Protesty zakończyły się pacyfikacją przez oddziały ZOMO zakładów pracy, demonstrantów, a w Radomiu milicja przejęła kontrolę nad miastem. W walkach ulicznych wzięło udział około 1600 funkcjonariuszy mundurowych i kilkudziesięciu cywilnych. Po kilku godzinach sytuacja została opanowana, a siły porządkowe przystąpiły do wyłapywania podejrzanych, czyli w praktyce każdego, kto wpadł im w ręce. Zatrzymani byli przewożeni do komendy Milicji Obywatelskiej.
Większość została przepuszczona przez "ścieżki zdrowia", czyli szpaler milicjantów z pałkami, którzy bili wszystkich przechodzących pomiędzy nimi. Funkcjonariusze zachowywali się niezwykle brutalnie, a złapani byli po prostu katowani. Bito także przypadkowe osoby. Jedną z nich był Jan Brożyna, śmiertelnie pobity przez patrol MO. O jego zabójstwo oskarżono nie milicjantów, ale świadków wydarzenia. Drugą śmiertelną ofiarą represji był ks. Roman Kotlarz, którego esbecy nachodzili wielokrotnie i bili.
W całej Polsce zatrzymano blisko 3000 osób. W Ursusie i Radomiu odbyły się cztery pokazowe procesy, w których wobec oskarżonych zastosowano zasadę "odpowiedzialności zbiorowej". Procesy były tak zmanipulowane, żeby oskarżonych pokazać jako zwykłych kryminalistów.
Radomskie sądy - wojewódzki i rejonowy - skazały za robotniczy bunt 259 osób, w tym 65 za udział w "nielegalnym zbiegowisku publicznycm". Orzeczone kary sięgały 10 lat pozbawienia wolności i kilkunastu tysięcy złotych grzywny. W podobnym procesie robotników Ursusa 7 osób skazano na wyroki od 3 do 5 lat więzienia. Ostatni proces odbył się w grudniu. Trzy osoby skazano na wyroki od roku do 3 lat.
Zaraz po rozpoczęciu procesów w lipcu działacze opozycji antykomunistyczne nawiązali pierwsze kontakty z rodzinami prześladowanych robotników. 17 lipca 1976 roku odbyła w Sądzie Rejonowym w Warszawie pierwsza rozprawa przeciwko robotnikom Ursusa. Przyszło na nią kilkanaście osób ze środowisk opozycyjnych, m.in. Henryk Wujec, Jan Józef Lipski, Antoni Macierewicz i mecenas Jan Olszewski. Na korytarzach sądu kordony milicji blokowały dojście do sali rozpraw. Wśród zebranej tego dnia publiczności byli nieliczni robotnicy, rodziny sądzonych oraz najliczniejsza grupa cywilnych agentów Służby Bezpieczeństwa.