Zimowe Igrzyska Olimpijskie Pjongczang 2018

PjongCzang 2018: urzeczywistnienie idei de Coubertina czy wyższy poziom sportowej turystyki? Węgierska narciarka gwiazdą

Ostatnia aktualizacja: 21.02.2018 08:37
W komentarzach na internetowych forach czy portalach społecznościowych często możemy przeczytać niesprawiedliwe zarzuty wobec niektórych polskich olimpijczyków, jakoby byli oni sportowymi turystami i start w Korei traktowali jak wycieczkę. Zawodnicy, niekiedy bardzo emocjonalnie, odpierają te ataki,  zapewniając o latach wyrzeczeń i ciężkiej pracy, która umożliwiła im wywalczenie olimpijskiej kwalifikacji.
Elizabeth Swaney podczas swojego przejazdu w eliminacjach
Elizabeth Swaney podczas swojego przejazdu w eliminacjach Foto: PAP/EPA/FAZRY ISMAIL

Nie wszyscy sportowcy, którzy udali się na igrzyska myślą jednak podobnie. Do Pjongczangu przyjechała zawodniczka, która z czysto turystycznej motywacji i pozorowania profesjonalnych startów uczyniła swój znak rozpoznawczy.

To pochodząca ze Stanów Zjednoczonych reprezentantka Węgier, narciarka Elizabeth Swaney, której poniedziałkowy występ stał się prawdziwym olimpijskim przebojem ostatnich dni. 

W teorii Elizabeth jest profesjonalną narciarką dowolną, startującą w wymagającej znakomitej techniki konkurencji halfpipe. Nie reprezentuje także państwa narciarsko egzotycznego, którego reprezentanci mieliby ułatwioną drogę na zimowe igrzyska.

To zupełnie inna historia niż biegacza narciarskiego z Tonga, saneczkarza z Ghany czy nigeryjskiej skeletonistki. Zarazem jest to historia jeszcze bardziej nieprawdopodobna.

Kariera bez ryzyka 

Swaney wywalczyła awans na igrzyska na podstawie olimpijskiego rankingu, mimo, że przez całą, pięcioletnią "profesjonalną" karierę nie wykonała na rynnie żadnego tricku, co przecież w jej dyscyplinie jest podstawą. 

Nie inaczej było podczas poniedziałkowych eliminacji. Zawodniczka zajęła w nich ostatnie, 24. miejsce, nie mając żadnych szans na olimpijski finał. Sędziowie ocenili lepszy z jej przejazdów na notę 31,4 pkt, co jest niemal równe nocie wyjściowej, jaką zawodnik otrzymuje za sam przejazd po trasie bez upadku.

Taka ocena nie może nikogo dziwić, ponieważ reprezentantka Węgier w żadnym z przejazdów nie zaprezentowała którejkolwiek z punktowanych ewolucji, a szczytem jej umiejętności technicznych były niezbyt szybkie i estetycznie wyglądające obroty przy pozorowanym skoku nad rynną. 

Co ciekawe, po pierwszym przejeździe Swaney wcale nie zajmowała ostatniej pozycji, wykorzystując upadki Japonki Yurie Watabe oraz Francuzki Anais Caradeux. Jako, że do końcowej punktacji zaliczano lepszą z dwóch prób, ostatecznie nie udało jej się nikogo wyprzedzić. Do przedostatniej zawodniczki straciła 13,60 punktu.

Jeżeli ktoś uważał, że mocno asekuracyjny przejazd był konsekwencją np. urazu na treningu, należy wyprowadzić go z błędu.

Silna wola to podstawa

Swaney występuje w zawodach Pucharu Świata od 2013 roku. Od początku swojej obecności na pucharowych trasach zawodniczka założyła, że podczas startów nie będzie prezentowała żadnych wymaganych tricków, a jedynie skupi się na bezpiecznym przejeździe od startu do mety.

Trzeba zaznaczyć, że 33-letnia absolwentka Harvardu wykazała się niezwykle silną wolą, gdyż swoje postanowienie realizuje konsekwentnie do dnia dzisiejszego. 

Elizabeth jako dziecko pokochała narty. Mimo, iż brakowało jej talentu sportowego, marzyła o wyjeździe na zimowe igrzyska. Wyjeździe, oczywiście, w charakterze zawodniczki.

Do kadry Stanów Zjednoczonych w jakiejkolwiek narciarskiej specjalizacji nie miała jednak szansy się dostać. Trzeba więc było poszukać innych opcji.

Swaney realizację olimpijskiego marzenia zaczęła od wyboru dyscypliny. Tutaj pomogła prosta kalkulacja, która kilka lat później pozwoliła jej na upragniony występ na igrzyskach.

Brak konkurencji zadecydował

Dowiedziała się, że olimpijską konkurencję, jaką od 2014 roku miał zostać halfpipe, uprawia na świecie garstka zawodniczek. Do rzadkości należą konkursy Pucharu Świata, które gromadzą na liście startowej choćby 30 nazwisk. Tak właśnie Elizabeth została narciarką dowolną... 

Gdy przyszedł czas na wybór kadry, z pomocą przyszła... mama, a właściwie jej wenezuelskie korzenie. W 2013 roku Swaney zadebiutowała w oficjalnych zawodach jako reprezentantka tego południowoamerykańskiego państwa.

Od początku wyróżniała się "oryginalnym" programem swoich przejazdów, jednak na wywalczenie olimpijskiej przepustki na igrzyska w Soczi zabrakło czasu. 

Wenezuelczykom zabrakło natomiast cierpliwości co do wątpliwych postępów zawodniczki. Zmagający się z potężnym kryzysem gospodarczym kraj nie był po prostu zainteresowany finansowaniem dalekich wyjazdów sportsmenki, dla której od wyniku ważniejsza była sama obecność na narciarskich zawodach. 

Powrót do kraju przodków

Na szczęście dla Swaney, pochodzi ona z naprawdę międzynarodowej rodziny. Jej dziadkowie ze strony ojca do USA przybyli bowiem z Węgier. Ostatecznie zawodniczce udało się załatwić obywatelstwo tego kraju, a następnie zainteresować swoją sytuacją tamtejszą federację narciarską. 

Od sezonu 2014/15, amerykańska Węgierka mogła więc bez żadnych przeszkód brać udział w pucharowych zawodach. Prezentowała w nich jazdę wyłącznie w pozycji pionowej, nie mając zamiaru jakkolwiek urozmaicać swoich przejazdów.

Mimo reprezentowania węgierskich barw, nie mogła liczyć na pokaźną pomoc tamtejszych władz, które stawiają na finansowe wspieranie przez państwo głównie tych dyscyplin, które dobrze rokują medalowo w kontekście najważniejszych imprez.

Nawiasem mówiąc, ta polityka sprawdza się znakomicie, co widać w klasyfikacjach medalowych letnich igrzysk, z których Węgrzy regularnie przywożą po kilkanaście krążków.

Swaney, chcąc regularnie startować w Europie, Ameryce Południowej i Azji, musiała więc prowadzić crowfundingowe zbiórki w internecie, w których fani pomogli jej zebrać potrzebne środki.

Jakim cudem ta nieposiadająca żadnych technicznych umiejętności, zbierająca pieniądze na starty przez internet pasjonatka znalazła się więc w gronie 24 najlepszych narciarek świata, co dało jej olimpijską kwalifikację?

To zaszczyt być olimpijką. Jestem przeszczęśliwa, że mogłam mierzyć się z tak doskonałymi sportsmenkami 

Frekwencja ważniejsza od umiejętności

Podstawą do otrzymania kwalifikacji były dość regularne występy. 15-krotnie stawała na starcie zawodów Pucharu Świata. Życiowy wynik zanotowała w grudniu ubiegłego roku, plasując się na 13. miejscu w chińskim Secret Garden. W tej rywalizacji udział wzięło... piętnaście zawodniczek, w tym dwie, które upadały podczas obu przejazdów.

Wzięła także udział w mistrzostwach świata w 2017 roku. Podczas tych zawodów, rozgrywanych w hiszpańskich Sierra Nevada zajęła 21. miejsce w gronie 25 zawodniczek, wyprzedzając cztery rywalki, które w obydwu przejazdach notowały upadki. Wśród pokonanych przez Swaney była... świeżo upieczona mistrzyni olimpijska Cassie Sharpe.

Dzięki startom takim, jak te w Hiszpanii czy Chinach, Swaney mozolnie zbierała punkty do olimpijskiego rankingu. Wybierała zawsze te zawody, w których startowało maksymalnie 30 zawodniczek.

Robiła tak z prostego powodu: podobnie jak np. w skokach narciarskich, pucharowe punkty w jej dyscyplinie zdobywa właśnie taka liczba najlepszych z każdych zawodów. 

Marzenie spełnione

W styczniu usłyszała wreszcie słowa, na które czekała od dzieciństwa: "Wystartujesz na igrzyskach".

Dalszą część tej historii już znamy. Swaney została gwiazdą serwisów internetowych i mediów społecznościowych. Jej profile na tych ostatnich notują znaczne wzrosty popularności, a wyświetlenia filmiku pokazującego olimpijski przejazd są od wczoraj komentowane przez tysiące kibiców i dziennikarzy. 

Swaney bardziej niż sportowcem, należy więc nazwać performerką. Pokazała, że, nie posiadając żadnych potrzebnych umiejętności, można zakwalifikować się na najważniejszą sportową imprezę w swojej dyscyplinie, nie licząc przy tym na jakiekolwiek specjalne traktowanie. 

Jej występ spotkał się ze skrajnymi opiniami, przeważają jednak te pozytywne. W obronę reprezentantkę Węgier wzięła nawet Sharpe. 

- Skoro tutaj jest, zasłużyła na ten start, tak samo jak ja i inne dziewczyny - powiedziała kanadyjska mistrzyni olimpijska. 

Co dalej?

Nie ulega jednak wątpliwości, że udział tak słabej zawodniczki, i to na podstawie rankingu olimpijskiego, nie wystawia najlepszego świadectwa konkurencji, jaką ta próbuje uprawiać.

Wymówką może być tutaj bardzo mała liczba zawodniczek startujących w konkurencji. Pozostaje więc pytanie, czy sport, którego na poważnie nie uprawia nawet 30 osób na świecie, powinien mieć swoje miejsce w programie igrzysk?

Póki co, o wyrzuceniu halfpipe'u z olimpijskiej rywalizacji nie ma mowy.  Główny sędzia rywalizacji Kanadyjczyk Philippe Belanger przyznał jednak, że FIS chce iść w innym kierunku i jeszcze bardziej ograniczyć liczbę zawodniczek, które będą mogły uzyskać kwalifikację na zawody rangi igrzysk czy mistrzostw świata. Takie rozwiązanie ma zapobiec dalszym startom Swaney, albo zmusić ją do podniesienia poziomu sportowego.

Czy jednak dotknie ją w jakikolwiek sposób? Ona swoje dziecięce marzenie już spełniła. Faktem jest, że dzięki oryginalnemu występowi na igrzyskach usłyszał o niej cały narciarski (i nie tylko narciarski) świat. W dzień po starcie mówi się o niej znacznie więcej niż o mistrzyni Sharpe czy innych medalistkach.

Chcę, by ludzie mocniej angażowali się w narciarstwo

Olimpijska sława

Chociaż sława może być krótkotrwała, to jednak Swaney zrealizowała swój cel. Być może spróbuje wykorzystać popularność inaczej, niż startując dalej na narciarskich obiektach.

Nietrudno sobie wyobrazić, że ta sympatyczna blondynka natchnie kogoś do uprawiania tego sportu, o czym zresztą niejednokrotnie mówiła. Zapytana po eliminacjach, po co startuje w zawodach, udzieliła jasnej odpowiedzi. 

- Chcę, by wszyscy ludzie na Węgrzech i na całym świecie mocniej angażowali się w narciarstwo dowolne - przyznała. Niewątpliwie, jej krótki, czterdziestosekundowy przejazd może się zwiększeniu tego zaangażowania przysłużyć.

Pozostaje pytanie, które zadają sobie narciarscy kibice. Start Swaney i jej ewentualnych naśladowców jest realizacją szlachetnych słów barona de Coubertina o udziale w igrzyskach ważniejszym od samego wyniku, czy też może skrajnym przykładem olimpijskiej turystyki?

Swaney udowodniła, że każdy może spełniać najskrytsze marzenia czy też może wykorzystała pieniądze z węgierskiej federacji i te od prywatnych darczyńców, aby osiągnąć cel, do którego nie miała żadnych predyspozycji?

Niewątpliwie obie strony sporu mają swoje racje. Oznaczać to jednak może, że, dzięki medialnej wrzawie spowodowanej jej udziałem w olimpijskich zawodach, o halfpipe dowie się więcej dzieci i młodzieży. Być może zechcą oni uprawiać tę dyscyplinę bardziej wyczynowo, a mniej rekreacyjnie, niż bohaterka tego artykułu?

Zwiększenie zainteresowania tą narciarską konkurencją jest przecież tym, czego halfpipe potrzebuje najbardziej. Doskonale widać to zresztą po frekwencji zawodniczek w Pucharze Świata, która umożliwiła olimpijski debiut żyjącej marzeniami pasjonatce, której poziom sportowy nie powinien dawać takiej możliwości... 

Paweł Majewski, polskieradio.pl, sportingnews.com


Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!
aby dodać komentarz
brak
Czytaj także

PjongCzang 2018: Cassie Sharpe mistrzynią halfpipe'a

Ostatnia aktualizacja: 20.02.2018 08:48
Kanadyjka Cassie Sharpe zdobyła w Pjongczangu złoty medal olimpijski w konkurencji halfpipe w narciarstwie dowolnym. Srebrny wywalczyła Francuzka Marie Martinod, a brązowy Brita Sigourney z USA.
rozwiń zwiń