Nie wyszła przedolimpijska próba w Korei naszym panczenistom. Cóż, taki właśnie bywa sport. Mistrzostwa świata na torze w Gangneung, które zakończyły się w niedzielę były zimnym prysznicem dla naszej reprezentacji, bo panzceniści liczyli na medale. To nie znaczy jednak, że za rok w tym samym miejscu, ale już podczas igrzysk musi być tak samo. Bywało już tak w historii startów łyżwiarzy, że na mistrzostwach globu coś się sypało, a jak trzeba było wywalczyć medal olimpijski to łyżwiarze z wdziękiem wywiązywali się z zadania.
O co tutaj biega
Przeciętny kibic łyżwiarstwa szybkiego po pierwsze pyta "a jak tam nasz Złoty Strażak”?
Zbigniew Bródka, złoty medalista na dystansie 1500 m z igrzysk w Soczi, na MŚ do Korei jechał z bojowym nastawieniem, ale i pewnymi obawami. - Nic nie obiecuję, będę jechał tak jak zawsze na 110 procent swoich możliwości. Liczę przede wszystkim na dobry bieg taktycznie i technicznie. Jeżeli taki wyjdzie, o miejsce się nie boję. Indywidualnie celuję w ósemkę, to byłby wynik, który mnie zadowoli.
Bródka mógł być pozytywnie nastawiony. Po awansie do grupy A i piątym miejscu podczas ostatniego przed mistrzostwami Pucharu Świata w Berlinie mistrz olimpijski mógł z optymistycznie mysleć o mistrzostwach.
Niestety bieg na 1500 m w Korei nie wyszedł Zbyszkowi. Polak, otwierał rywalizację na tym dystansie, jechał w pierwszej parze. Być może nie było to dobre dla niego losowanie. Łyżwiarz zajął ostatecznie 21. miejsce i pewnie szybko o tym biegu będzie chciał zapomnieć.
Znacznie lepiej na tym dystansie poszło jego kolegom z reprezentacji. Konrad Niedźwiedzki zajął 10. miejsce, a Janek Szymański był ósmy. "8 miejsce na 1500 m mój najlepszy indywidualny start w tym sezonie, na to, co jeździłem w tym sezonie nie mam prawa być niezadowolony. Za rok wrócę mocniejszy już nie na mistrzostwa świata tylko na igrzyska olimpijskie” – podsumował swój występ Janek Szymański.
Na tym samym dystansie wśród pań ósmą lokatę zajęła Katarzyna Bachleda-Curuś, Natalia Czerwonka była 10., a Luiza Złotkowska 13. Jeszcze nigdy dwie Polki nie były w pierwszej "10" na MŚ na tym dystasie.
Dużo kobiet, a mało drużyny w ekipie pań
W biegu drużynowym nasi trzej muszkieterowie zajęli siódmą lokatę. Panie w tej konkurencji rywalizację zakończyły także na 7. pozycji. Z dziennikarskiego obowiązku trzeba dodać, że zarówno wśród kobiet i mężczyzn, siódma pozycja oznaczała ostatnią wśród sklasyfikowanych drużyn.
Jednak o ile panowie swój wyścig przejechali razem i jedność stanowili po biegu – drużyną byli jak jechali i jak przegrali, to w przypadku pań na jaw wyszły jakieś nieporozumienia. – Skład nie był dobry, bo ewidentnie jedna z nas była dziś słabsza – powiedziała po zejściu z lodu Katarzyna Bachleda-Curuś. Podczas biegu było widać, że tego dnia, tym słabszym ogniwem drużyny była Katarzyna Woźniak, która najpierw na początku dystansu potknęła się i musiała gonić koleżanki, potem wspierała ją lekko popychając Natalia Czerwonka. Woźniak dzień wcześniej wystartowała w biegu na 3 000 m, w którym zajęła 17. miejsce. O tym, że będzie mogła stanąć na starcie dowiedziała się w ostatniej chwili, bo z rywalizacji wycofała się Niemka Claudia Pechstein. Czy po 24. godzinach po przejechaniu "trójki” Woźniak powinna była stanąć na starcie biegu drużynowego? Czy trener Krzysztof Niedźwiedzki podjął słuszną decyzję i nie postawił jednak na Luizę Złotkowską? Sztab szkoleniowy pewnie będzie musiał zmierzyć się z tymi pytaniami, ale i z atmosferą, która ewidentnie siadła i nie jest najlepsza w kobiecej ekipie.
Trzeba jednak przypomnieć, że z podobnymi problemami nasze panie i trenerzy już się mierzyli. Może w bardziej radosnych okolicznościach, jednak problemy trzeba przezwyciężać niezależnie od sytuacji, bo do kolejnych igrzysk 12 miesięcy.
Po igrzyskach w Vancouver w 2010, gdzie Polki wywalczyły brązowy medal, także wiele mówiło się o składzie w jakim jechały po medale i kto krążki odebrał.
"Trener zawsze wybierze to, co najlepsze i z pewnością będziemy próbowały różnych ustawień. A co do mojej radości w Vancouver - w końcu przyczyniłam się do tego, że na igrzyska pojechałyśmy. Startowałam w tym biegu, który dał nam olimpijską kwalifikację. Za to na samych igrzyskach startowała już Kasia Woźniak. Dlatego jesteśmy tak bardzo zżyte, bo mamy świadomość, że na sukces pracujemy wszystkie. Ja za Vancouver krążka nie dostałam, ale nagrodę finansową z PKOl-u taką samą jak koleżanki, 70 tys. zł” – mówiła wówczas w jednym z wywiadów Natalia Czerwonka.
Tę wypowiedź przytaczam, bo interesujące są w niej dwa elementy: trener zawsze wybierze to, co najlepsze (…), jesteśmy tak bardzo zżyte, bo mamy świadomość, że na sukces pracujemy wszystkie (…). Gdy przydarza się porażka panie już nie są z tej samej drużyny, już nie są bardzo zżyte?
Artur Waś wie, co poszło nie tak
Artur Waś rozczarowany, ale to sprinter, który na życiowych wirażach potrafi przyspieszać
Artur Waś, jedyny w historii polski sprinter który stawał na podium Pucharu Świata, na mistrzostwach w Korei zajął 14. miejsce w wyścigu na 500 m. Miało być lepiej, bo Polak celował nawet w podium. - Jestem zły, bo stać mnie było na podium. Ale nie było formy. Najprawdopodobniej popełniłem kilka błędów w przygotowaniach - szczerze wyznał panczenista po biegu.
Świadomy tego, co poszło nie tak Artur Waś jedzie więc dalej i broni składać nie zamierza. Początek igrzysk w PjongCzang za 364 dni, Polak ma czas na wyciągnięcie wniosków. - To były moje decyzje i to ja szedłem takim tokiem przygotowań. Popełniłem błąd. To dobra nauczka - stwierdził sprinter w telewizyjnym wywiadzie wyjaśniając, że jego wybory, co do sposobów treningu nie były najlepsze.
W ostatniej konkurencji mistrzostw świata w Gangneung w biegach masowych Roland Cieślak zajął szóste miejsce, a Luiza Złotkowska była siódma. I te wyniki bardzo cieszą, a już samych zawodników na pewno, bo zajęcie co najmniej 8. miejsca na mistrzostwach to stypendium.
Łyżwiarze nie kończą jeszcze sezonu. Przed nimi kolejne starty, a za rok igrzyska. Tor w Korei mają przetestowany, oddalony o 60 km od hali lodowej hotel, z którego podróż zajmuje im około godziny też sprawdzili, wiedzą jak logistycznie planować działania. Koreańskie rozczarowania na lodzie też za nimi...
Teraz w niektórych jest sportowa złość, może się wydawać, że coś jest nie tak, bo poszło źle. Zawodnicy w biegach drużynowych, panowie na 500 m i 1500 m nie prezentują takiej formy do jakiej i siebie i nas w ostatnich latach przyzwyczaili. Ale trzeba wierzyć, że przez ponad 360 dni, które pozostały jeszcze do igrzysk, uda się coś zasiać, bo jak mówi koreańskie przysłowie: przy wielkich staraniach i na skale wyrośnie trawa.
A żeby wszystkim poprawić humory - mam tu na myśli też sztab szkoleniowy naszej reprezentacji - dla Was panowie koreańskie przysłowie: czy Budda będzie gruby czy chudy, zależy od rąk rzeźbiarza. Do pracy zatem, do pracy.
Aneta Hołówek, PolskieRadio.pl