- Pewnie to, że jestem medalistą, dotrze do mnie, jak opadną emocje. Na razie widzę, że medal jest. Bardzo się z niego cieszę, jest dla mnie bardzo ważny, jest spełnieniem marzeń. Jestem wzruszony, nawet trochę się popłakałem - mówił Hula po zdobyciu z drużyną biało-czerwonych brązowego medalu mistrzostw świata w lotach.
Kiedy zawodnik wchodził na podium zawodów w Oberstdorfie, jego wieloletnia kariera zatoczyła koło. 10 lat wcześniej na tym samym obiekcie, również podczas drużynowych MŚ, wylądował na 120. metrze i pogrzebał szanse Polaków na zajęcie miejsca w czołowej ósemce. W 2018 roku skakał daleko i równo przyczyniając się do zdobycia przez biało-czerwonych pierwszego medalu w lotach, a później był silnym punktem drużyny, która po raz pierwszy w historii stanęła na olimpijskim podium.
Polscy skoczkowie na podium w olimpijskim konkursie drużynowym
- To typowy przykład zawodnika, którego wielu już skreśliło. A on mimo wszystko cały czas się rozwijał - mówił o nim Adam Małysz, który przez wiele lat skakał wspólnie z Hulą.
Hula w tym sezonie wywalczył też tytuł mistrza Polski, otarł się o podium PŚ w Zakopanem i był mocnym punktem drużyny, która wygrała na Wielkiej Krokwi zawody drużynowe. W konkursie olimpijskim na normalnej skoczni po pierwszej serii był liderem, ostatecznie skończył na piątym miejscu.
Zanim pochodzący ze Szczyrku skoczek został jednym z ulubieńcem kibiców i bohaterem mediów, przez lata zmagał się ze słabą formą, kontuzjami, własnymi ambicjami, a czasem także z ludzką złośliwością i drwiną.
"Kibice" go skreślili
Inspiracji do skakania nie musiał daleko szukać, gdyż narciarskie tradycje wyniósł z domu. Deski przypiął w wieku zaledwie dwóch lat, a chwilę później zaczął ćwiczyć pierwsze najazdy.
- Mój 12-letni syn Stefan junior interesuje się skokami. Wygrał już ponad 20 konkursów w kraju i poza granicami ze swymi rówieśnikami. Wierzę, że pójdzie w moje ślady i wystartuje w igrzyskach - mówił prawie 20 lat temu Stefan Hula senior, w przeszłości znakomity kombinator norweski, olimpijczyk z Sapporo i Innsbrucku.
Kariera młodego skoczka przez długi czas nie toczyła się jednak po myśli ojca. Choć z początku określano go jako wielki talent to nierówne i często bardzo krótkie skoki sprowadziły go w oczach wielu kibiców do roli zawodnika lekceważonego, który z trudem walczył o wejście do drugiej serii konkursów. Złośliwi literę "H" w jego nazwisku zamieniali na "B" (bula - lądowanie na niej to synonim nieudanej próby) i ironizowali, że Hula jest jedynym powodem dla którego, w czasach Małysza, a potem Stocha, warto w ogóle oglądać początek drugiej serii skoków.
Oprócz panującej wokół skoczka złej atmosfery, w budowaniu formy przeszkodziła mu także kontuzja. W 2011 roku, po lepszym niż poprzednie sezonie, doznał poważnego urazu kolana i przeszedł zabieg artroskopii obu łękotek. Jak przyznawał, operacja zabrała mu pewność siebie i zatrzymała rozwój. W czterech kolejnych sezonach PŚ zdobył w sumie ledwie kilkanaście punktów.
- To był dla mnie trudny czas, ale on należy do przeszłości. Nie zamierzam tego rozpamiętywać. Warto czekać, warto mieć marzenia i ciężko na nie pracować. Dziękuję mojej rodzinie, rodzicom, żonie. Oni zawsze mnie wspierali - mówił po tegorocznych sukcesach.
W tym trudnym okresie, wspólnie z żoną, zdecydowali się założyć firmę zajmującą się szyciem kombinezonów narciarskich. Przedsięwzięcie okazało się udane, a stroje marki "Huligan's" nosił m.in. Kamil Stoch.
- Każde z nas ma swoje sugestie i pomysły. Stefan, gdy tylko jest w Polsce, spędza bardzo dużo czasu w pracowni. To jego odskocznia od... skoczni. Opracowuje formy i wykrawa. Potem ja zajmuję się szyciem - tłumaczyła w jednym z wywiadów Marcelina Hula.
Hula zaczął skakać nieco lepiej w koszmarnym dla polskich skoczków sezonie 2015/16, po którym z reprezentacją pożegnał się trener Łukasz Kruczek. Zawodnik ze Szczyrku punktował niemal w każdych zawodach, jednak w czasie kryzysu reszty ekipy jego postępy nie zostały docenione.
Sezon olimpijski jest dla 31-letniego zawodnika najlepszym w karierze. Od początku skakał bardzo dobrze, choć ciągle nie potrafił stanąć na podium. Prawdziwy przełom w karierze zawodnika nastąpił pod koniec 2017 roku, kiedy najpierw w MP, potem MŚ, a następnie w kolejnych konkursach PŚ zaczął wybijać się na czołowego skoczka reprezentacji.
Doświadczony sportowo i życiowo skoczek, prywatnie mąż i ojciec dwójki dzieci, podchodzi do ostatnich sukcesów z dystansem. Ostatnie wyniki na pewno dały mu jednak dużo pewności siebie. W Pjongczangu - na swoich trzecich igrzyskach - wreszcie mógł powalczyć o spełnienie marzeń swoich i ojca.
bor