Kultura

Robak w jabłku

Ostatnia aktualizacja: 16.01.2008 12:29
Zepsucie, które doprowadziło do rozpadu Jugosławii, było tam od samego początku - mówi Vesna Goldsworthy.

Teraz widzę, że to zepsucie, które doprowadziło do rozpadu Jugosławii, tak naprawdę było tam od samego początku – mówi dla Polskiego Radia Vesna Goldsworthy, autorka książki „Czarnobylskie truskawki”.

''

Z Vesną Goldsworthy rozmawia Petar Petrović.

Kiedy pisze Pani o Jugosławii, wspominając swoje dzieciństwo i młodość, w opisie okresu i ustroju, w jakim przyszło Pani żyć, wyczuwa się pewną naiwność. Wydaje mi się, że nie była to tylko Pani przypadłość, ale większości młodych ludzi krajów bloku wschodniego.

W „Czarnobylskich truskawkach” jestem szczera aż do bólu, stąd nie boję się pokazać siebie jako osoby naiwnej, bo taką rzeczywiście wtedy byłam. Żyliśmy jak dzieci w mydlanej bańce, w której są dostatecznie szerokie ściany, byśmy w ogóle nie wiedzieli o tym, że istnieją. Uderzyć się w głowę mogły tylko te osoby, które zaczynały zajmować się polityką – to one mogły zdać sobie sprawę z tego, że żyjemy w represyjnym reżimie. Ale dla ludzi takich jak ja, którzy biegali sobie w środeczku i nikomu nie przeszkadzali, ściany były mitem. Ja nigdy nie starałam się robić czegoś, co było zabronione. Wielkim grzechem mojej generacji było to, że byliśmy całkowicie apolityczni i dla nas polityka była brudną rzeczą. Zawsze uważaliśmy, że politykami zostają ci najgorsi spomiędzy nas i naprawdę zostawiliśmy im politykę. Niestety, to my z naszym uczuciem wyższości, staliśmy się w konsekwencji ofiarami, dlatego, że pozwoliliśmy, by te wszystkie złe rzeczy miały miejsce. Myślę, że coś podobnego wydarzało się wszędzie we wschodniej Europie, ale tylko Jugosławia rozwiązała to w najkrwawszy sposób. To jest paradoks tego kraju, bo przecież był on najlepszym miejscem do życia, najbardziej otwartym i najbardziej demokratycznym krajem, jeśli porównamy go do innych państw Europy Wschodniej. Może to właśnie spowodowało, że byliśmy zbyt pewni siebie?

Mimo że „Czarnobylskie truskawki” nie są książką polityczną, to jednak zarówno polityka, jak i sam system komunistyczny jest w Pani wspomnieniach stale obecny. Jak oceniała Pani system w latach młodości, a jak teraz?

"Wielkim grzechem mojej generacji było to, że byliśmy całkowicie apolityczni i dla nas polityka była brudną rzeczą."

Wtedy nie myślałam o nim za dużo, był jak druga strona zdjęcia -  niewidoczny, ale otaczał nas ze wszystkich stron. Myślałam, że żyję w stabilnym i otwartym kraju. Mogłam podróżować, studiować zagranicą, a problemy, jakie mieli inni ludzie, mnie osobiście nie dotyczyły. Wpływ miał na to mój egoizm. Teraz widzę, że to zepsucie, które doprowadziło do rozpadu Jugosławii, tak naprawdę było tam od samego początku. Tak jak robak w jabłku. To nie było coś, co się stało nagle. Gdybym chciała widzieć, to bym widziała to i wtedy. Byłam jednak zbyt zakochana w muzyce, literaturze i filmach i nie zajmowałam się polityką, bo przecież polityką zajmują się najgorsi  z nas…

A kiedy zamyka Pani oczy, jaka Jugosławia staje Pani przed oczami? Kraj Pani młodości bardzo się różni od regionu, w którym nie tak dawno doszło do tylu przerażających zbrodni.

Ja ciągle mam przed oczami zachodzące na siebie zdjęcia. Widzę jakieś ładne wspomnienie, a zaraz na jego miejsce wchodzi jakieś straszne. Kiedy przypomnę sobie cudowne wczasy w Dubrowniku, to w tym samym momencie stają mi przed oczami obrazy wojny. Kiedy przypomnę sobie szusowanie na Kopaoniku, to zaraz przypominam sobie, że znajduje się on pięćdziesiąt kilometrów od Kosowa. Historia, mimo że nie zajmuję się polityką, ciągle uzupełnia i wpływa na moje wspomnienia.

Pisze Pani o Jugosławii, o Belgradzie, lecz nie stroni Pani od umieszczenia swych wspomnień w szerszym kontekście Bałkanów.

W mojej pierwszej książce, „Inventing Ruritania”, przedstawiłam Bałkany jako „Dziki Wschód” Europy, wykorzystując badania prowadzone nad obrazami i stereotypami dotyczącymi tego rejonu. Wyszedł z tego obraz miejsca, które nie jest jeszcze prawdziwą Europą, ale funkcjonuje jako europejska wersja Orientu, stworzona w kulturze, w literaturze. Piszę o tym także w „Czarnobylskich truskawkach”. 

Pracowała Pani w czasie wojen w Jugosławii dla BBC, przygotowując serwis informacyjny dla Serbii. Posiadanie podwójnej tożsamości, gdy jedna ojczyzna bombarduje drugą musi być bardzo ciężkie.

Podwójna tożsamość jest tym, z czym nauczyłam się żyć. W szczególności, kiedy moja serbska i angielska tożsamość wchodzą ze sobą w konflikt, tak jak to było w czasach bombardowania Serbii. Czułam wtedy, że „moi” Brytyjczycy bombardują „moich” Serbów i ja każdego dnia dzwonię do moich rodziców, w tle słysząc dźwięki bombardowania. Najbardziej w tym czasie bałam się o właśnie o nich, ale sama łapałam na tym, że martwię się i o  brytyjskich pilotów. To był test mojego patriotyzmu i tego, co on tak naprawdę znaczy. Dlaczego płakałam, kiedy Chorwaci przeganiali Serbów z Krainy, a kiedy Serbowie popełniali zbrodnie nad bośniackimi Muzułmanami, to nie płakałam, tylko się wściekałam? Istnieje różnica między wściekłością i płaczem. Płacz jest nieartykułowanym bólem i postanowiłam przeanalizować go w mojej książce. Moje reakcje w jakiś sposób opisują mapę mojej przynależności. Nie chodziło mi o to, by nakreślić jakieś ogólnoludzkie zasady rządzące emocjami. Dla mnie było ważne, by przeanalizować samą siebie, dlatego, że ja w wielu momentach wojny uciekałam w swoją europejską tożsamość i mówiłam sobie, że całe to zło nie ma ze mną nic wspólnego, bo ja jestem Angielką. Ale ja jestem i nie jestem Angielką.

Pisze Pani, że serbskie „ja”, gdy używa Pani tego języka, różni się od angielskiego, gdy zmienia Pani język.

"Istnieje różnica między wściekłością i płaczem. Płacz jest nieartykułowanym bólem i postanowiłam przeanalizować go w mojej książce."

Rozmawiam o tym często z przyjaciółmi, przywołując najbanalniejsze przykłady. Przeklinam o wiele częściej po angielsku niż po serbsku, gdyż angielskie wyrażenia, według mnie, brzmią o wiele bardziej delikatnie – naiwniej. Wydaje mi się, że różnorodne języki tworzą z nas różnorodnych ludzi. Różnica w sposobie mojego myślenia po serbsku i po angielsku jest bardzo mała, ale istnieje. To jest jedna z tych kwestii, o których piszę w książce. Wiele swoich wspomnień z okresu jugosłowiańskiego musiałam przenieść na język angielski i znajdowałam dla nich słowa, których do tej pory  nie znałam w tym języku. Według mnie język i tożsamość są ze sobą mocno powiązane. Analizując język, badałam tożsamość.

W „Czarnobylskich truskawkach” porusza Pani także bardzo osobisty temat: choroby – raka piersi.  Gdyby nie Pani syn, czy znalazłaby Pani jakieś inne źródło siły do walki z chorobą?

Prawdopodobnie tak, ale w momencie, gdy dowiedziałam się o mojej chorobie, cała moja chęć walki z nią była powiązana z macierzyństwem i łączącą się z tym odpowiedzialnością. Musiałam żyć, żeby Aleksander miał matkę, żebym widziała, jak rośnie. Ludzie, będąc w podobnej sytuacji i nie mając dzieci, czerpią siłę z innych źródeł. Ja ciągłe myślałam o tym, co on zrobi beze mnie.

„Czarnobylskie truskawki” to nie tylko owoce, z których robiła Pani konfitury, w pamiętnym 1986 roku, gdy doszło do katastrofy w Czarnobylu.

 „Czarnobylskie truskawki” to metafora dla dwóch rzeczy. Pierwszą odnosiłam do samej siebie, utożsamiając się z jabłkiem, które świetnie wyglądało na zewnątrz, a w środku jest całkowicie zgniłe. Widziałam też swoje życie w komunistycznej Europie jako mieszankę piękna i trucizny. Piękno niezepsutej Europy, jaką kiedyś była, idzie ramię w ramię z tymi starymi i niebezpiecznymi fabrykami, smrodzącymi samochodami, zatruciem środowiska. Ja te dwie rzeczy widziałam jako jedną. Te piękne, wiejskie życie moich rodzinnych stron, łączy się ze strasznym brudem industrializmu. Tak jest z moimi wspomnieniami: miłe mieszają się z tymi ciemnymi.

 

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni
Czytaj także

Telenowela z ambicjami

Ostatnia aktualizacja: 15.12.2008 10:32
Grzegorz Wysocki i Mikołaj Golubiewski starają się nie zapaść w senność rozmawiając o nowej powieści Wojciecha Kuczoka.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Najlepsze wydawnictwa ubiegłego roku

Ostatnia aktualizacja: 28.01.2010 10:59
Wręczono nagrody "Magazynu Literackiego Książki". Wśród nagrodzonych znalazły się dwie biografie, album fotograficzny, tłumaczenie obcojęzycznej prozy i podręcznik prawniczy.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Wszystkie kolory filmu

Ostatnia aktualizacja: 09.02.2010 09:42
„Jeśli to fiolet, ktoś umrze…” taką tezę stawia w swojej najnowszej książce Patti Bellantoni, autorka dość nietypowej publikacji o kolorze w filmie.
rozwiń zwiń