Tekst ślubowania w imieniu zawodników odczytała Katarzyna Bachleda-Curuś, która pojedzie na swoje piąte w karierze igrzyska. Panczenistka w rozmowie z Polskim Radiem przyznała, że to spore osiągnięcie.
- Piąte igrzyska to dużo. Osiągam to jako pierwsza w polskim zimowym sporcie –przypomniała Bachleda-Curuś, która obecnie w klasyfikacji Pucharu Świata na swoim koronnym dystansie 1500 metrów zajmuje dziewiąte miejsce.
Uważa jednak, że nie musi to mieć przełożenia na olimpijski występ.
- Myślę, że jestem blisko życiowej formy. Do tego wraz z trenerem dążymy. Jestem dziewiąta w klasyfikacji Pucharu Świata na 1500 m, ale poziom jest tak wyrównany, że na igrzyskach równie dobrze można być na pierwszym, jak i na piętnastym miejscu –to są różnice setnych sekundy. –przedstawiła sytuację w czołówce konkurencji.
Bachleda-Curuś nie chciała jednak stawiać sobie konkretnych celów związanych z miejscem na igrzyskach.
- W PjongCzangu chcę pojechać dobry wyścig. Chcę sprawić radość kibicom i, przede wszystkim, sobie. –deklaruje zawodniczka, która nie planuje startowania w kolejnych igrzyskach, za cztery lata.
- To moje piąte i ostatnie igrzyska olimpijskie. Biologii nie da się oszukać. – uważa dwukrotna medalistka olimpijska, która przyznała, że, choćby ze względu na urodzenie podczas kariery dwójki dzieci, nie ma szans na pójście drogą słynnej Niemki Claudii Pechstein. Niemiecka panczenistka w lutym zaliczy swój siódmy występ na igrzyskach.
Zdaniem Bachledy-Curuś, niezależnie od liczby startów olimpijskich, ślubowanie i sam start wywołują spore wzruszenie sportowców i ich najbliższych.
- Igrzyska zawsze powodują takie same wzruszenie - to najważniejsza impreza, odbywająca się raz na cztery lata. –uważa zawodniczka, która nie chce porównywać atmosfery w swoich dotychczasowych olimpijskich startach - Każde igrzyska są inne, przynoszą inne emocje, wspomnienia. Tymi cieszę się po dwakroć, bo są dla mnie ostatnie. Chcę się nimi cieszyć i je intensywnie celebrować, przede wszystkim na lodzie.
Bachleda-Curuś spokojnie podchodzi do swojego startu, deklaruje jednak, że nie jedzie do Korei Południowej, aby statystować.
- Moje podejście jest bardzo racjonalne. Kiedyś trzeba tę przygodę ze sportem zakończyć. Udało mi się dobrze startować przez cały sezon, mam nadzieję, że igrzyska będą równie udane. (…) Nie jadę tam jako statysta, tylko jako zawodnik. I, mam nadzieję, jako jeden z najlepszych.
Pytana o szanse Polek w rywalizacji drużynowej, zapewniła, że szóste miejsce, które zajmują w pucharowym rankingu nie musi odzwierciedlać ich realnej siły.
- Kiedy zdobywałyśmy medal w Vancouver, wchodziłyśmy do turnieju drużynowego z listy rezerwowej. Nasze miejsce w Pucharze Świata nie ma więc żadnego znaczenia. –optymistycznie zaznaczyła najbardziej doświadczona polska panczenistka.
Jakie plany po zakończeniu kariery ma utytułowana zawodniczka? Czy kolejne igrzyska planuje spędzić jako trenerka młodszych kolegów, czy też w domu, z rodziną? Jak się okazuje, Bachleda –Curuś nie jest jeszcze przekonana co do swoich przyszłych losów.
-Nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Na razie mam głowę zaprzątniętą nadchodzącymi igrzyskami. I myślę, że na tym powinnam się skupić. –zakończyła.
Katarzyna Bachleda –Curuś (z domu Wójcicka) po raz pierwszy na igrzyskach olimpijskich wzięła udział w Salt Lake City w 2002 roku. Do tej pory z najważniejszej imprezy sportowej przywiozła dwa medale wywalczone w zawodach drużynowych. W Vancouver zdobyła brązowy medal, natomiast cztery lata później, w Soczi, Polki okazały się słabsze jedynie od Holenderek.
pm