Kim jest Jerzy Lewczyński, wie chyba każdy, kto interesuje się sztuką. To wybitny fotograf, laurerat dziesiątek nagród i odznaczeń. Ojciec grupy twórczej "Gliwice" (zrzeszała między innymi Zofię Rydet, autorkę słynnego Zapisu Socjologicznego), bliski współpracownik Zdzisława Beksińskiego i Bronisława Schlabsa, z którymi przez kilka lat (1957-61) tworzył nieformalną grupę fotograficzną. Niezmordowany kronikarz życia codziennego, autor zdjęć nazywanych "anty-fotografią". Twórca idei archeologii fotografii, którą dziś czynnie wprowadza w życie choćby Fundacja "Archeologia Fotografii" w Warszawie...
Bez niego polska fotografia nie byłaby taka, jaka jest. A jaki jest Jerzy Lewczyński? Na to pytanie stara się odpowiedzieć kurator wystawy, Wojciech Nowicki - również fotograf, autor nominowanej do Nagrody Nike 2011, wspaniałej książki "Dno oka. Eseje o fotografii."
Z panem Jerzym ustaliliśmy od samego początku, że to ma być wystawa, która namiesza. - opowiada Wojciech Nowicki - To fantastyczne uczucie, gdy siedzi się ze żwawym 87-latkiem, który mówi: "Tak, tego było mi trzeba, trzeba wpuścić tutaj trochę świeżego powietrza, trzeba sprawę ożywić. Nie chcę już takich wystaw, jakie były, w ogóle wystawy mnie nudzą. Ale jak pomieszamy, będzie dobrze."
Przy wejściu do gliwickiej Czytelni Sztuki wita nas autoportret Lewczyńskiego, który przedstawia go w momencie, kiedy ogryza wielką kość. To zaskakujące zdjęcie świetnie koresponduje z tytułem wystawy - "Jerzy Lewczyński. Oczyszczenie". To "oczyszczenie" to także efekt wielokrotnych wizyt Nowickiego w prywatnym archiwum Jerzego Lewczyńskiego. Wszystkie zdjęcia, pokazane na wystawie, pochodzą właśnie ze zbiorów ich autora. Lewczyński, co rzadko spotykane, dał kuratorowi zupełną swobodę w wyborze fotografii, które miały zostać pokazane na wystawie.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Obok zdjęć, które już na stałe weszły do kanonu polskiej fotografii, na wystawie prezentowane są różnych rozmiarów "wglądówki" albo zdjęcia odrzucone przez samego artystę w trakcie pracy. Odkrycie tych fotografii przed światem zewnętrznym daje widzom możliwość zrozumienia pracy fotografa. Można dosłownie zajrzeć Lewczyńskiemu przez ramię, przeżyć - tak jak on kiedyś - ten magiczny moment, kiedy odkrywa się idealny kadr; kadr, w którym wszystko jest na swoim miejscu, który zapada w pamięć.
Świetnym przykładem jest jedno z najlepiej znanych zdjęć Lewczyńskiego pod tytułem "Choroba" (obok), które przedstawia mężczyznę w piżamie, wspierającego się o dwa szpitalne łóżka. Nie widać jego twarzy, jest odwrócony do nas tyłem. Na jego plecach cień okna rysuje gruby, czarny krzyż. Wojciech Nowicki znalazł w archiwum fotografa wglądówkę o rozmiarach 9x13 cm, na której ten człowiek stoi przodem do kadru. Możemy nareszcie zobaczyć jego twarz... Przyglądając się ponownie tamtej znanej, kanonicznej już fotografii, możemy też na własne potrzeby zdecydować, czy wybór artysty był słuszny.
Ważną pozycję na wystawie zajmują dzieła z nurtu "anty-fotografii". W chwili ich tworzenia były one uznane za sprzeczne z ówczesnym poczuciem estetyki. Poprzez nie Jerzy Lewczyński starał się zapisać, opisać i skomentować życie codzienne. Poza fotografiami są to kserokopie, notatki, listy, dokumenty - artysta w późnym wieku zarzucił bowiem fotografię, wątpiąc w to medium. Jak mówi Wojciech Nowicki, jest to cykl niezwykle trudny do odczytania, bardzo rzadko brany pod uwagę. Ale kurator znalazł pewien sposób na pokazanie tych dzieł, który pozwoli się do nich zbliżyć trochę bardziej. Jaki?
Przekonajmy się sami! Wystawę "Jerzy Lewczyński. Oczyszczenie" można oglądać do 3 września. Tutaj można przeczytać rozmowę z Wojciechem Nowickim o Jerzym Lewczyńskim.
Zapraszam serdecznie do Gliwic!
Agnieszka Obszańska
agnieszka.obszanska@polskieradio.pl
Aby odsłuchać audycji Teren Kultura w radiowej Trójce, której gościem był Wojciech Nowicki, wystarczy kliknąć na dźwięk w ramce po prawej stronie artykułu.