Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Turecka postmoderna z Amsterdamu - Altın Gün - "Yol"

Ostatnia aktualizacja: 02.03.2021 08:00
Trzeci album amsterdamskiego Altın Gün powstawał podczas zeszłorocznych lockdownów i pandemicznej izolacji. Te doświadczenia bezpośrednio przełożyły się na kształt “Yol”, choć sedno ich muzyki zostało nietknięte.
Okładka albumu Altn Gn Yol
Okładka albumu Altın Gün "Yol"Foto: mat. pras.

Może na początek krótko przypomnijmy, kim są i skąd się wzięli. Altın Gün powstało z fascynacji Jaspera Verhulsta, holenderskiego basisty, muzyką turecką z lat 60. i 70. Choć słuchał jej już wcześniej, po kilku dniach spędzonych w Stambule podczas jednej z tras koncertowych i wizytach w lokalnych sklepach płytowych, wrócił do Amsterdamu z mocnym postanowieniem grania muzyki inspirowanej twórczością Barışa Manço czy Erkina Koraya. Większość składu zmontował z kolegów fascynujących się podobnymi klimatami, a dwójkę wokalistów – Merve Daşdemir i Erdinça Ecevita, jedyne osoby w zespole mające tureckie korzenie – znalazł poprzez ogłoszenie w mediach społecznościowych. To dzięki nim dowiedział się, że przeboje anatolijskiego rocka to w większości aranżacje piosenek ludowych. Poszli tym tropem – w zgodzie z duchem gatunku, nie grają własnych kompozycji utrzymanych w rejonach anatolijskiego rocka, ale aranżują na tę modłę ludowe klasyki. Najlepiej takie, których jeszcze nikt tak nie potraktował.

Dwa lata temu wydali “Gece”, swój drugi album w Glitterbeat i amerykańskim ATO, który przyniósł im nominację do Grammy, 2020 miał być ich rokiem podbijania Stanów – zaplanowali trasę koncertową z przystankiem na SXSW, obowiązkowej imprezie, dla wszystkich, którzy chcą coś osiągnąć za Oceanem. Wiosną przyszedł koronawirus i skreślił wszystkie dotychczasowe plany. źródło: Altın Gün

Odtrutką na nudę i pandemiczne zniechęcenie było pisanie nowych aranżacji – dużo większą rolę w zdalnej pracy odgrywały syntezatory i Omnichord, elektroniczna wersja cytry akordowej, którą upodobała sobie Merve. Brzmieniowo Altın Gün poszli w stronę electro popu i lat 80 (jak na ironię, okresu, w którym popularność anatolijskiego rocka przygasła) i rozkręcają pandemiczną imprezę, nie zapominając o psychodelicznych początkach. Zmalała rola sazu, który odgrywał do niedawna decydującą rolę w budowaniu charakterystycznego brzmienia zespołu.

Tak, jak wcześniej, piosenki czerpią przede wszystkim z repertuaru Neşeta Erteşa i Âşıka Veysela, ale nazywanie Altın Gün cover bandem czy grupą rekonstrukcyjną na “Yol” całkowicie straciło rację bytu. Ich muzyka jest idealnie postmodernistyczna, łączy ze sobą różne epoki i kręgi kulturowe. Rygorystyczny, oszczędny funk wyparł psychodeliczny rock jako podstawę poszukiwań. Muzyka stała się silnie zrytmizowana, zachęca do tańca. Gdzieniegdzie pojawiają się nagrania terenowe. Dużo większą rolę odgrywają nie tylko syntezatory, ale też wszelkiego rodzaju perkusjonalia - w swoim bogactwie przypominają bardziej muzykę afrolatynoską, niż turecką. Momentów, kiedy wybierają się do samego serca Anatolii jest mniej, ale może dlatego smakują jeszcze lepiej, “Sevda Olmasayydı” czy “Yekte” to jedne z lepszych elementów albumu. Choć naprawdę najlepiej jest, gdy wybijają się na brzmieniową niezależność, jak w singlowym “Yüce Dağ Başında” czy “Hey Nari”, gdzie traktują turecki materiał, jak po prostu świetne piosenki do bawienia się aranżacją.

Już od debiutu, “On” z 2018 roku, słychać było, że Altın Gün doskonale czują się w świecie anatolijskiego rocka, podbijali sceny swoimi doskonałymi koncertami, ale takie odejście od kanonu wykuwanie własnej tożsamości wychodzi im tylko na dobre. Muzyka turecka jest na tyle bliska i na tyle “egzotyczna” dla zachodniego ucha, że łatwo się wyróżnić, czymś zaskoczyć. “On” był świetną, ale bezpieczną płytą, “Gece” pozwoliło im wypłynąć na szersze wody, a na “Yol” muzyka staje się jeszcze wyrazistsza, złapali swoje wyjątkowe brzmienie, dodali do niego mnóstwo jaskrawych kolorów i po prostu nagrali swoją najlepszą płytę. Odważną, wściekle taneczną i fascynującą.

Michał Wieczorek

Altın Gün

“Yol”

2021

Ocena: 4,5/5

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.


Czytaj także

Sayonara na powrót punk folku

Ostatnia aktualizacja: 06.10.2020 10:55
Trafili w próżnię. Punk folk odszedł już w naszym kraju na karty historii, a i poważny showbiznes przeżył flirt z Mungo Staszczykiem (Pociskiem miłości), który w tym stylu był i irlandzki, i polski. To se ne vrati, jak mawiają bracia Czesi. A jednak – wróciło.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Humeniuk i inni – Ukraińcy w Nowym Jorku w latach 1928-1932

Ostatnia aktualizacja: 13.10.2020 08:00
Najsłynniejszym amerykańskim skrzypkiem z Polski był Ukrainiec Pawło Humeniuk (1883-1965). Urodził się w Podwołoczyskach (obecnie Підволочиськ), w tzw. Galicji Wschodniej, na wschód od Tarnopola, praktycznie już na granicy z Podolem.
rozwiń zwiń