Nim jednak do owego Biłgoraju Adama Piętaka, twórcy tego muzycznego projektu, dotrzemy, czeka nas sporo pułapek. Okładka jego drugiego albumu może sugerować, że mamy do czynienia z chuligańskim rapem, co potęguje z resztą sam tytuł. Jego rozszyfrowanie może przynieść ulgę, ale i wzmóc zainteresowanie podobnie jak nazwa tego muzycznego projektu – to potoczne określenie rzeki Osa, dopływu Białej Łady. Tytuł natomiast oznacza drogę, którą owa rzeka pokonuje: od Rap do Rap, a dokładniej od Rap Bojarskich do Rap Dylańskich. Jeśli nie wierzycie, sprawdźcie na mapie.
Śledząc audycję New Weird Britan w BBC – cyklu opisującego artystów, którzy często w oryginalnej, a nawet ekstrawaganckiej formie mierzą się z rodzimym folklorem – zatęskniłem za takimi działaniami nad Wisłą w XXI wieku. Piętak odnajduje się w tej estetyce doskonale – to muzyka zakorzeniona w ludowości, rytuałach i historii, która za pomocą elektroniki, gitary elektrycznej, bitów, ale też elementów folku tworzy uwspółcześnioną, atrakcyjną opowieść o historii zapomnianej czy pomijanej.
Co takiego jest w tym Biłgoraju? Sam Piętak pewnie wie najlepiej. Drugie co do wielkości miasto w lubelskim doświadczyło wielu wydarzeń i przechodziło niejednokrotnie z rąk do rąk: było w granicach Austrii, Księstwa Warszawskiego, Rosji; mieszkali w nim wyznawcy kalwinizmu, Rosjanie, Żydzi, Ukraińcy i oczywiście Polacy. Do początków XX w. było położone poza szlakami komunikacyjnymi, z dala od innych ośrodków w kraju – być może dlatego stał się Biłgoraj prężnym ośrodkiem rzemiosła i dorobił własnego folkloru.
Ów folklor i lokalne legendy już na minionych płytach Piętaka były najważniejsze – swój poprzedni album artysta poświęcił niedoszłemu patronowi miasta i jednocześnie jego założycielowi – Adamowi Gorajskiemu, kalwiniście. Piętak dokonał rzadko w dzisiejszej rzeczywistości spotykanej wolty – po studiach na gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych zamiast zostać w wielkiej metropolii, wrócił w rodzinne strony. Zainspirowało go to do stworzenia ów osobliwego projektu muzycznego, a nauka w akademii do stworzenia kostiumu, w którym występuje. Jest wzorowany na tradycyjnym kobiecym stroju biłgorajsko-tarnogrodzkim, który jednocześnie nie sposób skojarzyć ze współcześnie noszonymi dresami, o zabarwieniu chuligańskim, ale też z patriotycznym naciskiem na "polskość" (cudzysłów nieprzypadkowy). Czemu także przez pryzmat mikroskali Biłgoraju Piętak się przygląda.
Muzycznie "ODRAPDORAP" to opowieść o tyle złożona co osobliwa – prowadzeni trasą Królówczanej Smugi płyniemy przez tematy tajemnicze. Zbaczamy z głównych biłgorajskich tras i zmierzamy na jego peryferia. Już w "Rapach" muzyk daje znać, że prowadzi nas w miejsce w sumie zapomniane, nad którym wrony szybko zawracają, przelatując nad Rapami a psy szczekają nie pyskami i tu nie trudno dopowiedzieć sobie czym. Socrealizm przeplata się tu ze średniowieczną magią, skoro Lenin zdobi mury i leśny pomnik grobem jest. Jest więc trochę strasznie, małomiasteczkowo, ale i magicznie. W sam raz jak na folk przystało. To wrażenie pogłębia "Borówko, borówko", które już strukturą przypomina dawne pieśni śpiewane ku przestrodze: Czerwień twoja blada / Marnaś się zrobiła / Jakbyś za żywota / Trupie soki piła / Twoje dawne piękno / Odeszło w niepamięć / Boś ty nawożona / Białkiem ludzkich tkanek. To ostatni moment, żeby wcisnąć stop jeśli wyglądacie muzyki lekkiej przyjemnej, ale jeśli preferujecie przygody i nie boicie się penetrować historii, "ODRAPDORAP" się wam spodoba.
"Rapy Dylańskie" to bit i quasi-dęciaki w tle, jakby wygrywały leśny hymn, a "Żurawinowe wódu" (polecam wideo) to etniczne zawodzenie: zepsuta melodia, może dęciak, a do tego niby-babciny śpiew, domknięty industrialnym bitem. Piętak zestawia sacrum i profanum – tajemnice okolicy, w której mieszka i jej codzienne rytuały. Bawi się językiem, kiedy słynną piosenkę "Idziemy na jagody" śpiewa w manierze metalowego growlingu, podszytego ciężkim bitem. Albo gdy w "Jeżynowych zasiekach" buduje lingwistyczne łamigłówki, jakby kolejny raz chciał ostrzec przed zagłębianiem się w przemilczaną historię (Z dala woła las / Abyś do niego nie wlazł / Z dala woła las / od lasu z dala). Ale wiemy, jak to jest od dzieciństwa – im bardziej ktoś nam czegoś zabrania, tym bardziej jesteśmy tym zainteresowani, prawda?
Królówczana Smuga nawiązuje to folkowej tradycji, przenoszenia na język muzyki tradycji oralnej i tworzenia przekazu silnie zakorzenionego w lokalności. Nie sili się na ocenę tego, co dzieje się w kraju, snuje opowieść w skali mikro. Zobaczcie jak trzyma gitarę przypominając wędrownych średniowiecznych bardów, w końcu sam takim jest. Czerpiąc z brzmienia gitary, industrialnych bitów, drone-music i folkowych powidoków we frapującej formie wpisuje się w tradycję muzykantów, którzy snują historie o zapomnianych krainach. Mogą te historie na pierwszy odsłuch nie wydawać się zbyt przyjemne – w końcu ta mroczna i tajemnicza muzyka drapie ucho – ale są błyskotliwe, oryginalne i co najmniej intrygujące. Dlatego warto w tę trasę między Rapami z Piętakiem się wybrać.
Jakub Knera
Królówczana Smuga
ODRAPDORAP
Opus Elefantum
4,5/5
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.