Dzień dobry Państwu,
I tu rodzi się szereg pytań. Czy lepiej jest siedzieć na miejscu, klepać biedę czy wyjechać do pracy, osierocić społecznie własne dzieci. A może nawet rozbić rodzinę. Kiedyś, gdy nauczyłam się korzystać z porad psychologa, a właśnie wtedy poczułam się źle w dotychczasowej pracy, spróbowałam takiej sztuczki – na kartce którą trzeba przedzielić pionowo na pół, z lewej strony trzeba wypisać plusy danej sytuacji lub ew. decyzji, zaś z prawej - minusy. Z tego bilansu wyszło mi, że nie powinnam pozostawać w tej pracy ani dnia dłużej. Nie dało się tego zrobić tak prosto, ale los mi jakoś dopomógł. Bo w gazecie, którą podłożyłam pod tę pisaninę, natrafiłam na… ofertę pracy jak dla mnie. Tego samego dnia tam poszłam, i w ustawowym terminie przeniosłam się. Troszkę to wygląda na cud, ale tak to było.
Wracając do tematu listu Pani Danuty, oto inny obrazek z naszej Ojczyzny, a pisze Pani Czesława z Gdańska:„Czasami patrzę na świat przez duże okno w mojej kuchni. I co widzę? To zależy od pory roku. Teraz jeszcze drzewa nie zasłaniają dużego śmietnika w ogrodzeniu. Nie stoję w oknie godzinami, krótko. I w tym krótkim czasie widzę, jak wiele osób wchodzi za ogrodzenie śmietnika. Te osoby poszukują czegoś w pojemnikach. Czego? Puszek po piwie, a może resztek jedzenia. – i wybiegam myślami naprzód: - drzewa zazielenią się, ogromna lipa zasłoni śmietnik. Zasłoni? Nie, nie zasłoni mi świadomości, że źle się u nas dzieje. Stale mam jednak nadzieję że nie wszystko stracone”.
No pewnie że nie wszystko stracone. Jak to się mówi – jeszcze Polska nie zginęła! Kiedy my żyjemy. Strasznie górnolotnie wyszło, ale czasem człowiek potrzebuje do przetrwania choć odrobinę patosu.
Elżbieta Nowak