To będą drugie igrzyska na koreańskiej ziemi. W 1988 roku gospodarzem letnich był Seul. Pjongczang zimowe chciał gościć już w 2010 roku, ale w odbywającym się siedem lat wcześniej głosowaniu zaledwie trzy wskazania więcej otrzymało Vancouver. Przy kolejnej okazji znów byli blisko. Wówczas o cztery głosy Azjaci przegrali z Soczi.
Nie załamali się jednak, tylko sukcesywnie poprawiali ofertę i w końcu dopięli swego. W lipcu 2011 roku członkowie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) praktycznie nie mieli wątpliwości. Wystarczyła tylko jedna tura, bo Pjongczang otrzymał aż 63 głosy, pokonując Monachium - 25 i francuskie Annecy - osiem.
Koreańczycy do swoich obowiązków podeszli bardzo poważnie. Obiekty gotowe były z dużym wyprzedzeniem i nie ma mowy o jakiś niedoróbkach jak w Soczi, czy dwa lata temu w Rio de Janeiro przy okazji letnich igrzysk.
W samo południe polskiego czasu rozpocznie się ceremonia otwarcia XXIII Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu. Ekipa biało-czerwonych zaprezentuje się jako 83. w kolejności reprezentacja. W gronie defilujących (36 zawodników, 33 osoby współpracujące) będą przedstawiciele: bobslei, biathlonu, saneczkarstwa, narciarstwa alpejskiego, snowboardu, biegów narciarskich, kombinacji norweskiej, łyżwiarstwa figurowego oraz łyżwiarstwa szybkiego i short tracku. Zgodnie z obowiązującym od lat zwyczajem w ceremonii otwarcia igrzysk nie uczestniczą zawodnicy, których w następnym dniu czekają starty.
Gospodarzom imprezę udaje się wykorzystywać również do łagodzenia napięć politycznych na półwyspie. Podczas ceremonii otwarcia zawodnicy z Korei Południowej i Północnej będą maszerowali pod jedną flagą.
Tajemnicą jest kto zapali znicz olimpijski. To sekret, który organizatorzy trzymają zawsze do ostatniej chwili. Tym razem nie ma też zbyt wielu spekulacji na ten temat. Przed czterema laty w Soczi uczynili to łyżwiarka figurowa Irina Rodnina i hokeista Władysław Trietjak.
Cieniem na sportowych zmaganiach kładzie się za to skandal dopingowy w Rosji, choć na to Koreańczycy nie mają akurat najmniejszego wpływu. W grudniu MKOl zawiesił Rosyjski Komitet Olimpijski i zdyskwalifikował ponad 40 sportowców, w tym 13 medalistów z Soczi. Nieco ponad tydzień przed igrzyskami niespodziewanie jednak Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie (CAS) większość indywidualnych kar anulował.
"Sbornej" oficjalnie w Pjongczangu zabraknie. Pod flagą olimpijską wystąpi grupa rosyjskich sportowców dopuszczonych przez MKOl. Orzeczenie CAS spowodowało, że oskarżani o oszustwa na wielką skalę Rosjanie występują teraz publicznie w roli ofiar olimpijskiej centrali i domagają się zezwolenia na start swoich największych gwiazd.
Polska do Korei delegowała rekordową w historii zimowych igrzysk 62-osobową reprezentację. O powtórzenie wyniku sprzed czterech lat, kiedy biało-czerwoni wywalczyli sześć medali, w tym cztery złote, będzie jednak niezwykle trudne. Łącznie w całej historii swoich występów na ZIO Polacy wywalczyli dwadzieścia medali, w tym sześć złotych.
Od Cortiny d'Ampezzo do Soczi, czyli wszystkie krążki biało-czerwonych
Tak naprawdę realne szanse na miejsca na podium mają tylko skoczkowie narciarscy. W klasyfikacji generalnej Pucharu Świata prowadzi Kamil Stoch, podwójny mistrz olimpijski z Soczi. Na podium może stanąć też ktoś z pozostałej czwórki - Dawid Kubacki, Maciej Kot, Piotr Żyła i Stefan Hula prezentują wysoką, stabilną formę i mieli już w tym sezonie przebłyski, które pozwalały "wskakiwać" na podium.
Natomiast brak medalu Polaków w konkursie drużynowym byłby sporą sensacją. Podopieczni trenera Stefana Horngachera rok temu w Lahti zostali bowiem mistrzami świata. Najgroźniejsi rywale - Norwegowie i Niemcy.
Być może po raz trzeci z rzędu radość kibicom sprawi drużyna panczenistek. One nieoczekiwanie z medalem brązowym wróciły z Vancouver, a później ze srebrnym z Soczi. Na sukces nadzieję mają także biegaczka narciarska Justyna Kowalczyk i biathlonistka Weronika Nowakowska. Nie jest on oczywiście niemożliwy, ale żadna z nich nie wystąpi w roli faworytki.
Chorążym polskiej ekipy podczas ceremonii otwarcia będzie panczenista Zbigniew Bródka. Mistrza z Soczi na 1500 m prześladowała w tym sezonie kontuzja mięśnia uda i powtórzenie takiego wyniku wydaje się nierealne.
bor