W Labiryncie nad morzem Zbigniew Herbert zabiera nas w piękną podróż w czasie i przestrzeni. Książka ta, obok Barbarzyńcy w ogrodzie i Martwej natury z wędzidłem tworzy trylogię zawierającą refleksje głównie na temat sztuki, powstałe podczas licznych podróży Herberta po Europie. Labirynt... poświęcony jest przede wszystkim antycznej Grecji. Pałacom, miejscom kultu, historiom wyszperanym z dzieł klasyków. Herbert z zachwytem zatrzymuje się przy kolejnej rzeźbie, przy kolejnym fresku. Chłopak zbierający szafran, Książe wśród lilii, Król – kapłan, Paryżanka, Delfiny - spacerujemy wraz z autorem Labiryntu... po Muzeum Archeologicznym w Heraklionie. Kolory, kreska, szkic. I tak fresk za freskiem, kolumna za kolumną. Otoczyć się przedmiotami, zamknąć się na noc w muzeum – to pragnienia, które wprost wyjawia nam Herbert.
CHCESZ WIĘCEJ KULTURY? POSŁUCHAJ SERWISU!
Za pragnieniami tymi kryje się jednak coś jeszcze – fascynacja ludźmi, którzy te przedmioty wytwarzali, i chęć poznania tych, którzy choćby w najmniejszy sposób odcisnęli na sztuce swe piętno. Oczarowanie miejscami, Akropolem, pałacem w Knossos, Delfami, ich złożoną, pełną niewiarygodnych wydarzeń, historią, łączy się więc ściśle z zainteresowaniem bohaterami swoich czasów. A bohaterowie ci są niczym z anegdot. W eseju Akropol Herbert przywołuje Demetriosa, syna generała z armii Aleksandra, Turka Mahometa II, Wenecjanina Franciszka Morosiniego i Brytyjczyka Thomasa Bruce’a Elgina. Historie ich, choć wszystkie związane z Akropolem, są bardzo różne, nie tylko dlatego, że dzielą je stulecia. Demetrios zwyczajnie zamieszkał w Partenonie na Akropolu, i tam wyprawiał uczty w towarzystwie kurtyzan. Profanacja jakiej nikt wcześniej ani później nie widział. Z kolei za czasów panowania Turków w Grecji, świątynia Ateny przeistoczyła się meczet, a tuż obok wybudowano pomieszczenia na magazyny prochu. Wenecjanie pod dowództwem Marosiniego, w roku 1687 ostrzeliwali Akropol z moździerzy, ponoć z wyrzutami sumienia. Natomiast lord Elgin, to osoba odpowiedzialna za to, że elementy Partenonu możemy podziwiać dziś w British Museum, a nie w Atenach. Historia miejsca, to imponujący obraz ludzi. Trudzących się przy wznoszeniu pałaców czy świątyń – budowanie jednej kolumny na Akropolu zajmowało ponoć 50 do 110 dni – i niszczących dorobek poprzedników.
Motyw niszczenia zresztą nieustannie pojawia się u Herberta. Upadek, śmierć kolejnej kultury - ciągle kołuje, unosi się w powietrzu i tylko czeka by nadejść. Jak to mogło być z Minojczykami, a jak z Etruskami? Pytania Herberta wcale nie wydają się obce i odległe. Pisarz tłumaczy się w Lekcji łaciny, ostatnim eseju zmieszczonym w książce, ze swej fascynacji antyczną Grecją i Rzymem. Pojawia się nauczyciel łaciny zwany przez uczniów „Grzesiem”, i powracamy wraz z autorem do czasów, gdy zasiadał w szkolnej ławie. Scypion, Katon, Grakchowie, a w następnym roku miał być Horacy. Nagle zaskakuje nas jedno krótkie zdanie - „Ale wtedy wkroczyli barbarzyńcy”. W taki sposób dotychczasowy świat upadł, szybko upodobnił się do kultury minojskiej nawiedzonej być może przez potężne trzęsienie ziemi, czy inny kataklizm. Antyk, poprzez agresję, tych już współczesnych pisarzowi „barbarzyńców”, stał się dla Herberta światem niedokończonym, i może dzięki temu idealnym.
Łukasz Smolarow
Zbigniew Herbert, Labirynt nad morzem, Zeszyty Literackie, 2000.