"Poniedziałek: Ja. Wtorek Ja. Środa Ja. Czwartek Ja". Taką autoironiczną wyliczanką Witold Gombrowicz rozpoczyna w roku 1957 swój "Dziennik". Można powiedzieć, że w ten obszar literatury wkracza z podobnym impetem co wcześniej w świat powieści czy dramaturgii. Żaden autor w tak otwarty sposób nie zakomunikował do tego momentu odbiorcom, że dzienniki to nie są przypadkowe zapiski, tylko przemyślana kreacja. Gombrowicz mierzy się na kartach prowadzonego kilkanaście lat dziennika z intelektualnymi modami, z polskością, zdaje sprawę ze swoich lektur, obserwacji i podróży. Jest dowcipny i zgryźliwy, pełen artystowskiej pozy człowieka, którego nie obchodzi, czy zdobędzie uznanie czy nie. A jednak co jakiś czas ujawnia, że mu na opinii innych zależy. Bo to jego pisarskie ego jest tu na piedestale. "Ja po prostu rozkładam się przed wami taki, jaki jestem i mówię: nie chcę was uczyć, ale uczcie się na mnie. Oto macie: moje przygody duchowe, moje myśli, reakcje, doświadczenia, cała ta moja egzystencja…"