowaniem słuchają ich zarówno widzowie jak i krytycy. 

Co jest więc kluczem do sukcesu filmów skandynawskich?

Fogh opowiada o kazirodczej pedofilii w jednej z prowincjonalnych duńskich rodzin. Depresyjna osobowość ojca, dla której doraźnym lekiem jest conocna „kuracja pocieszająca” przeprowadzana przez jego córkę, rzutuje na atmosferę w całym domu, którą na swój sposób, naiwnie interpretuje najmłodszy członek rodziny. Reżyser wystrzegł się jednak mrocznego i banalnego dramatu o bezsilnych ofiarach „złego dotyku”. Na poważny problem spojrzał oczami dziecka z wszystkimi tego tragikomicznymi skutkami. Mówi nie tylko o rodzicielskiej manipulacji (ojciec) czy też obojętności (matka), hipokryzji i strachu przed naruszeniem tabu, ale również o dorastaniu postronnego obserwatora w świadomości. Nie bez powodu reżyser wybrał właśnie taką perspektywę i ostrożnie dobrał do niej środki formalne z pogranicza tragifarsy.

Młode pokolenie skandynawskich filmowców dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że w kinie już wszystko zostało powiedziane. Jedynym więc nowatorstwem może być gra konwencjami. Nawet jeśli ich obrazy nie są przełomowe i nie zawsze porywają, to jedno trzeba im oddać lekkość, z jaką twórcy (a wraz z nimi widz) poruszają się w wykreowanym przez siebie świecie, robi wrażenie, zwłaszcza kiedy porównamy ich obrazy z polskimi. Siłą nowych filmów nordyckich staje się wypracowana umiejętność oscylowania między kinem artystycznym a popularnym, pomysłowe łączenie standardowych tematów z oryginalnymi historiami, wreszcie rosnący krytycyzm twórców, dostrzeganie ważnych zjawisk i ubieranie ich w atrakcyjną formę. Na ile dobry to kierunek, przekonamy się za jakiś czas.

Cień Bergmana i piętno Dogmy

Aleksander Kwiatkowski w książce „Film skandynawski” twierdzi natomiast, że w przeszłości największym zainteresowaniem kino północne cieszyło się zwłaszcza wtedy, gdy czerpało z własnych źródeł kultury. Młodzi reżyserzy wolą jednak je omijać. Nie wyrósł jeszcze nikt na miarę następcy Bergmana i autorskiego kontynuatora tradycji szkoły duńskiej i szwedzkiej (ascetyzm formy, uprzywilejowana pozycja przyrody, czerpanie z literatury), których ojcami byli Victor Sjöström i Carl Theodor Dreyer. Mit wielkiego reżysera Skandynawowie traktują z rezerwą i jego podtrzymywanie powierzają zagranicy. Śmierć twórcy „Persony”, wbrew ogólnemu przekonaniu, nie była przełomem dla kina skandynawskiego. Przełom nastąpił, kiedy reżyser odszedł od dużego ekranu dwadzieścia pięć lat temu. Skandynawscy twórcy odetchnęli wtedy z ulgą. Od lat 60. kino północnoeuropejskie utożsamiano tylko z tym reżyserem, porównywano z nim innych twórców z Północy. – Wtedy Bergman miał wpływ zwłaszcza na młodych, dopiero startujących – wspomina Stig Björkman, szwedzki reżyser i historyk filmowy, współautor książki ”Bergman. Rozmowy” – Niektórzy odczuli to jako nacisk, co doprowadziło do powstania frontu przeciwko niemu. Nie zgadzali się ze społeczną obojętnością jego kina. Bliżej im było do kina francuskiego, czeskiego i polskiego – tłumaczy.

- To był okres świetności szwedzkiego filmu spod znaku Bo Widerberga, Vilgota Sjömana i Roya Anderssona, którzy zagranicą musieli stać w cieniu jednej postaci – opowiada Peter Cowie, brytyjski krytyk, znawca kina skandynawskiego – Byli zazdrośni o jego władzę i drażniły ich opinie, że kino nordyckie powinno być jak jego kino – o wertykalnych relacjach człowiek-Bóg. Bergman dopiero w ”Scenach z życia małżeńskiego” skontaktował się ze społeczeństwem. 

Młode pokolenie twórców nie jest ani pod wpływem twórczości Bergmana ani z nią nie polemizuje. – Oni uciekają od niego. Pewnego razu usłyszałem pytanie skierowane do jednego z młodych szwedzkich reżyserów o  ulubiony Bergmanowski film, na które nie potrafił odpowiedzieć, bo większości jego obrazów nie widział – mówi Björkman.

 - Od dawna filmy z północnej Europy nie cieszyły się takim zainteresowaniem międzynarodowej publiczności, jak teraz – przekonuje Gyda Myklebust, przewodnicząca targów Nowych Filmów Nordyckich na Norweskim Festiwalu Filmowym w Haugesund – Obecnie pierwsze skrzypce wśród młodych skandynawskich filmowców grają Norwegowie i Szwedzi. Finowie i Islandczycy tradycyjnie robią filmy specyficzne, osadzone w kontekście kulturowym, ale i tym zwracają na siebie uwagę. Najmniej kreatywni, z nielicznymi wyjątkami, są Duńczycy, co wynika z nadal ciążącego na ich kinie piętna Dogmy – tłumaczy Myklebust.

Jednak duńscy filmowcy nie specjalnie się tym przejmują. Liczba zagranicznych nagród, które zdobywają, jest najwyższa spośród krajów nordyckich (wg Duńskiego Instytutu Filmowego w 2007 r. było ich 220). – Dogma była raczej żartem niż przełomem. Stanowiła przedłużenie Francuskiej Nowej Fali, czerpała z kina amerykańskiego lat. 60, również z polskiego, choćby z „Bariery” Skolimowskiego – tłumaczy Stig Björkman – To był dobry pomysł, bo odświeżył kino duńskie i uczynił je rozpoznawalnym na świecie. Nawet jeśli idea wydaje się teraz przejedzona, to ciągle dobrze ogląda się filmy, w których przemknie jakaś jej reguła.  

Odwaga i swoboda

Młodzi filmowcy nie boją się eksperymentować. – Czasem kryje się za tym pułapka i przedsięwzięcie kończy się klęską, ale ryzyko jest wpisane w ich zawód – mówi Kalle Løchen, krytyk i konsultant do filmów krótkometrażowych w Norweskim Funduszu Filmowym. Torill Kove za zwrot w stronę tradycyjnej animacji i prostą historię o miłości w ”Duńskim poecie” otrzymała w zeszłym roku Oscara. Z kolei Bobbie Peers, który w krótkometrażowym ”Snifferze” postanowił przypomnieć o odwiecznej skłonności człowieka do wychodzenia poza nawias i łamania reguł, wyjechał dwa lata temu z Cannes ze Złotą Palmą. Świetny szwedzki ”Pożegnanie Falkenberg” Jespera Genslandta czy prowokacyjny ”AFR” Duńczyka Mortena Hartza Kaplersa  (pokazane na ENH we Wrocławiu) wywołały w Skandynawii  gorące dyskusje. Oba testują tolerancję widza, przekraczając granice między fikcją a rzeczywistością.

Eksperymentować lubi Duńczyk Christoffer Boe - autor niezapomnianej ”Rekonstukcji” i podobnego ”Allegro” oraz skrajnie odmiennego ”Offscreenu”. To obecnie reżyser, w którym krytycy pokładają największe nadzieje. Uczestnicy Ery Nowych Horyzontów mogli poznać kolejne dokonania twórcy ”Fucking Åmål” - Lukasa Moodyssona. Jego ”Dziura w sercu” i ”Kontener” to niezbyt udane eksperymenty, ale mocno podkreślające reżyserską swobodę. Nie wiadomo czy potrwa ona dłużej, Moodysson zakończył bowiem pracę nad ”Mamutem” – jedną z najdroższych szwedzkich produkcji z Michelle Williams i Gaelem Garcią Bernalem. Nadzieją kina północnoeuropejskiego jest również Islandczyk Dagur Kari Petursson – twórca ”Noi Albinoi” i ”Zakochani widzą słonie”, za które zebrał kilkanaście nagród. Dobry poziom utrzymuje jego rodak Baltasar Kormakur (”Reykiavik 101”,”Bagno”).

Rzadko zdarzają się w kinie tacy twórcy jak Pernille Rose Grønkjær, którzy poświęcają sześć lat swojego życia dla prostej, z pozoru banalnej historii o starcu, który chce założyć prawosławny klasztor („Klasztor. Pan Vig i zakonnica”). Z kolei Norweg Petter Næss (twórca „Ellinga”) powrócił w tym roku z komedią „Przeminęło z kobietą”. Projekt był ryzykowny, ponieważ powieść Erlenda Loego, na podstawie której powstał film, uważano za nie możliwą do przeniesienia na ekran. „Przeminęło...” znalazł się w czołówce najlepiej przyjętych przez publiczność obrazów tegorocznego WFF. Dużym sukcesem swoich obrazów mogą się pochwalić Norwegowie Jens Lien („Kłopotliwy człowiek”) i debiutujący Joachim Trier (świetny „Reprise”). Lien nakręcił swój film na podstawie słuchowiska radiowego, czerpiąc ze stylu kina postmodernistycznego. Trier zwrócił się z kolei w stronę Francuskiej Nowej Fali, naśladując jej styl narracji połączony z humorem i niebanalnym tematem. Krytycy z zachwytem nazwali ich filmy „typowo nie-norweskimi”. 

Skandynawscy twórcy nie unikają tematów ważnych. Otwarcie mówią o kulturowym konflikcie z mniejszością muzułmańską, pedofilii, rozpadzie dzisiejszej rodziny czy problemach mniejszości seksualnych. Rozliczają się z ideą ”państwa dobrobytu” jak Johan Kling w obsypanym nagrodami skromnym ”Darling”, który demitologizuje Szwecję jako kraj otwarty dla wszystkich i wszystkim pomocny. Również czarne karty historii stawiają pod osąd jak Klaus Härö w „Nowym człowieku”, pokazywanym na Warszawskim Festiwalu Filmowym i Camerimage.

Peter Cowie uważa, że kino skandynawskie zyskało na imigracji twórców z innych kultur. – Artyści z takich krajów jak Turcja czy Iran stworzyli inny rodzaj kina, które jest ich impresją w nowych społeczeństwach – twierdzi brytyjski krytyk, ale zaraz dodaje: - Brakuje w młodym pokoleniu reżyserów wybitnych. Takich, jakich na przykład wy mieliście w latach 50. i 60. Na festiwalach w Berlinie, Wenecji czy Cannes pojawiają się sprawdzone nazwiska – Kaurismaki, von Trier lub August. Według mnie, narodowe kinematografie poruszają się na falach, w których musi znaleźć się kilku artystów wysokiej jakości.    

Sposoby na pieniądze i widzów

W Norwegii powstaje rocznie około dwadzieścia pięć filmów. Na trzystotysięcznej Islandii pięć. Szwedzi mają średnio trzy premiery swoich obrazów w miesiącu, Duńczycy ponad dwadzieścia rocznie, a Finowie utrzymują się przy około piętnastu. Za tymi liczbami kryją się różne gatunki – od komedii, dramatów i kryminałów po horrory, animacje i filmy science fiction.

Kino Północy nie byłoby sobą bez filmów dla dzieci i młodzieży. Przeznacza się na nie nawet jedną trzecią budżetów państwowych instytutów filmowych. Zysk jest gwarantowany, bo obrazy cieszą się ogromnym powodzeniem. – To jest nasza długoletnia tradycja – tłumaczy Stig Björkman – Przyczyniła się do tego Astrid Lindgren. Najpierw ekranizowano jej książki, następnie inni twórcy poszli za ciosem i zaczęli realizować własne filmy dla dzieci.  

Zdobycie pieniędzy na ambitniejszy projekt nie jest jednak łatwe. – Nagrody wcale nie pomagają. I tak muszę dorabiać na reklamach – mówi Jens Lien – Nasze państwo w nikłej mierze interesuje się promocją kultury.

- Wszystko zależy od projektu – twierdzi Kalle Løchen – Wyłapujemy talenty i robimy co się da, żeby zadebiutowali. Problem pojawia się później – mamy wielu twórców, którzy kończą karierę na jednym filmie. Zdobycie pieniędzy na drugi zależy tylko i wyłącznie od ich inwencji.   

Czasami nawet znanym reżyserom trudno sfinansować swoje projekty. Roy Andersson mówi, że ”Do ciebie, człowieku” to zapewne ostatni jego film, bo jest zmęczony szukaniem producentów. Słynie z długotrwałych prac nad filmami, co ich odstrasza, więc po części wykłada swoje, zarobione na produkcji reklam pieniądze. Liv Ullmann zrezygnowała z reżyserowania, kiedy dowiedziała się, że Norweski Fundusz Filmowy nie wesprze pomysłu zekranizowania ”Domu lalki” Ibsena.

Wielokrotnie za wsparciem pomysłów, co do których nikt nie był pewien, przemawiało moje nazwisko – mówi  twórca „Dobrych chęci” Bille August, laureat Oscara i dwóch Złotych Palm – Bez względu na to czy to film za dwa miliony dolarów czy za piętnaście, za każdym razem trzeba przechodzić przez piekło.

Na ogół Skandynawowie wiedzą, jak znaleźć pieniądze. Kluczem jest współpraca. W film angażują się producenci z kilku a nawet wszystkich krajów nordyckich, co gwarantuje szerszą dystrybucję. Ostatnio otwierają się również na współpracę z Niemcami.

- To bardzo praktyczne rozwiązanie – mówi Stig Björkman – Jeśli w projekt wchodzi Dania i Szwecja, możesz zdobyć pieniądze z obu instytutów filmowych i zmniejszasz ryzyko niepowodzenia. Tak za każdym razem robi np. Lars von Trier.

Dzięki projektowi Scandinavian Films i utworzeniu Nordyckiego Funduszu Filmowego i Telewizyjnego, każda skandynawska koprodukcja ma szansę na jeszcze jedno wsparcie. Mało znany w Polsce Nils Gaup, który słynie z realizacji superprodukcji (w 1988r. jego ”Tropiciel” był nominowany do Oscara) zrealizował ”Bunt w Kautokeino”. Film  opowiada o prawdziwych wydarzeniach z 1852 r. w mieście Samów, skąd pochodzi reżyser. Projekt kosztował 52 mln koron (około 25 mln zł). – Jak na Norwegię, która liczy cztery i pół miliona mieszkańców to ogromny koszt – mówi Gaup – Dlatego musiałem szukać pomocy z zewnątrz. Mój film to szwedzko-norweska koprodukcja, ale dystrybucja w tych krajach to i tak za mało, żeby koszty się zwróciły.

W Norwegii istnieje  system kin gminnych, gwarantujący dystrybucję wszystkich rodzimych filmów na terenie całego kraju, bez względu na ich komercyjny sukces w dużych miastach.  – Niestety w Szwecji nie mamy tego rozwiązania. Przy dużej liczbie premier szwedzkich produkcji, nie wspominając o nawale amerykańskich, liczą się tylko te, które przyciągną masy. Jeśli nie ma sukcesu, nie będzie szerszej dystrybucji – mówi Björkman – Szansa leży więc w dystrybucji DVD. Zdarzało się, że filmy, które były kinową klęską, okazywały się przebojami na DVD.         

Zainteresowanie filmami skandynawskimi widać na festiwalach w Toronto, Karlowych Warach, San Sebastian, Wrocławiu, Warszawie czy na Camerimage w Łodzi. W ciągu roku do regularnej dystrybucji w Polsce trafia więcej filmów nordyckich niż naszych do Skandynawii w czasie pięciu lat. Dwa lata temu w Norwegii dobrze przyjęto ”Mistrza” Piotra Trzaskalskiego, w tym roku na skandynawskie ekrany trafią „Sztuczki” Andrzeja Jakimowskiego. Polskę kojarzy się jednak przede wszystkim z Wajdą, Zanussim, Polańskim i Kieślowskim. Ten ostatni odgrywa tam szczególną rolę. – Jest dla naszych filmowców ikoną. Na jego filmach uczą się nie tylko warsztatu, ale przede wszystkim języka wypowiedzi – mówi Kalle Løchen. 
 
Paweł Urbanik

 

 


 

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni
Czytaj także

Trójkowo, filmowo

Ostatnia aktualizacja: 23.05.2009 15:00
Premiera tygodnia to "Hańba", ale nie zapomnę również o "Wojnie polsko-ruskiej". Wcześniej jednak połączymy się z Cannes...
rozwiń zwiń
Czytaj także

Trójkowo, filmowo

Ostatnia aktualizacja: 13.09.2008 15:00
Już w poniedziałek rozpocznie się 33 Festiwal Folskich Filmów Fabularnych. Dziś zapowiedzi najważniejszych wydarzeń w Gdyni.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Trójkowo, filmowo

Ostatnia aktualizacja: 11.04.2009 15:00
Dziś przede wszystkim gorące relacje z II Festiwalu Filmów Polskich "Wisła" w Moskwie.
rozwiń zwiń