Po meczu półfinałowym z Walią w Portugalii zapanowała euforia. - Jedziemy do Paryża! Jesteśmy zdobywcami, podbijemy Euro 2016. Co za szaleństwo! - krzyczał tuż po środowym meczu Nuno Matos, komentator Radia Antena 1.
Portugalczycy zameldowali się w grande finale we Francji po mówiąc ogólnie mało ciekawym widowisku. W pierwszej połowie emocji nie było wiele, oba zespoły skupiły się na defensywie, a napastnicy nie dochodzili nawet do pozycji strzeleckich. Kto przysnął lub szukał w sieci potwierdzenia, że nie tylko on się nudzi, zapewne je znalazł.
W przerwie w portugalskiej szatni trener Fernando Santos zapewne używając konkretnych i mocnych motywujących słów zachęcił jednak swoich podopiecznych do walki, bo druga połowa meczu przebiegła na zupełnie innym poziomie. Trzeci bieg włączył też Cristiano Ronaldo, który w 50. minucie spotkania, poszybował ponad głowami walijskich obrońców, po czym jakby zatrzymał się na chwilę w powietrzu, przymierzył i główką pokonał Wayne Hennesseya.
Dla Ronaldo pierwszy gol był jak przystawka, bo trzy minuty później zaserwował w pole karne walijczyków (po)danie "palce lizać". Nani, który takich frykasów z menu asyst Cristiano Ronaldo nie marnuje, przyczaił się w pobliżu, zmienił tor lotu piłki myląc bramkarza i zmieniając na tablicy wynik na 2:0. Te trzy minuty wstrząsnęły Walią na tyle skutecznie, że "Smoki" nie były w stanie skutecznie odpowiedzieć na gole rywali. Stawiane przed meczem pytanie, która z gwiazd Realu Madryt, Cristiano Ronaldo czy Gareth Bale zagra w ostatnim meczu kończącym Euro we Francji, znalazło odpowiedź. To CR7 przyjmował gratulacje od walijskiego napastnika za awans do finału, a Bale usłyszał od kolegi słowa uznania za wspaniały turniej jego drużyny. - Nie mogę dokładnie powiedzieć, co sobie mówiliśmy. To była normalna rozmowa. Oczywiście pogratulowałem jemu i Walii turnieju. Spisali się świetnie, byli gwiazdą, rewelacją Euro - mówił Ronaldo w wywiadzie po meczu z Walią.
Źródło/Foto Olimpik/x-news
Portugalia się cieszy, ale w pamięci portugalskich kibiców pozostają jeszcze obrazki z 2004 roku, kiedy łzy zaczynającego swoją wielką karierę Cristiano Ronaldo obiegały świat po przegranym finale mistrzostw Europy z Grecją. Ten koszmar wraca przed kolejnym meczem o tą samą stawkę. Tym razem Cristiano Ronaldo liczy jednak na inny scenariusz. - Mam nadzieję, że tym razem to będą łzy szczęścia. Zawsze mówiłem, że moim marzeniem jest wygrać coś dla Portugalii.
Jesteśmy coraz bliżej i wierzę, że zwyciężymy - mówił CR7 tuż po meczu w rozmowie z telewizją RTP. Cristiano Ronaldo podkreślił także, że nie przejmuje się dotychczasową krytyką pod adresem reprezentacji.
- Lepiej zacząć słabo, a skończyć dobrze. Zawodnicy i trener zasłużyli na ten awans. Spełnia się nasz sen - mówił bohater środowego spotkania.
Ronaldo ocenił, że Portugalia to drużyna, która podczas Euro we Francji stopniowo rozwijała skrzydła do lotu, nie sprinterskiego, ale do maratonu. Podkreślił, że w meczcah fazy grupowej gole zdobywali Nani, Ricardo Quaresma, Renato Sanches. - To świadczy o tym, że jesteśmy drużyną. Dziś ja miałem szczęście strzelić gola i pomóc. Teraz czas wejść na najwyższy poziom - powiedział.
Ronaldo w meczu z Walią zdobył dziewiątego gola w historii występów na ME, wyrównując rekord wszech czasów Michela Platiniego. Francuz wszystkie bramki uzyskał w 1984 roku, kiedy rozegrał pięć meczów.
Aneta Hołówek, PolskieRadio.pl, IAR