Kowalczyk zapowiedziała wcześniej, że wystartuje we wszystkich konkurencjach, za wyjątkiem biegu na 10 km stylem dowolnym. Zdaniem Budnego, zawodniczka z Kasiny Wielkiej może pokazać się z dobrej strony w sobotnim biegu łączonym (7,5 km techniką klasyczną + 7,5 km dowolną), jednak większe szanse ma w sprincie, który zostanie rozegrany 13 lutego.
- Jeżeli tylko skróci krok, to powinno być nieźle. O medal będzie ciężko, ale nie ma rzeczy niemożliwych! Dobra strategia i dynamiczny, ale zdecydowanie krótszy krok na podbiegach powinny przynieść efekty - zaznaczył.
17 lutego rozegrana zostanie sztafeta 4x5 km. - Do piątego miejsca z igrzysk w Soczi moim zdaniem zabraknie, chociaż to jest sport i oczywiście wszystko może się zdarzyć. Realnie liczę na dziesiątkę - stwierdził krótko były szkoleniowiec, a jego żona, trzykrotna olimpijka, Weronika dodała: -Może przy równej dyspozycji dnia i utrafionym smarowaniu urwą jednak kilka miejsc - wyraziła nadzieję.
Zdaniem obojga, bardzo ciekawy powinien być sprint drużynowy (21 lutego). Kowalczyk najprawdopodobniej wystartuje w nim z Sylwią Jaśkowiec, z którą na mistrzostwach świata w Falun zdobyła brązowy medal, a rok wcześniej na igrzyskach w Soczi w tym samym składzie Polki zajęły piąte miejsce.
- Nie wiadomo jednak, czy po tych wszystkich perypetiach zdrowotnych Jaśkowiec osiągnęła odpowiednią dyspozycję. W Rosji w 2014 roku była w świetnej, a na MŚ w życiowej formie - ocenił były trener złotego medalisty MŚ z Lahti w 1978 roku Józefa Łuszczka oraz brązowego medalisty mistrzostw świata w Falun w 1974 r Jana Staszela.
Budna wiązała z Jaśkowiec duże nadzieje.
- To moim zdaniem nie do końca wykorzystany talent. Niestety, kontuzje nie tylko pozostawiają ślad na ciele, ale i także w umyśle. Nie jest potem łatwo dojść do tej pewności siebie, którą miało się przed tymi wydarzeniami. Szkoda też, że obie biegaczki znów nie trenowały razem, bo to według mnie miało ogromny wpływ na ich świetny start w Falun" - zauważyła była biegaczka, która na ZIO w Grenoble wraz z Józefą Czerniawską i Stefanią Biegun zajęła piąte miejsce w sztafecie.
W ostatnim dniu koreańskich igrzysk (25 lutego) odbędzie się bieg na dystansie 30 km techniką klasyczną.
- Oczywiście szanse na medal są, ale czy dyspozycja dnia na to pozwoli? Według mnie młodzież zaatakuje od pierwszego kilometra i będzie się starała pociągnąć takie tempo do samej mety. Czy nasza Justyna to wytrzyma? Myślę, że tylko ona wie na ile ją stać w tak poprowadzonym biegu - zastanawiał się Budny.
Trzykrotna olimpijka (Innsbruck 1964, Grenoble 1968 i Sapporo 1972 r.) uzupełniła, że ocena zawodniczki, którą mogła obserwować jedynie podczas kilku startów w sezonie, jest trudna.
-Trzeba pamiętać, że bieg narciarski to składowa bardzo wielu czynników, a bezpośrednia konfrontacja z najlepszymi na świecie daje moim zdaniem wiedzę, jak dany start ułożyć. Jeżeli tego nie ma, to ciężko dobrać najwłaściwszą strategię do konkretnej przeciwniczki, a to duży procent sukcesu lub niepowodzenia - podkreśliła.
Niebagatelne znaczenie, zwłaszcza w technice klasycznej, ma według Budnych smarowanie nart.
- Tak naprawdę połowa sukcesu Kowalczyk leży w rękach jej ekipy. Dotyczy to także pozostałych naszych zawodniczek. I liczy się tu nie tylko doświadczenie, ale i także ten przysłowiowy łut szczęścia, który pozwoli serwismanowi przewidzieć, który czynnik pogodowy może się niespodziewaniu zmienić - podsumowali.
Kowalczyk jest pięciokrotną medalistką igrzysk olimpijskich. Dwa razy stawała na najwyższym stopniu podium w biegach techniką klasyczną: w 2010 roku w Vancouver na 30. oraz cztery lata później w Soczi na 10 km. W Kanadzie zdobyła też drugie miejsce w klasycznym sprincie oraz w biegu łączonym. W Turynie (2006) wywalczyła brązowy krążek w biegu na 30 km techniką dowolną.
pm