Od 40 do 60 tys. mieszkańców warszawskiej Woli zginęło w dniach 5-7 sierpnia 1944 r. w masowych egzekucjach i mordach dokonywanych przez oddziały niemieckie.
- Strzelanina była bez przerwy i mieliśmy już sygnały od ludności, która się wycofywała z peryferii Woli o rzezi. Niemcy mordowali wszystkich. Kto może, niech ucieka. Kolumny ludzi z tobołkami zmierzali w kierunku Śródmieścia. My zostaliśmy. 8 sierpnia wokół nas była już cisza – mówił ks. Kicman.
- W kościele św. Wojciecha, który był przejściowym obozem, siedziałem i przytulałem się do mamy i co na nią spojrzałem, to patrzyła na IX stację drogi krzyżowej. A w kościele działy się straszne rzeczy. Żołdacy byli poprzebierani w szaty liturgiczne, a z naczyń i kielichów pili alkohol. Krzyki, wrzaski, wyciąganie kobiet. To się działo dookoła nas - wspominał.
polskieradio.pl