Kultura

Eliot nudzi

Ostatnia aktualizacja: 03.01.2008 15:20
Liryka T. S. Eliota przełożona w całości. Nareszcie wszyscy Polacy mogą poznać jego anglosaski spleen.

Jak to dobrze, że wydano całość liryki noblisty w jednym składnym tomiku i przekładzie. Ów noblista nigdy wcześniej nie doczekał się równie erudycyjnego opracowania. Trzeba to przyznać autorowi i temu, który go objaśnił, czyli Adamowi Pomorskiemu. Jednak lektura Eliota znudzi każdego poszukującego wciągającej i dobrej literatury. Bowiem literatura tego pseudoeuropejczyka jest najwyżej dobra, a wciągające zaledwie bywają jego purnonsensowe popisy i niektóre liryczne momenty pośród naukowych wykładów.

Thomas Stearns Eliot (należy pamiętać: jedno „l”, jedno „t”) był urodzonym w 1888 roku poetą amerykańskiego pochodzenia (Saint Louis w stanie Missouri) zamieszkującym przez większość życia wyspy Zjednoczonego Królestwa. Do dziś znawcy tematu spierają się o jego obywatelstwo (kulturowe). Osobiście nie miał wątpliwości i, głosząc wyższość kultury europejskiej nad amerykańską, przyjął brytyjski system podatkowy i administracyjny w roku 1927, równocześnie zmieniając wyznanie na anglikanizm.

Trud tłumacza

Wyznanie, obywatelstwo i poglądy polityczne – wszystko było dla niego ważne i warunkowało rozwój jego myśli literackiej. Jego myśl literacka bowiem, jak niewiele innych, wpłynęła na rozwój świadomości kulturowej Brytyjczyków i całej Europy po I Wojnie Światowej. Ponieważ zaś każda literatura obcojęzyczna dociera do Polski spóźniona i przefiltrowana przez intelekt tłumacza, dlatego zawsze wpływa na naszą kulturę później, wolniej i inaczej niż w kraju ojczystym pisarza. Tłumacz to szczytny, ale niewdzięczny zawód - i źle płatny. Więc chwała wszystkim tłumaczom.

Trzeba mieć tylko nadzieję, że Świat Książki docenił trud Adama Pomorskiego. Zwłaszcza że jest wieloletnim, uznanym specjalistą w swoim fachu. To jego pióro przełożyło dzieła literatury rosyjskiej (Achmatowa, Jesienin, Bunin, Dostojewski), niemieckiej (Rilke, Goethe), a teraz również angielskiej. Chapeaux bas, mili Państwo, chylcie czoła przed tytanem pracy. Bo zwykł on przekładać zadanych autorów z rozmachem i precyzją, a co najważniejsze – w całości.

I tym razem poradził sobie niezgorzej. Zachował potoczystą frazę Eliota, pamiętał o jego ironii uwikłanej w dotychczas uwypuklaną metafizykę, nie ominął soczystych aliteracji, ni rytmu, ni rymu. Jednak efekt jego pracy to nie proste translatio, lecz prawie emulatio, czyli upodobnienie językowego kształtu tekstów angielskiego poety do języka literatury polskiej. Dzięki temu zabiegowi nie musimy znać perfekcyjnie tradycji kultury brytyjskiej, bo pomogą nam w odczytaniu aluzje do tekstów naszej kultury.

Jednak, porównując z oryginałem, można odnieść wrażenie, że przekład uczynił Eliota trochę barokowym. To prawda, przecież znakiem markowym Pomorskiego jest nadmierne używanie szyku przestawnego i żonglowanie słowami, byle dopasować rymy. Jest to zrozumiałe, kiedy czytamy prawie zawsze rymowanego Rilkego, ale niezrozumiałe podczas lektury wierszy białych Eliota.

''T.S. Eliot. Źr. Wikipedia.

Ciężar erudycji

Drugim znakiem markowym Pomorskiego jest świetne posłowie o często rewolucyjnym (w dziedzinie literaturoznawstwa) przekazie. W przypadku wydania tekstów Eliota tłumacz zdecydował się na obszerne przypisy, ze względu na zróżnicowanie i rozwój liryki pisarza. Posunięcie to pozwala czytelnikowi wpisać tę literaturę w przestrzeń kultury europejskiej, rozpoznać jej dalsze i bliższe antecedencje i wpływy.

Jak pisze Pomorski, teksty Eliota należy przede wszystkim postrzegać w świetle antyromantycznej awangardy kubistycznej, francuskich poetów wyklętych (Baudelaire, Laforge, Corbiere), angielskiej poezji XVII wieku (Donne, Milton, Spencer, Szekspir)  i Dantego. Przeciętny czytelnik przeżyłby jeszcze wielość nawiązań i postmodernistyczny zalew cytatów, ale, niestety, ów dzielny Amerykanin ukończył również filozofię i chciał doktoryzować się, pisząc o systemie neoheglisty F. H. Bradleya. Z obu źródeł pochodzi tęga ilość wysoce zintelektualizowanych nawiązań do dzieł z przestrzeni filozofii i religii świata obok cytatów z kultury popularnej (musicali, wodewilów, reklam i dziecięcych piosenek).

Dodatkowo, polski tłumacz wykorzystuje całą swoją erudycję, żeby wykazać jak wiele pośród tych cytatów wykorzystywanych jest jedynie dla kontrastu i ironicznego dystansu, dla parodii wysokiej kultury. Bowiem dla Eliota najważniejsze jest opisanie rozkładu kultury europejskiej po I Wojnie Światowej, uwikłanie jednostki w historię i relacja fizyczności do duchowości (vide: katastrofizm i gnostycyzm Miłosza).

Jednak erudycja tłumacza, którą usiłuje rozwikłać erudycję pisarza, powoduje, że nawet jeżeli czytelnik przebrnie przez formę wierszy, to wyczerpany nie zdoła już podźwignąć (podwojonego) ciężaru treści. Grozi to intensywnym kurzeniem się tej niecienkiej książeczki na półkach wielu salonów.

Krzywe zwierciadło

Jeśli ktoś zaczynał lekturę Eliota od jego najbardziej znanego tekstu, poematu „Ziemia jałowa”, to podpisze się pod hasłem zawartym w tytule. Eliot nudzi. Ale z jaką gracją i z jaką precyzją nudzi! Jeszcze nie widziano, żeby ktoś spożytkował tyle czasu na przygotowanie poematu złożonego z aluzji i cytatów, które w szczególe (jak pisze Pomorski) nic nie znaczą. Na szczęście „w ogóle” mówią o rozkładzie, o dekompozycji religii, kultury i nauki jako chorobie nowoczesności. Kto miał okazję przedzierać się przez autorskie przypisy i poświęcił dłuższą chwilę, żeby coś z nich wywnioskować, nawet przy szerokiej erudycji doszedłby do wniosku, że włożona praca nie przynosi wymiernego zysku.

Z ratunkiem przychodzą przypisy tłumacza, obajśniające nam, że to zabieg celowy. Można się z nich dowiedzieć, że, zanim rękopis pokreślił Ezra Pound (obok Jamesa Joyce’a i Virginii Woolf najlepszy przyjaciel i mentor Eliota), znajdowało się w nim równie wiele odniesień popkulturowych, co „highkulturowych”. Niestety, ambicje Pounda spowodowały, że zamiast kulturowego tygla otrzymaliśmy wykład. A ironiczny dystans przypisów do naukowych tekstów wybitnych etnologów (Jessie Weston, Jamesa Frazera) został zagubiony. Mimo to, formalne i semantyczne nowatorstwo poematu jest niezaprzeczalne.

Na szczęście nowatorski pozostawał Eliot również w bardziej przyswajalnych tekstach. Zaczynając od arystofanejskich (albo, jak pisze Pomorski, menippejskich) wierszy o Sweeney’u, który nie wiedzieć czemu po polsku zamienił się w Świneya (inwencję można zrozumieć, tylko wówczas po co to igrek na końcu?), oraz  „Wierszy Ariela”, przez „Mord w katedrze”, na rozsławionych musicalem Lloyda „Kotach” kończąc. Te ostatnie, pisane w duchu twórcy gatunku limeryków, Edwarda Leara, są o wiele bardziej staroświeckie i – jak zwraca uwagę Pomorski – wieńczą podział liryków Eliota na serio i buffo.

Nuda obowiązkowa

Mimo trudności, nie wypada się przyznać, że Eliota się nie czytało. Należałoby nawet znać parę cytatów wykraczających poza „We are the hollow men / We are the stuffed men”. Stąd jak sądzę, popularność tej pozycji w wielu rankingach na koniec roku. Jednak z której strony zajść tę księgę, żeby nie zostać przywalonym przez kurz?

To wydanie jest pierwszym pełnym zbiorem poezji Eliota (bez juweniliów, ale za to z poematem dramatycznym: „Mord w katedrze”), w jednolitym przekładzie, przy ustalonym pomyśle tłumacza (które rzeczy uwypuklić, które umniejszyć kosztem translacji). O pomyśle może zaświadczyć choćby tytuł zbiorku, świetnie pasujący do często ponurych wierszy Eliota, a wzięty z jego nagrobka, umieszczonego w parafii, z której wywędrował w XVII wieku jego przodek do Ameryki. (Ponurość zresztą była stałą stylizacją tego poety, podobno jeden z jego przyjaciół nakrył go, kiedy ten przyprawiał sobie policzki zielonym pudrem, by wyglądać bardziej trupio).

Ostatnim argumentem na rzecz trudnej, choć wielce owocnej, lektury Eliota, jest fakt, że pamięć jego wierszy pozwoli pewniej czytać polskich poetów, którzy zachwycali się nim (i tłumaczyli go) niemalże od razu. Od Czechowicza i Miłosza po Herberta i Szymborską. Z tego powodu, jak również z wielu innych, liryki brytyjskiego (a jak!) poety możemy uznać za klucze do literatury XX wieku. Co prawda, klucze te mogą wydawać się kompletnie niezrozumiałe i nudne. Ale z jaką swadą i precyzją Eliot nudzi! Jak doniośle męczy czytelnika i jak pouczająco! Lecz przecież nie wypada nie znać Eliota.

Mikołaj Golubiewski

POSŁUCHAJ: O twórczości Eliota opowiada Adam Pomorski (KULTURALNY WIECZÓR Z JEDYNKĄ - prowadzi Magda Mikołajczuk, 13.11.2007 - mp3; 5,11 MB)


www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni
Czytaj także

Telenowela z ambicjami

Ostatnia aktualizacja: 15.12.2008 10:32
Grzegorz Wysocki i Mikołaj Golubiewski starają się nie zapaść w senność rozmawiając o nowej powieści Wojciecha Kuczoka.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Najlepsze wydawnictwa ubiegłego roku

Ostatnia aktualizacja: 28.01.2010 10:59
Wręczono nagrody "Magazynu Literackiego Książki". Wśród nagrodzonych znalazły się dwie biografie, album fotograficzny, tłumaczenie obcojęzycznej prozy i podręcznik prawniczy.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Wszystkie kolory filmu

Ostatnia aktualizacja: 09.02.2010 09:42
„Jeśli to fiolet, ktoś umrze…” taką tezę stawia w swojej najnowszej książce Patti Bellantoni, autorka dość nietypowej publikacji o kolorze w filmie.
rozwiń zwiń