27 maja 1941 został zatopiony niemiecki pancernik "Bismarck".
Od I wojny światowej największym dylematem strategicznym Niemiec był sposób na pokonanie Anglii. Kiedy w czasie II wojny światowej zawiodła ofensywa lotnicza, Niemcom pozostała wojna morska.
Krigsmarine do wojny była praktycznie nieprzygotowana. Niewielka liczba okrętów nawodnych i stosunkowo nieliczna flotylla okrętów podwodnych nie wystarczały na skuteczne przerwanie alianckich linii komunikacyjnych.
Do końca 1941 roku obowiązywała koncepcja zrównoważonej wojny, prowadzonej zarówno przez lekkie krążowniki pomocnicze, wielkie pancerniki i okręty podwodne. Najsłynniejszym epizodem tej wojny był pościg za "Bismarckiem".
Największy i najnowocześniejszy niemiecki pancernik wydarł się na Atlantyk i zatopił dumę Royal Navy – krążownik "Hood", po czym zniknął na bezkresnych wodach oceanu.
Do pościgu za "Bismarckiem" alianci rzucili wszystkie posiadane siły. Sprawa miała ogromne znaczenie nie tylko strategiczne, ale i prestiżowe. W pogoni brał udział między innymi polski niszczyciel ORP "Piorun". Zespół niszczycieli dogonił niemieckiego kolosa i skutecznie zwodził i pozorował walkę z "Bismarckiem" aż do przybycia na pole bitwy brytyjskich pancerników. Kilkanaście okrętów, wspomaganych przez samoloty, zatopiły chlubę niemieckiej marynarki.
Starcie to pokazało, że samodzielne wielkie jednostki nawodne są bezbronne. Ciężar wojny przechylił się na stronę wojny podwodnej. Dowódca niemieckiej floty, admirał Karl Dönitz zaczął grupować okręty podwodne w tzw. wilcze stada – grupy liczące po kilka-kilkanaście jednostek, które zespołowo atakowały alianckie konwoje. Była to śmiertelnie groźna broń.
Posłuchaj komentarza prof. Pawła Wieczorkiewicza w audycji z cyklu "Postacie i wydarzenia II wojny światowej".
mjm