Dzień dobry Państwu!
Pani Walentyna zwierza się: „Ja w takim domu mieszkam od 7-miu lat, mam więc już sporą wiedzę o tym, jak taka instytucja wygląda „od kuchni”. Dostrzegam też ewolucję poglądów środowiska, które opuściłam przenosząc się do DPS. Mam na myśli stosunek do nich moich dalszych krewnych i przyjaciół, którzy wiedzą ‘najlepiej’”.
Tak się składa że byłam kiedyś w tym domu, gdzie mieszka Pani Walentyna. Byłam z wizytą u jednej z pensjonariuszek. Akurat z tego domu wyniosłam dobre wspomnienie. Ale niedawno miałam w innym domu opieki starszą panią. Nie daj Boże! Więc można powiedzieć, na dwoje babka wróżyła.
W związku z tym tematem przypomniała mi się pewna medytacja. Polega ona na tym, że trzeba sobie wyobrazić wyjazd. Wyjazd na jakąś daleką wyspę, wyjazd na zawsze. Opuszczenie wszystkiego, co mieliśmy do tej pory, w czym żyliśmy, co jest nam drogie i miłe. I co zabierzemy w tę swoją podróż w jedną stronę? Co mamy takiego najcenniejszego, z czym nie chcielibyśmy się nigdy rozstać? Ta medytacja, gdy miałam okazję w niej uczestniczyć po raz pierwszy, wstrząsnęła mną. Byłam wtedy dużo młodsza, tak wiele rzeczy było mi bliskich i drogich. Pierwszy przedmiot ulubiony przeze mnie, to było wieczne pióro Watermana. Wiele lat je miałam, byłam do niego bardzo, bardzo przywiązana. Aż któregoś dnia zgubiłam je. Prawdopodobnie wypadło mi z torebki przy wysiadaniu z taksówki, spieszyłam się. Bo od tamtego czasu zaginęło bez wieści. Wiedziałam już więc, że na ziemi nie ma rzeczy wiecznych, nawet wiecznych piór. Potem wracałam czasem do tej medytacji, bo mam nagraną na kasecie. I od jakiegoś czasu już wiem, co chciałabym zabrać ze sobą w tę podróż bez biletu powrotnego. Jest to – Biblia.
Elżbieta Nowak