Redakcja Programów Katolickich

10 stycznia

Ostatnia aktualizacja: 15.01.2010 15:19
To nie cud, to czysta biologia - stwierdził dr Paweł Grzesiowski z Zakładu Profilaktyki Zakażeń i Zakażeń Szpitalnych Narodowego Instytutu Leków. Czy to koniec "cudu w Sokółce"?

To nie cud, to czysta biologia - stwierdził dr Paweł Grzesiowski z Zakładu Profilaktyki Zakażeń i Zakażeń Szpitalnych Narodowego Instytutu Leków. Czy to koniec "cudu w Sokółce"?

 Gdy Tracy przestała oddychać i jej serce stanęło, dla lekarzy stało się jasne: muszą zrobić wszystko, by ratować jej nienarodzone jeszcze dziecko. Błyskawicznie przeprowadzili cesarskie cięcie - bez żadnego znieczulenia, bo przecież kobieta nie żyła. Jednak gdy wyjęli chłopczyka z jej brzucha, okazało się, że dziecko nie przeżyło.

Mężczyzna, który przed chwilą stracił zonę, usłyszał, że nie żyje także jego syn. Załamany Mike Hermanstorfer wziął dziecko na ręce. Gdy go przytulał, poczuł nagle, że chłopczyk się rusza. W tej samej chwili jego 33-letnia żona zaczęła oddychać.

Ojciec dziecka i mąż Tracy mówi wprost - to był wigilijny cud, ręka Boga, która w jednej chwili pozbawiła go wszystkiego, by zaraz wszystko to mu oddać.

Lekarze ze szpitala w Kolorado Springs twierdzą, że nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia dla nagłego ożycia matki i dziecka. "Matka nie żyła. Nie miała tętna, nie oddychała, nie było ciśnienia. Była tak szara jak jej spocone ubranie. Nie było żadnych oznak życia" - relacjonuje doktor Stephanie Martin.

Mike Hermanstorfer przyznaje, że oboje z żoną są wierzący. "Ale to, co się tu wydarzyło, nawet dla niewierzącego jest trudne do wytłumaczenia" - mówi.

Czy istnieją cuda? Odpowiedzi poszukamy juz w najbliższych Nocnych Czatach.

Zobacz więcej na temat: cesarskie cięcie dzieci