Mikołaj Golubiewski:
Większość dotychczasowych recenzentów nieźle obsmarowała „Senność” Kuczoka, a przecież równie wielu wyczekiwało jej z utęsknieniem.
Grzegorz Wysocki: Nie wiem, jak sprawa wyglądała w przypadku recenzentów - sądząc po licznych negatywnych recenzjach, o ich wyczekiwaniu na "nowego Kuczoka" trudno mówić. Wyczekiwali za to na pewno czytelnicy, którzy długie pięć lat od wydania "Gnoju" raczeni byli swoistymi półproduktami: a to znanymi już wcześniej opowiadaniami ("Opowieści przebrane"), a to zebranymi recenzjami filmowymi ("To piekielne kino").
MG: A recenzenci to nie czytelnicy? Liczne recenzje sugerują popularność. Dla tych nielicznych, którzy jeszcze o książce nie słyszeli, podsumuję fabułę: Trzy pary, w tym jedna homoseksualna, trójka bohaterów głównych praktycznie ze sobą niezwiązana. Wszyscy troje cierpią na tytułową "senność", czyli rodzaj niedostosowania, życiowego lenistwa, które z różnych przyczyn (często podświadomych) z tego życia ich wyklucza. Podstawowa fabuła jest bardzo typowa, tendencyjna i telenowelowa.
GW: Rzeczywiście mamy do czynienia z czymś w rodzaju – jak to określiła moja znajoma – „M jak miłość”, tyle że emitowanym po godzinie 22, bo i „momenty” w tej telenoweli z ambicjami się zdarzają. Ja bym widział to tak: Kuczok chciał zrobić kilkuwątkową, pełną emocji, ale i zdrowego dystansu, a do tego misternie skonstruowaną powieść współczesną, a wyszedł dość błahy jednak i przewidywalny wyimek z rzeczonej telenoweli. Telenoweli z pretensjami artystycznymi, ale zawsze.
MG: Trzeba założyć, że niezwykle starał się o formę językową, bo ta jest rzeczywiście wypracowana i świetna. Jeżeli jednak zawsze był w tym dobry - a był - wtedy niewiele twórczego w takiej powieści. Zresztą tekst na okładce, że napisał ją "na podstawie własnego scenariusza" zakrawa na kpinę. Nie dodał prawie nic z dialogów, tylko rozpisał życiorysy bohaterom. Taka forma przypominała mi zbiór reportaży z „Gazety Wyborczej”. Zazwyczaj są świetne i ciekawe, ale mają być właśnie reportażami. Może Kuczok powinien był ją tam posłać?
GW: Myślę, że spokojnie można by tę książkę wydać w literackiej serii „Ha!artu” czy „Krytyki Politycznej”. Mniejsza, że znajdziemy tutaj kilka przynajmniej elementów literatury wyczekiwanej przez redaktorów wyżej wymienionych pism (np. emancypacja gejów, nabijanie się z „radyjka ojca dobrodzieja”). Ważniejsze, że zaangażowanie to niczym właściwie – może prócz powtykanych tu i ówdzie neologizmów i językowych zabaw przypominających nam o poetyckich, niezbyt zresztą zajmujących, początkach Kuczoka – od świetnie napisanego, literackiego reportażu się nie różni.
MG: Odnoszę raczej wrażenie, że Kuczok celowo sięga po tematy takie jak emancypacja homoseksualistów, dewocja czy eutanazja, bo wywołują najwięcej kontrowersji. Jednak w wykonaniu laureata nagrody „Nike” nie ma w nich nic kontrowersyjnego. A przecież z samego tematu homoseksualizmu można zrobić świetną i ciekawą książkę, a co dopiero ze wszystkich trzech. W tym wypadku mamy raczej kolaż gazecianych klisz.
GW: Mimo to konstrukcja powieści i bohaterów jest przez autora przemyślana i dopracowana, kto wie, czy nie za bardzo – zamiast powieści mamy bowiem zbeletryzowany scenariusz o budzących się z senności bohaterach. Wiemy właściwie od samego początku, że ich życiowe losy poprzecinają się ze sobą, a wszystko nieuchronnie biegnie do hollywoodzkiego, choć może nie aż tak jednoznacznego, happy endu. Powtarzam, Mikołaju: „Senność” nie jest książką złą, ale banalną. I docenienie jej stylistycznej czy konstrukcyjnej strony niewiele w tej kwestii zmienia.
MG: Widocznie „Senność” rzeczywiście była zbyt ambitna dla Kuczoka. Banalna fabuła kończy się banalnym endem, który niczego nie rozwiązuje, a wszystko wraca na ustalone wcześniej tory. Tylko Robert , znany pisarz przeżywający kryzys twórczy (alter ego?), umiera, ale widocznie to też powrót. Co prawda, możemy wziąć taki sposób opowiadania za celową banalizację – wykorzystanie oklepanych wątków i próbę opowiedzenia ich na sposób oryginalny – moim zdaniem nieudaną. Jakby grzebać w ambicjach autora, to można by się doszukać pomysłu, że za naszym banalnym życiem stoją głębsze, psychiczne powody, traumy i wyparcia, jak choćby strach Adama przed Zastanawialnią czy siłą Ojca.
GW: Nie chciałbym mówić, że był to dla Kuczoka projekt zbyt ambitny. Uważam go mimo krytyki za pisarza niezwykle utalentowanego i gotowego jeszcze nie raz i nie dwa mocno namieszać w literackim świecie. Jak najdalszy też jestem od tego, by przyłączyć się do chóru recenzentów, który powtarza jak nie wprost w swoich tekstach, to w kuluarach już bez jakiegokolwiek maskowania się, że Kuczok się skończył .
MG: Też zawsze go ceniłem, ale zapytam złośliwie – a nie skończył się?
GW: Na pewno się nie skończył. Może jeszcze trochę miała ta „Senność” podojrzewać na jego biurku? Może trzeba było nad nią posiedzieć jeszcze jakiś czas, nawet gdybyśmy mieli przez kolejne 5 lat nie otrzymać nowej powieści? Może postać Roberta jest po to, by za samego Kuczoka rozpaczliwie wykrzykiwać: no, naprawdę nie mogłem wiele z siebie wydusić, tak się męczyłem, najmocniej przepraszam, w tym momencie to wszystko na co mnie stać?
MG: Z tym Robertem to kolejny pisarski blamaż, rzeczywiście. Jestem przekonany, że 5 lat by się jeszcze „Senności” przydało. Być może wtedy łatwiej byłoby dojrzeć ambitny zamysł autora. Na mój gust może to wyglądać następująco: Historie o związków heteroseksualnych pozwalają włączyć związek homoseksualny z jego problemami w codzienność społeczeństwa. Końcowe przemyślenia kierowcy autobusu, że dobrze Adam zrobił, bo z kobietami jest więcej zachodu i „jakby miał drugi raz wybierać, też by sie wolał z chłopem związać”, także sugerują, że obce stało się swoje, zrozumiałe i nasze. Wychodzi na to – nie tylko w historii Adama – że senność powodowana jest przez dyktaturę większości, opresywne społeczeństwo, które narzuca nam wzorce, jakich nie potrafimy wypełniać. Dlatego dopiero porzuciwszy ustalone ramy Robert, Róża i Adam budzą się do życia.
GW: Jeśli jest jak mówisz, to tylko potwierdzają się moje wcześniejsze uwagi – z niczym szczególnie odkrywczym nie mamy do czynienia. To, co mogło okazać się już bardziej interesujące, a więc na przykład, czy i jak (jeśli w ogóle) zostaje przyjęty na wsi homoseksualny związek Adama i Pięknisia lub co będzie działo się z Różą po śmierci Roberta (powrót narkolepsji? ostateczne zerwanie ze światem filmu i teatru? itd.) w powieści w ogóle nie zostało poruszone. Książka kończy się w miejscu, do którego bystry czytelnik dociera po pierwszych kilkudziesięciu stronach lektury. Lektury, dodajmy jeszcze na koniec, łatwej i przyjemnej, bo trzeba przyznać, że „Senność” jest jednak powieścią popularną.
Wojciech Kuczok, „Senność”, WAB, Warszawa 2008.