Wiesław Molak: Wielkość połączona z prostotą i miłością – to nasz Ojciec Jan Paweł II. To On nauczył mnie pomagać i rozumieć drugich – tak napisała pani Bogusia. Jego śmierć bardzo głęboko przeżyłam, byłam na Jego pogrzebie, a za kilka dni jadę odwiedzić Jego grób. Jest najważniejszym człowiekiem i autorytetem w moim życiu – to pani Olga. Pod hasłem „Miłość wam wszystko wyjaśni” będą odbywały się warszawskie obchody upamiętniające czwartą rocznicę śmierci Jana Pawła II. Obchody rozpoczną się o godzinie 16.00, na telebimach na Placu Piłsudskiego zostaną wyemitowane filmy ze wspomnieniami osób, które osobiście znały Karola Wojtyłę, a potem papieża Jana Pawła II.
Jakub Urlich: A o 20.00 rozpocznie się msza święta koncelebrowana pod przewodnictwem Metropolity Warszawskiego arcybiskupa Kazimierza Nycza, z którym rozmawia Ewa Hołubowicz.
*
Ewa Hołubowicz: Księże arcybiskupie, przypada w tym roku czwarta rocznica śmierci Ojca Świętego Jana Pawła II i jest to taki dzień, kiedy powinniśmy podejmować refleksję. I chciałabym, żeby ksiądz arcybiskup powiedział nam, nad czym to ma być refleksja.
Abp Kazimierz Nycz: Myślę, że powinniśmy tę kolejną rocznicę, czwartą już tym razem, obchodzić inaczej niż poprzednie, przede wszystkim lepiej, ale mniej się koncentrując na opisywaniu i przywoływaniu, choć pewnie to jest też potrzebne, ale mniej się koncentrować na przywoływaniu pamięci tamtych smutnych dni, kiedy Papieża zabrakło, kiedy byliśmy zgromadzeni, byliśmy zjednoczeni. To jest potrzebne, ale jednak powinniśmy chyba już po 4 latach i w tym czwartym roku wracać do pewnych wątków szczegółowych, a zarazem na tyle ogólnych, żeby ta refleksja obejmowała całe nasze ważne życie i sprawy, wracać mianowicie do poszczególnych elementów tego pontyfikatu.
Ja się bardzo cieszę, że w tym roku wzięto te słowa, którzy brzmią: „Miłość ci wszystko wyjaśni”. Wiemy, że jest to powrót do wiersza młodego Wojtyły, który miał 23 lata i był po śmierci swojej matki, po śmierci brata–lekarza i po śmierci ojca podczas wojny, jako jeszcze wtedy pracownik Solvayu, pracownik fizyczny napisał wiersz „Miłość mi wszystko wyjaśniła”. I to moim zdaniem jest to, co się przewijało przez cały Jego pontyfikat. Miłość, którą Papież definiował zawsze w sposób jednakowy, to znaczy w tym znaczeniu, że jest najbardziej i najmocniej symbolizowana znakiem krzyża. Ta miłość w tym wierszu pochodziła od właśnie tego doświadczenia krzyża, które przeżył wtedy, kiedy stracił najbliższych, ta miłość się wyraziła w całym Jego pontyfikacie, w służbie ludziom.
To nie było szukanie cierpienia. Papież nie tylko że jeśli chodzi o swoje cierpienie, chorobę Parkinsona szukał tego cierpienia, wręcz się denerwował, czasem pięścią uderzał, był zły, że ta choroba mu nie pozwala działać, ale potrafił w tym zobaczyć swój krzyż i potrafił zobaczyć miłość, która Mu kazała na to wyzwanie odpowiedzieć. I tak było do samego końca, aż do Jego śmierci.
I dlatego myślę, że gdybyśmy się tak nad tym tematem w życiu Papieża zastanowili, począwszy od książki „Miłość i odpowiedzialność”, którą napisał na prośbę młodych ludzi, młodych małżeństw, z którymi się spotykał, czy potem popatrzyć na to wszystko, co mówił na temat miłości małżeńskiej już jako papież, jakby kontynuując tę książkę i co zostawił, to, co się nazywa teologią ciała i wszystkie te rzeczy, potem gdyby zobaczyć na Jego miłość kierowaną do ludzi chorych, cierpiących i to nie tylko w pielgrzymkach, w spotkaniach oficjalnych, ale bliski Mu był człowiek potrzebujący pomocy, człowiek chory, wreszcie gdyby popatrzyć na miłość, o której mówił w odniesieniu do rodziny, małżeństwa, to wydaje mi się, że to jest właśnie ten sposób refleksji nad pontyfikatem, który w kolejnych rocznicach odejścia Papieża mógłby pozwolić na to, żebyśmy ogarniali coraz bardziej to przebogate dziedzictwo, które On nam zostawił, a nie tylko koncentrowali się na skądinąd bardzo ważnych, ale emocjonalnych, ulotnych przeżyciach, które nam przychodzą na pamięć, wtedy kiedy przeżywamy kolejną rocznicę Jego śmierci, Jego odchodzenia z tego świata.
E.H.: Żeby tak przeżywać i taką refleksję podjąć, to trzeba mieć po pierwsze wiedzę albo przynajmniej chęć sięgnięcia po te wszystkie przemówienia, a druga sprawa to trzeba mieć już rzeczywiście chyba dojrzałą wiarę, żeby podjąć taką prawdziwą refleksję nad tymi słowami. Natomiast przy tej kolejnej rocznicy, o której ksiądz arcybiskup mówi, że powinna być przeżyta głębiej, mnożą się kolejne inicjatywy, zdawałoby się towarzyskie – ruszają kolejne portale internetowe, gdzie się można wpisywać, żeby głosować na to, żeby Ojciec Święty został wyniesiony czy szybciej wyniesiony na ołtarze. Czy to jakoś się nie mija?
K.N.: Nie, niech sobie ruszają i niech powstają nowe inicjatywy, jeżeli mają także wymiar edukacyjny, a nie tylko taki płytkoprzeżyciowy, to są dobre. Natomiast naszym zadaniem, wszystkich nas – i mediów, i księży, i biskupów, i świeckich w Kościele, i gazet katolickich, i ambony, i spotkań z racji takiej, jak chociażby czwarta rocznica – jest to, żebyśmy potrafili wydobywać i uczyć się historii tego pontyfikatu, nie tylko kolejnych dat i wydarzeń, ale tego, co było treścią tych wydarzeń. I myślę, że powoli zaczynamy to robić, tylko trzeba, żebyśmy to robili intensywnie.
Chociażby taka rzecz, jak staniemy w Warszawie, bo o tym chciałbym powiedzieć, na Placu Piłsudskiego, na którym się dokonało z Papieżem kilka ważnych wydarzeń i to takich okrągłorocznicowych, chociażby 10 lat temu Papież tutaj był, w 99 roku w Warszawie, był w parlamencie, był na Placu Piłsudskiego, ale przede wszystkim 30 lat temu był Papież w Polsce, w całej pierwszej pielgrzymce, o której my, starzy, już niewiele pamiętamy w szczegółach, natomiast młodzi w ogóle nie znają tej pielgrzymki. Dlatego ja przymierzam się do tego tutaj z moimi ludźmi, żeby obchodząc Dzień Dziękczynienia jako temat tego Dnia Dziękczynienia wziąć 20 lat z odzyskanej wolności i 30–lecie tej pielgrzymki. A na wiele sposobów przy medialnej pomocy dotrzeć do sedna tych przemówień, których było prawie 50, począwszy od Warszawy, poprzez Gniezno, gdzie Papież mówił o dwóch płucach Europy, o swoim słowiańskim pochodzeniu, poprzez Częstochowę, poprzez Kraków, poprzez Brzezinkę, Wadowice, Kalwarię, Nowy Targ. I to uczynić przedmiotem tej refleksji czerwcowej, ale zaczętej już teraz, przy okazji czwartej rocznicy śmierci. I to jest do zrobienia. I myślę, że my się będziemy łatwiej na tym koncentrować, im będziemy troszkę dalej od tej daty śmierci, która nas nauczyła wracać przede wszystkim do samego momentu odchodzenia Papieża. To też jest potężna nauka, której nie wolno zapominać, ale nie wolno na niej poprzestać.
E.H.: Ale jak to jest do zrobienia praktycznie, z wiernymi, żeby to nie kończyło się do jednego wystąpienia, na które przyjdą wierni tłumnie, i do następnego z okazji Dnia Dziękczynienia i do usłyszanych przez ludzi w kościele homilii?
K.N.: To jest do zrobienia. Ja myślę, że dużo się w tej dziedzinie dzieje, trudno to zebrać w jednym momencie. Na przykład są w różnych miastach różne inicjatywy, są kościelne, są świeckie, są inicjatywy, które idą cały rok, na przykład przez wychowanie, przez szkołę, są robione konkursy na temat wiedzy o Papieżu i wiedzy o tym, co Papież mówił. I to robi Centrum Myśli Jana Pawła II i Centrum „Nie lękajcie się”, i moje Centrum Opatrzności Bożej. Tak że te rzeczy nie są to wydarzenia tylko jednorazowe, takiego blichtru zewnętrznego. Teraz chcemy na przykład zrobić na drugi Dzień Dziękczynienia taką uliczną, dużą wystawę, która zacznie swój byt tutaj, w Warszawie, i będzie zawierała nie tylko zdjęcia, wybrane najważniejsze fragmenty treści pierwszej pielgrzymki sprzed 30 lat. I chcę, żeby obeszła dzielnice Warszawy, a potem żeby ruszyła w Polskę. Będzie jej towarzyszył album, katalog, w którym będziemy eksponować właśnie te ważne treści tamtej pielgrzymki. Sądzę, że to jest to, co jest do zrobienia.
Myślę, że ważną rzeczą byłoby i pewnie będzie, bo da się o to poprosić, żeby z racji 30–lecia pielgrzymki pierwszej wrócić w telewizji, w radiu do przemówień z tej pielgrzymki, które były bardzo ważne treściowo dla Kościoła w Polsce i dla Polski i od których w pewnym sensie wszystko się zaczęło – o rok później była Solidarność, był początek drogi do wolności, który się nie stał bez Papieża i bez Kościoła, i bez Solidarności, i bez ludzi konkretnych, którzy cierpieli. To trzeba przypomnieć, żeby nie startować z takiego punktu, że wszystko samo przyszło. Nie przyszło samo, stało się pracą wielu ludzi i tym tchnieniem Ducha Świętego, którego prosił Papież na Placu Zwycięstwa wówczas, kiedy wołał: „Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi”.
E.H.: Możemy sobie o tym przypominać, ale co myśmy zrobili z tą wolnością?
K.N.: Myślę, że to jest pytanie, które sobie zadaje każdy człowiek, nie tylko w Polsce żyjący, bo z wolnością problem mają nie tylko Polacy. Myślę, że z wolnością dzieje się w świecie coś takiego, co nie zawsze jest właściwym jej rozumieniem i przyjęciem, ponieważ bardzo często współczesny człowiek chciałby wolność rozumieć jako wolność czynienia co mu się podoba, co mu się zachce. To jest to, co Tischner zawsze mawiał, książkę napisał: „Nieszczęsny dar wolności”. Jeżeli kto potraktuje wolność jako łatwy sposób przeżywania swojego życia i świata, to zawsze będzie pojmował ten dar jako dar mianowicie taki przyjemny, łatwy. Natomiast jeżeli ktoś sobie z wolnością nie może poradzić, no to będzie mówił, że to nieszczęsny, lepiej było żyć w klatce, by wszyscy decydowali za mnie i wtedy byłoby dobrze. Uczyć się trzeba żyć w wolności.
A podstawą tej nauki – i to jest pytanie, które sobie każdy musi postawić, ja nie lubię pytań, które stawiam w imieniu narodu, tak zwanego narodu czy kogoś tam – pytanie: co ja zrobiłem i co ja robię z wolnością? A to pytanie jest pytaniem o to, jak wygląda moje sumienie? Jak wygląda relacja sumienia do przykazań, do 10 przykazań? Jeżeli ja sobie tworzę kryteria i określam, co jest dobre, a co jest złe, według własnego widzimisię, to już jest bardzo źle i jest to bardzo poważny sygnał, że trzeba refleksję pogłębić i zapytać się, jakie to ma odniesienie do prawa, które jest poza mną, nie które ja stanowię, ale które ktoś ustanowił. Wierzący powie, że to zrobił Pan Bóg, a niewierzący powie, że zostało to wpisane w naturę ludzką.
(J.M.)