Niezadowolenie z własnego pisania, przejmowanie się sprawami polskimi, poruszające - choć bardzo rzadkie - słowa o miłości do żony - czyli "Dziennik" Sławomira Mrożka. Był pisany "dla siebie", ale na szczęście został wydany (na razie pierwszy z trzech tomów).
- O tym, że istnieje pięć tysięcy stron jego zapisków nie wiedział nikt, oprócz Sławomira Mrożka i jego żony. Zaryzykuję stwierdzenie, że do opublikowania dziennika doszło dzięki jego wyjazdowi z Krakowa do Nicei - wspomina w audycji Magdy Mikołajczuk Anna Zaremba Michalska, wydawca twórczości autora.
- Podczas przygotowań do przewiezienia swojego archiwum, będąc w piwnicy, zauważył on kartony i… przypomniał sobie o tych stronach. Dowiedziałam się o tym całkowicie przypadkowo, w przeddzień ich podróży – dodaje.
- Czytanie to moje drugie życie, ale takiego ciosu literackiego, jaki sprawił mi "Dziennik", to ja od lat nie pamiętam. Gdy o nim opowiadam mam ciarki na grzbiecie – podkreśla krytyk literacki Tadeusz Nyczek, autor wyboru dzieł autora zatytułowanego "Tango z Mrożkiem".
Zdaniem gościa "Moich Książek" "Dziennik" Mrożka jest świetnie napisany i momentami bardzo zabawny. Największą wartością tej lektury jest jednak to, że autor usiłuje badać samego siebie, zadając sobie nieustanne pytanie o to, czym jest człowiek.
- Zdaje się nam mówić, że będzie swoim własnym psychiatrą, lekarzem i chirurgiem – podkreśla krytyk. Co ciekawe, nie ma tam za wiele informacji o jego życiu rodzinnym i małżeńskim. Dopiero gorzki, rozpaczliwy, pełen tęsknoty zapis, otrzymujemy po śmierci jego żony, o której do tej pory nie było prawie w ogóle w jego "Dzienniku" mowy.
- On obserwuje rzeczywistość, a potem ją w sobie przetwarza. Te zapiski są ekshibicjonistyczne, bolesne i traumatyczne. Nie ma tam opisów przyrody i przeżyć z innymi ludźmi. To jest szperanie w samym sobie – zaznacza Tadeusz Nyczek.
(pp)