Jakiś czas temu miałam okazję gościć w Pradze i odwiedzić tamtejsze muzeum Franza Kafki. W znajdującej się tam Księdze Gości ktoś wpisał: „Niezapomniany artysta, niezapomniane miejsce”. Po obejrzeniu filmu Oliviera Dahana podobny wpis można by powtórzyć, ale tylko w połowie, bo to że Edith Piaf do grona artystów niezapomnianych należy jest nader oczywiste, ale już obrazowi powstałemu w oparciu o jej biografię daleko do doskonałości i pozostania w naszej pamięci dłużej niż dobę.
Niestety nie zaserwowano nam niczego, co wyróżniałoby się na tle innych filmów poświęconych życiu i twórczości wielkich muzyków, a które oglądać mogliśmy w ostatnich latach.
Losy Edith Giovanni Gassion śledzimy od momentu jej narodzin aż do przedwczesnej śmierci (Piaf zmarła w wieku 48 lat na raka) niestety niechronologicznie. Za dużo tu zupełnie niepotrzebnych przeskoków czasowych; a to jesteśmy w czasach, gdy Edith miała zaledwie kilka lat, aby za chwilę odwiedzić ją na łożu śmierci. Te zaburzenia chronologii wydają się być jedynie ozdobnikami, które swojej funkcji jednak nie spełniają. Całości nie uatrakcyjniają, a jedynie przeszkadzają w odbiorze.
Utrudnia go również zbytnie udramatyzowanie całej historii. Owszem życie Edith Piaf usłane różami nie było. Dziewczynka została porzucona przez matkę, niespełnioną śpiewaczkę uliczną, aby trafić pod opiekę prowadzącej dom publiczny babki, a następnie swego ojca cyrkowca. Koszmar dzieciństwa i wczesnej młodości Piaf został przerwany w momencie odkrycia jej talentu przez jednego z impresariów, Louisa Leplée (w tej roli Gérard Depardieu). Jej kariera nabrała rozpędu. Coraz częstsze koncerty, sława, pieniądze, stąd już pierwszy krok do sięgnięcia po alkohol i narkotyki… Podobnie jak Johnny Cash czy Ray Charles, Edith Piaf nie mogła się im oprzeć. Po drodze pojawiła się też miłość, jedyna, prawdziwa, niemożliwa do spełnienie (bokser Marcel Cerdan był bowiem żonaty) i zakończona tragiczną śmiercią ukochanego. Notabene moment, w którym filmowa Edith się o tym dowiaduje, to najlepsza scena w filmie.
Zbytnie skupienie się na wątku pobytu w domu publicznym babki oraz miłości do Marcela nie pozwoliły powiedzieć więcej o innych związkach Edith i co ważniejsze o śmierci jej jedynego dziecka, które zmarło mając dwa latka. Kwestie te zostały zaledwie wspomniane, mniej uważni widzowi mogli ich nawet nie zarejestrować. Wydaje się, że twórcy filmu nie potrafili, niewątpliwie z uwagi na szacunek, jakim darzyli tę wielką francuską pieśniarkę, dokonać selekcji i całe 48 lat jej życia chcieli upchnąć w jeden 2-godzinny film. Obyło się to też kosztem muzyki, której z pewnością udałoby się przykryć ewentualne słabości i niedociągnięcia fabuły, jak miało to miejsce w przypadku biografii innych muzyków, wspomnianego już Casha i Charlesa.
Pod koniec swego życia Edith Piaf śpiewała: „Nie niczego nie żałuję”, Olivier Dahan pieśni tej nie będzie mógł powtórzyć i to nie tylko z powodu wyreżyserowania Purpurowych Rzek II…
Niczego nie żałuję, reż. Olivier Dahan,obsada: Marion Cotillard, Sylvie Testud, Pascal Greggory; Czechy, Francja, Wielka Brytania 2007.