Polscy piłkarze po raz trzeci z rzędu wygrali mecz "o honor" w piłkarskich mistrzostwach świata. Po zwycięstwach nad USA (3:1 w 2002 roku) i Kostaryką (2:1 w 2006) przyszła kolej na Japonię. Jedynego gola uzyskał Jan Bednarek, który gdyby nie kontuzja Kamila Glika pewnie byłby rezerwowym.
Rosja 2018
- Nie jest idealnie. Pomimo tego, że ciężko pracowałem, to minęły trzy tygodnie z hakiem, a to jest to jednak kontuzja, którą leczy się około pięć-sześć tygodni. Myślę, że w stu procentach, to będę gotowy dopiero jak się zacznie sezon ligowy - stwierdził Kamil Glik pytany o zdrowie tuż po meczu z Japonią.
Obrońca ocenił tez ostatnie spotkanie "biało-czerwonych" na mundialu w Rosji. - Fajnie było wygrać. Powiedziałem w szatni do chłopaków, żebyśmy uśmiechnięci po meczu wrócili do niej i żebyśmy tak potem wchodzili do samolotu. Ten uśmiech, mimo wszystko, na pewno się pojawi choć na chwilę. Daliśmy sobie i kibicom szczyptę słodkości. To nie usprawiedliwia jednak tego, co się zdarzyło w całym turnieju - powiedział Glik.
Czwartkowe spotkanie w Wołgogradzie było wyjątkowe ze względu na przebieg końcowych minut - mimo niekorzystnego wyniku japońscy obrońcy podawali sobie piłkę na własnej połowie, bo ich celem nie było wyrównanie, ale za wszelką cenę chcieli uniknąć straty drugiego gola, który wyeliminowałby ich z turnieju. Wszystko za sprawą prowadzenia Kolumbii z Senegalem (1:0), co sprawiło, że Azjaci dostali się do 1/8 finału kosztem ekipy afrykańskiej dzięki... mniejszej liczbie ujemnych punktów (za żółte i czerwone kartki) w klasyfikacji fair play.
- Końcówka tego meczu to był kabaret - stwierdził Glik.
Źródło/ TVP/Sport
ah