Oburzenie mnie, i nie tylko mnie ogarnia, kiedy pomyślę o argumentacji tego kroku przez szanowne władze. Argumenty zawarte w komentarzu o tym, że jest to konieczność, nie pokrywają się z prawdą. Prawdą jest natomiast to, że cierpi na tym robotnik najmniej zarabiający oraz to, że nie może się od tego do nikogo odwołać, a wolno mu jedynie siedzieć cicho i głodować.
Klasa robotnicza według propagandy jest przecież współgospodarzem kraju, ale jak jest naprawdę? Kto więcej zarabia, ten i tak tego bardziej nie odczuje, ten, kto jest u władzy "przy korycie", ten chwali ustrój i jego posunięcia, partia i rząd odwołuje się do klasy robotniczej tylko wówczas, jak jej tego potrzeba, tak jak to było w czasie wystąpień studenckich. W innych przypadkach natomiast okrada zarówno chłopa, jak i robotnika.
Wystarczy tylko porównać ceny skupu płodów rolnych z cenami sprzedaży artykułów spożywczych, by się o tym przekonać. Widać z tego porównania, że hodowla trzody chlewnej jest całkowicie nieopłacalna i to jest przyczyną "spadku pogłowia", jak się często w prasie o tym mówi, tu tkwi błąd polityki gospodarczej.
"Reguluje" się ceny w ostatnich latach zbyt często, a oprócz tego podnosi się ceny artykułów bardzo dyskretnie, poprzez na przykład zmianę nazwy danego artykułu itp., chociaż wartość tego została ta sama. Ceny te obowiązują w całym kraju, a jak jest z zarobkami? Robotnik np. w Warszawie, czy na Śląsku za tę samą pracę otrzymuje więcej niż robotnik np. na Lubelszczyźnie. Dlaczego? Chyba dlatego, że ma mniejsze potrzeby. Czy jest gorszy, albo mniej zjada na obiad?
Potaniały artykuły (niektóre) przemysłowe, ale tylko te, które nie miały zbytu, albo bez których przeciętny obywatel może się obejść, a to co jest konieczne dla minimum egzystencji, regularnie prawie co rok drożeje i wciąż ta sama argumentacja, że państwo dopłaca do tego itp. To jest "bujda", mamy za dużo "przyjaciół", których musimy wspomagać w imię czort wie jakiej idei, czy nas na to stać?
Czy Arabowie, Wietnamczycy widzieli naszą biedę. Jak byliśmy my Polacy w potrzebie, kto się o nas martwił? Tego narodowi nie wytłumaczy się tak prosto, bez zawiłych kombinacji. Czy rząd i partia nie czuje tego lub nie chce, że prości ludzie nie chcą się wdawać w politykę, chcą po prostu znośnie żyć, a odczuwa się wręcz coś odwrotnego? Odbija się to oczywiście na stosunku ich do poczynań i polityki władz. Wydaje mi się jednak, że jest tak faktycznie, a przecież idea jest taka, że polityka partii nie może być oderwana od mas, ale że jest inaczej, że sprawiedliwość społeczna, o której się tak dużo mówi jest daleka od założeń.
Propaganda partyjna nasycona jest rzekomym dążeniem władzy do polepszenia warunków bytu ludności. Ale gdzie szukać tego potwierdzenia? Czy w ciągłym nakładaniu ciężarów dodatkowych na robotnika? Zdrożały mieszkania i opłata za komorne, zdrożał opał, mleko, tłuszcze i inne artykuły spożywcze, jak również inne artykuły pierwszej potrzeby w zamian za "bodźce", na temat których krążą anegdoty i to jest, czy ma być, rekompensata.
Od członków partii wymaga się ideowego zaangażowania i poklasku dla poczynań władz i trzeba przyznać, że wymaganie to jest spełniane, ale tylko na forum zebrania, czy wystąpienia publicznego, ale w życiu, tak na co dzień, nawet aktywiści partyjni, nie mówiąc już o szeregowych członkach partii, mają o tym swoje zdanie, tego nie trzeba udowadniać, to się czuje.
Wiem, że w Polsce Ludowej mogłoby się żyć prostym ludziom o wiele znośniej, gdyby nie ucisk i brak właściwego rozeznania potrzeb szarego człowieka, ale czyż zrozumiał kiedykolwiek najedzony – głodnego?
Sądzę, że towarzyszom z KC nie brakuje 100 zł do pierwszego, a raczej zostaje i dlatego nigdy nie zrozumieją tych, którym bardzo często brakuje do związania koniec z końcem.
Na osłodę pozostaje nam jednak pociecha, że następna "regulacja" cen będzie później niż za rok. Kończąc to pisanie, nie podpisuję go z wiadomych powodów.
Anonim – Chełm Lubelski, 13 grudnia 1970
("Księga listów PRL-u", opr. Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2005)