To miał być zupełnie inny tekst, ale Weronika Nowakowska po kilku dniach zabrała głos w sprawie krótkiego filmiku, który wywołał prawdziwą burzę.
Pierwszy "komentarz" naszej biathlonistki nie nadawał się do tego, by go przytaczać i cytować z bardzo prostego powodu - zwyczajnie nie wypada. Podobnie jak sportowcom (i nie tylko sportowcom) nie wypada używać podobnego języka. Jasne, są sytuacje, w których coś takiego nie budzi większych emocji. Ale to nie ten przypadek.
Nie polemizuje z krytyką
Jak przed każdą imprezą snuto medalowe plany, szczegółowo analizowano szanse na to, by w jakiś sposób zaskoczyć rywali. "Zaskoczyć" to w tym przypadku słowo klucz, bo nietrudno zauważyć, że w sportach zimowych biało-czerwonych od czołówki dzieli przepaść. Jedynych pewniaków do tego, by zgarnąć krążki, większość ekspertów widziała w skoczkach, ale nawet oni w swojej pierwszej próbie zawiedli.
Słabe warunki, organizacja konkursu, która pozostawiała wiele do życzenia, dziwne decyzje sędziów... Bez większych problemów znajdziemy okoliczności łagodzące, które mogły ostudzić głowy. U zawodników i kibiców dominowały złość i rozczarowanie. Sobotnie złoto Kamila Stocha zepchnęło to wszystko na dalszy plan. Co byłoby, gdyby nasz najlepszy skoczek znów znalazł się poza podium? Brak medalu byłby klęską, ale czy ktoś wyobraża sobie Stocha, który po porażce i czytaniu obraźliwych komentarzy w sieci postanawia wulgarnie uciszyć wszystkich tych, którzy go skrytykowali czy obrazili? To się po prostu nie wydarzy, ale jest kwestią wielu czynników.
Mówiąc o Weronice Nowakowskiej nie można zapominać, że mówimy o wicemistrzyni świata w sprincie i brązowej medalistce w biegu pościgowym z 2015 roku, osobie, która może pochwalić się sukcesami, choć na igrzyskach olimpijskich nie udało jej się stanąć na podium.
W Pjongczangu polska biatlonistka zajęła 34. miejsce w sprincie, 30. w biegu pościgowym i 21. w biegu indywidualnym. W tej ostatniej konkurencji była po trzech strzelaniach na pierwszym miejscu, ale dwa pudła i słabszy bieg w końcówce przekreśliły szanse na sukces. Bywa i tak. Sama zawodniczka przyznała, że nie jest zadowolona z tych wyników.
"Oceniłam swoje zawody jako fatalne, beznadziejne, złe, nie polemizuję z tym" - powiedziała.
Hejt to zjawisko, które stało się codziennością. Powód, dla którego niektórzy sportowcy w ogóle unikają czytania o sobie czegokolwiek w sieci. Coś, co podczas wielkich imprez przybiera na sile. To, że mamy w kraju 38 milionów ekspertów od rzeczy wszelakich, to żadna nowość. Idealny przykład mieliśmy ostatnio, podczas akcji na Nanga Parbat, podczas której nie udało się uratować Tomka Mackiewicza. To, że każdy może zabrać w internecie głos, jest jego wielką siłą. Ale też przekleństwem jednocześnie. To w pewien sposób głos społeczeństwa i, nawet jeśli w wielu przypadkach bazuje na anonimowości, w jakiś sposób pokazuje to, czego na co dzień nie widać i nie słychać.
To, że po słabych występach na sportowców wylewa się wiadro pomyj, stało się standardem. Nie dotyczy tylko olimpijczyków, pamiętamy, że swoich hejterów miał przecież Robert Lewandowski (który jednak swoją grą ich po prostu uciszył), Grzegorz Krychowiak po transferze do PSG z podpory reprezentacji stał się kapryśnym ławkowiczem, który połasił się na pieniądze. Boryka się z nimi Agnieszka Radwańska. Możemy wspomnieć, co czytał Adam Bielecki po wydarzeniach na Broad Peak. Ten sam Bielecki, który w ostatnich tygodniach stał się wręcz bohaterem Polski.
"Kup mi magnes na lodówkę"
Hejt w sieci to coś, nad którym prowadzi się badania, jego zasięg rośnie cały czas. A napędza go wiele różnych rzeczy. Wystarczy potknięcie, chybiony strzał, zbyt krótki skok, nieprzemyślana wypowiedź, źle dobrane zdjęcie, niewygodna opinia. Igrzyska w Pjongczangu to w dużej mierze igrzyska hejterów, bo powodów do tego, by kpić i szydzić mają wiele. Wystarczy spojrzeć na wyniki większości naszych sportowców.
Niektórzy wzruszą ramionami, inni wybiorą dyscyplinę, która ich interesuje i będą śledzić zawody. Przeczytają jedną z wielu ciekawych historii, które serwują igrzyska. Wielu poczeka na występ polskiej drużyny skoczków, gdzie mamy największe szanse na medal. Inni będą śledzić wszystkie możliwe konkurencje. Jasne, ktoś napisze, że panczeniści, biathloniści czy biegacze byli po prostu słabi. I będzie miał do swojej opinii prawo.
Wreszcie zostają ci, którzy nie przegapią swojej szansy, by podkreślić, że biało-czerwoni do Pjongczangu pojechali w roli turystów, nieudaczników, którzy dobrze bawią się za pieniądze podatników. "Kup mi magnes na lodówkę" to przypadkowy tekst na Twitterze, których dziesiątki można znaleźć bez większego problemu. I warto wspomnieć, że to jeden z bardziej stonowanych.
Czytając niektóre komentarze, trudno znaleźć jedną motywację. Dla jednych będzie to po prostu niezbyt wyrafinowana rozrywka kosztem zawodników, inni w ten sposób wyrażają swoje zdanie. Niektórzy wydają się wyrażać święte oburzenie, reagując agresją, wyzwiskami. Zdarzają się groźby i szykany, które muszą dotykać do żywego. Nie każdy potrafi po prostu przejść obok tego obojętnie i robić swoje.
To, na jakich zasadach funkcjonują olimpijskie kwalifikacje. Można kwestionować samą koncepcję ruchu olimpijskiego, która jest przecież daleka od tego, by dawać szansę tylko najlepszym. Ilu turystów znalazło się w Pjongczangu? Prawdopodobnie wielu.
Gdzie kończy się krytyka, a zaczyna się hejt? To akurat dyskusyjna kwestia. Zbyt wiele razy widzieliśmy, jak obrażeni sportowcy nazywali każdego krytyka "hejterem", zamykając tym samym wszelką dyskusję. Nie jest to reguła, ale bywa wygodne, bo taką łatkę można przypiąć łatwo i skupić się na bardziej pozytywnych głosach.
Nie chce tu już być
Oddajmy głos Weronice Nowakowskiej, która zdecydowała się na to, by w kolejnym nagraniu (opublikowanym na stronie na Facebooku) wyjaśnić, co kierowało nią, kiedy swoimi słowami wywołała powszechne oburzenie.
- Moje brzydkie słowa są niczym w porównaniu do tego, z czym olimpijczycy stykają się w sieci - przyznała.
Obrażanie zawodników i ich rodzin, pisanie o tym, że przynoszą wstyd Polsce, to niestety dla wielu sportowców coś, z czym nie powinni się mierzyć, a co jest rzeczywistością w momencie, w którym nie spełniają oczekiwań (najczęściej zresztą wygórowanych). Czasem ktoś nie wytrzyma napięcia i w zasadzie trudno mu się dziwić.
To, że nie jesteśmy potęgą sportów zimowych, ma wiele przyczyn. Głośno mówi się o braku pieniędzy, obiektów, sprzętu. To, że większość zimowych sportów jest niszowa, to jedno. Ale fakt, że niektóre traktowane są po macoszemu i to sportowcy muszą płacić błędy za złe zarządzanie czy błędy, to coś zupełnie innego.
Historii, w których trenuje się latami, dokładając do tego, nie licząc na zbyt wiele w zamian, jest mnóstwo. Współczesny sport przypomina wyścig zbrojeń, a bez wielkich inwestycji będziemy stać w nim na straconej pozycji. Większość zawodników gryzie się w język, ma świadomość, że ich komentarze i tak niewiele zmienią, prawdopodobnie przysporzą im więcej problemów. Końcowy wynik to mieszanka potu wylanego na treningach, determinacji, zaangażowania, talentu. Ale też warunków, pieniędzy, systemu szkolenia.
Nowakowska w wywiadzie z Pawłem Wilkowiczem ze Sport.pl zadeklarowała, że po tym sezonie zamierza zakończyć karierę. Nie chce już być w sporcie, mówi, że odchodzi bez żalu.
Więcej na blogu autora - Krótka Piłka
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl