Kilka lat temu napisałam opowiadanie, którego bohaterką była dziewczyna z polskiej wsi. Po kilku latach ta postać zaczęła się domagać własnego życia i opowiadanie przerodziło się w powieść. Zrozumiałam, że ta dziewczyna, wywodząca się ze wsi, mogłaby podróżować po świecie. Chciałam dać jej trochę awanturniczy życiorys, który pozwoliłby zobaczyć różne kraje, różne domy, różne okoliczności, w jakich ludzie żyją. Aby dysonans poznawczy był jak największy, zetknęłam bohaterkę z sytuacjami zupełnie innymi niż te, z którymi miała do tej pory do czynienia. Pięć lat życia w Szwecji dały mi całą masę na tyle silnych wrażeń, które gdzieś musiały znaleźć swoje ujście.
A co wpłynęło na Pani decyzję o wyjeździe?
Trudno jest mi nazwać siebie i mojego partnera życiowego klasyczną polską emigracją. Wyjechaliśmy w podróż zawodową. Mój mąż pojechał do Szwecji pracować jako dziennikarz, a ja potraktowałam tę podróż jako możliwość pisania. Przez te pięć lat napisałam dwie powieści i zaczęłam trzecią.
Czy zbierała Pani specjalnie materiały do książki, czy w większości opiera się ona na Pani doświadczeniach, spostrzeżeniach, historiach, o których słyszała Pani mieszkając w Szwecji?
Przeprowadziłam bardzo duży research. Rozmawiałam z kilkoma dziewczynami, które sprzątały, niańczyły dzieci i które pracowały w Szwecji „na czarno”. Moją ulubioną rozmówczynią była Żaneta. Dostarczyła mi wiele znakomitych szczegółów. Oprócz tego czytałam dużo legend szwedzkich i książek o mitologii skandynawskiej. Mieszkałam w dzielnicy, którą zamieszkiwali głównie Szwedzi, zaczęłam więc jeździć po Sztokholmie, także po dzielnicach dużo biedniejszych. Przeprowadziłam także bardzo długą i fachową rozmowę z policjantem, która była mi potrzebna do opisu sceny zabójstwa.
Czy historie dziewczyn sprzątających w Szwecji, z którymi Pani rozmawiała, zostały zawarte w książce?
"Byłam bardzo ciekawa Szwedów i dosyć mało kontaktowałam się z Polonią. Jedynym miejscem, gdzie miałam okazję ją obserwować, był Instytut Polski."
Przystupa nie jest postacią autentyczną. To chyba zresztą widać, bo jest ona postacią, którą trudno „złapać”. Jest w niej jednak trochę z zachowania osób, które pochodzą z małych miasteczek, które nagle wybierają się w daleką podróż. Jest mnóstwo rzeczy, których nie wiedzą. Jedna z moich rozmówczyń naprawdę myślała, że kiedy wsiądzie na prom, to ten prom będzie miał przystanki. Tak jak autobus. Było to dla mnie niezwykłym źródłem inspiracji, bo pewnie sama takich rzeczy bym nie wymyśliła.
W opisach rzeczywistości domów, w których pracowała Przystupa zawarte jest wiele historii, o których opowiadały mi dziewczyny. Przede wszystkim sama perspektywa „kosza na śmieci”. Na przykład to, że w szafce znajduje się środki antykoncepcyjne i w ten sposób wiadomo, że pani nie chce być w ciąży, albo prasuje się jej spodnie poszerzone w pasie i widzi się, że jest w ciąży.
Przedstawiła Pani portrety trzech Polek: Przystupy, Hyry i Pani Słabej. Trzy zupełnie różne postaci i zupełnie różne losy emigracyjne. Dlaczego właśnie takie osoby Pani wybrała? Która z nich najbardziej przypomina typową polską emigrantkę, jeśli w ogóle taki uogólnienie jest możliwe?
Myślę, że, niestety, najbardziej Hyra. Będąc w Szwecji trafiałam czasami na takie zjawisko -okopania się w pozycji narodowej, w tym niedobrym sensie. Bywa tak, że emigranci przenoszą na nowy grunt wszystkie cechy narodowe i umacniają je w nowej rzeczywistości. Wtedy objawia się brak tolerancji i otwartości na wszystko inne. Są to cechy, które występują u niektórych emigrantów. Chociaż trzeba podkreślić, że Hyra jest osobą niewykształconą, powielającą często wzorce wiejskiego zachowania i myślenia. Patrzy na świat w opozycji swój-obcy. A z drugiej strony, pochodząc ze środowiska wiejskiego, pragnie posiadać element „pański” w swoim domu, czyli sprzątaczkę. Zupełnie inna jest emigracja inteligencka. Do tej grupy można w pewnym sensie zaliczyć Panią Słabą, która jest z wykształcenia psychologiem. Nie jest ona jednak typową postacią, ponieważ daje się swojemu silnemu mężowi zostawić w domu. Jest jednak masa kobiet: lekarek, profesorów na uniwersytetach, które świetnie radzą sobie w swoim zawodzie. Są to zupełnie inni ludzie, bardzo otwarci. Tacy, którzy potrafią świetnie połączyć polskość ze szwedzkością.
Dwie ostatnie największe fale emigracji z Polski do Szwecji to przełom lat 60./70. i ostatnie kilka lat. Przebywając w Szwecji, na pewno spotkała się Pani zarówno z jedną, jak i drugą. Czy mogłaby Pani powiedzieć, jakie dostrzega różnice w zachowaniu, postawach i zaangażowaniu w życie społeczno-kulturalne między emigracją sprzed 30 lat a dzisiejszą?
Po pierwsze, nie chciałabym zbytnio uogólniać, bo wiem, że to krzywdzi ludzi. Po drugie, byłam bardzo ciekawa Szwedów i dosyć mało kontaktowałam się z Polonią. Jedynym miejscem, gdzie miałam okazję ją obserwować, był Instytut Polski. Wydaje mi się, że emigracja typu ’68, czyli roczniki starsze, jest dużo bardziej nastawiona patriotycznie. W sensie dbania o symbole, o
"Przeprowadziłam bardzo duży research. Rozmawiałam z kilkoma dziewczynami, które pracowały w Szwecji 'na czarno'."
tradycję, utrzymywania mitu polskości. Emigracja z lat ‘80 to ludzie wciąż bardzo czynni zawodowo i, mimo że dbają o to, aby tę polskość zachować, to są dużo bardziej „zeszwedziali”. Najnowsza fala, ludzie w większości pracujących na czarno, to osoby naprawdę zajęte pracą. Przyjechali do Szwecji, żeby zarobić, przetrwać i niespecjalnie mają czas na to, żeby zajmować się polskością. Ludzie z mojego pokolenia, trzydziesto- i czterdziestolatkowie to w większości lekarze. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie to, że utrzymują bardzo zdrową kondycję polskiego inteligenta, czytają książki, chodzą do teatru, do kina, słuchają dobrej muzyki.
W jednej z ostatniej ze scen książki, przyjęcia u Gun, występują przedstawiciele bardzo wielu narodowości: Szwedzi, Finowie, Norwegowie, Anglicy, Francuzi, Niemcy i Polacy. Grupa Polaków wydaje się bardzo odstawać od reszty i zupełnie się z pozostałymi gośćmi nie asymiluje. Czy rzeczywiście istnieją tak wyraźne różnice między polskimi emigrantami a emigrantami innych narodowości?
To zależy. Dziennikarze, lekarze czy inni , którzy pracują w swoich zawodach, to ludzie którzy się błyskawicznie asymilują. Ja, przebywając w Szwecji, w pewnym momencie złapałam się na tym, że miałam dużo więcej szwedzkich znajomych niż polskich. Weszłam zupełnie w środowisko szwedzkie. Było to o tyle łatwe, że Szwedzi potrafią prowadzić życie towarzyskie równolegle po angielsku i po szwedzku. Ta emigracja „na czarno” bardzo odstaje. Są w pozycji proszącego i jest im bardzo trudno się zasymilować. Pracując na czarno, nie są też specjalnie atrakcyjni towarzysko. Nie wydaje mi się natomiast, żeby Polacy mieli tendencje do okopywania się w gettach, tak jak emigranci z innych krajów np. Kurdowie.
W Pani książce zarówno Szwedzi jak i Szwedki nie wyrażają pozytywnych opinii o Polakach. Kobiety traktują Polki jako potencjalne zagrożenie dla ich małżeństwa, mężczyźni - jako głupie dziewczyny ze Wschodu, które przy okazji sprzątania chętnie świadczą także „inne” usługi. Czy rzeczywiście mamy wśród Szwedów taką opinię?
"Szwedzi mają wysoki poziom politycznej poprawności, który praktycznie wszedł już im w krwioobieg, są otwarci."
Muszę w takim razie trochę „odczernić” tę rzeczywistość. W dużej mierze zostało to stworzone dla potrzeb książki. W rzeczywistości Szwedzi korzystają z pomocy Polaków, jednak nie ma w nich takiej pogardy. Szwedzi mają wysoki poziom politycznej poprawności, który praktycznie wszedł już im w krwioobieg, są otwarci. Oni naprawdę starają się nie traktować Polaków jako ludzi ze Wschodu. Obce są im uogólnienia i stereotypy typu „Polak to złodziej”.
Od niedawna mieszka Pani w Brukseli, czy możemy zatem niebawem spodziewać się obrazu tamtejszej polskiej emigracji?
Może niekoniecznie emigracji, ale na pewno Bruksela jest dla mnie źródłem wielu inspiracji. W Brukseli żyje mi się świetnie, dlatego, że jest to niezwykle energetyzujące i kosmopolityczne miasto, w którym ludzie o tylu różnych narodowościach potrafią ze sobą tak świetnie żyć. Jest to tygiel narodowościowy, w którym liczne narodowości tworzą grupy przyjaciół łącząc się na zasadzie zainteresowań. Pomyślałam, że muszę to wykorzystać w mojej kolejnej książce. Bardzo ciekawe jest również pokolenie młodych ojców-Belgów, którzy bardzo angażują się w życie swoich dzieci, są partnerami dla swoich żon. Po dłuższych rozmowach z nimi doszłam do wniosku, że są oni po prostu synami feministek. Są wychowani przez kobiety, które uczyły ich małżeństwa partnerskiego. I to pewnie też znajdzie odzwierciedlenie w mojej książce.