Pani Antonina zaczęła pomagać Żydom, gdy Niemcy założyli w Łomży getto. Wraz z cała rodziną już w lipcu 41 roku zaczęła przerzucać do środka jedzenie. Miała wtedy 25 lat, męża i dwójkę dzieci: wszystkim im groziła za to śmierć, jednak jak pisała później - nie chodziło o religię, a o człowieka, któremu trzeba było pomóc.
Rodzina Wyrzykowskich od 1942 roku ukrywała w swoim gospodarstwie siedmiu Żydów, którzy - czego wówczas nie wiedzieli - uniknęli pogromu w Jedwabnem. To dzięki późniejszym opowieściom jednego z nich, Szmula Wasersztejna, prawda o tej zbrodni ujrzała światło dzienne. Cała siódemka ukrywała się w chlewie aż do stycznia 1945 roku, pomimo nie tylko obecności Niemców, którzy kilkukrotnie przeszukiwali gospodarstwo, ale bardzo agresywnej postawy polskich sąsiadów. Pani Antoninie grożono i była bita za to, że nie chce wydać Żydów.
Po tym jak pobliskie tereny opuścili Niemcy uciekający przed Armią Czerwoną, jeden z takich napadów niemal zakończył się jej śmiercią. Polscy sąsiedzi kolejny raz przyszli po Żydów, jednak pani Antonina odmówiła wskazania im kryjówki. Została pobita tak ciężko, że następnego dnia cała rodzina zdecydowała o opuszczeniu tego miejsca; wszyscy uciekli do Łomży. Tam, jakiś czas później, Antonina Wyrzykowska opowiedziała historię napaści w Urzędzie Bezpieczeństwa, z powodu czego później oskarżano ją o "wydawanie polskich powstańców".
Jeszcze jesienią 1945 podjęła próbę ucieczki z Polski: dotarła wraz z szóstką ocalonych przez siebie Żydów do Austrii i tam podjęła decyzję o powrocie. Wydawało jej się bowiem niemożliwe, żeby jej mąż i dzieci były w stanie do niej dołączyć. Nie chcąc wracać w rodzinne strony Wyrzykowscy osiedlili się w Milanówku i następne 30 lat spędzili skromnie: pani Antonina sprzątała i była woźną, jej syn pracował w urzędzie. Nigdy nie opowiedziała swojej historii, ani historii Jedwabnego, bojąc się reakcji, z jakimi spotykała się w czasie wojny.
W latach 70-tych zaczęła wizytować Stany Zjednoczone na zaproszenie rodziny Kubrzańskich i innych ocalonych. Jednocześnie wszystkie uratowane przez nią rodziny czyniły starania w Izraelu o przyznanie pani Antoninie orderu Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata, co ostatecznie udało się zrobić w 1976 roku.
Mimo, że w 2001 roku – po ujawnieniu historii pogromu w Jedwabnem – brała udział w części ceremonii i usłyszała m.in. mowę pochwalną od prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, dotrzymała danego sobie po wojnie słowa i nigdy więcej nie odwiedziła rodzinnych stron. Jeszcze w 2001 roku burmistrz Jedwabnego zaproponował nazwanie szkoły jej imieniem, Rada Miasta propozycję jednak odrzuciła i nigdy do niej nie wróciła.
Mimo, iż postać pani Antoniny nie doczekała się jeszcze biografii, ani filmu, wspominana jest w wielu publikacjach. Szczególne miejsce oddała jej Anna Bikont w swojej książce „My z Jedwabnego”.
Zobacz galerię DZIEŃ NA ZDJĘCIACH >>>
sg