Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Folk prosto z szelfu: Frode Haltli "Avant folk II"

Ostatnia aktualizacja: 27.07.2021 08:00
Utalentowany norweski akordeonista Frode Haltli, szkoda, że mało u nas znany, nagrał w tym roku kontynuację cenionego albumu „Avant folk” (2018). To jeden z wielu jego projektów, wyróżniający się spośród nich mini-bigbandowym składem, bo w pierwszej części wzięło udział trzynastu muzyków, włącznie z gwiazdą norweskiej awangardy Mają Ratkje, a w tegorocznych nagraniach dziesięciu.
Okładka płyty Avant Folk II Frode Haltiego
Okładka płyty "Avant Folk II" Frode Halti'egoFoto: mat. promocyjne

Mamy tu skrzypce, skrzypce hardanger, saksofon, trąbkę, róg, gitarę klasyczną i elektryczną, organy Hammonda, syntezator, kontrabas, wokale, bębny no, i oczywiście akordeon lidera. Haltli przedstawia się jako muzyk celnym aforyzmem: „Mam instrument, który tak naprawdę nigdzie nie pasuje – albo pasuje wszędzie”. Nie interesują go ściśle rozumiane gatunki i style muzyczne, tam nie pasuje, natomiast jego żywiołem jest eklektyzm, łączenie muzycznych światów, idiomów i brzmień.  „Lubię też improwizować, lubię rzeczy, które są pomiędzy.” Termin „progresywna”, którym jest określana jego muzyka, ma korzenie we wczesnych latach 70-tych. Kontynuowana później przez takie wytwórnie jak np. Recommended Records czy częściowo ECM estetyka progresywna ma się dobrze i dzisiaj, a nawet mamy – zdaje się – coś w rodzaju przypływu tej specyficznej i dość łatwo rozpoznawalnej, a zarazem bardzo różnorodnej muzyki.

Mam instrument, który tak naprawdę nigdzie nie pasuje – albo pasuje wszędzie. Lubię też improwizować, lubię rzeczy, które są pomiędzy. Frode Haltli

Pisząc „łatwo rozpoznawalnej” mam na myśli przesądzający o wyrazie całości wpływ jazzu i akademickiej muzyki współczesnej (pomijam tu odgałęzienie zwane rockiem progresywnym, u nas z „progresywnością” najbardziej chyba kojarzone) z ich rozszerzonymi skalami i harmoniami, nie zawsze zorientowanymi na jakieś wyraźne centrum. Ale paleta możliwości przedstawiona na tej płycie jest bardziej złożona, co jest wypadkową wirtuozerskich możliwości, wrażliwości muzycznej i szerokich horyzontów muzycznych lidera bandu Frode Haltli'ego. Słychać tu bogactwo barw, ambientowe wręcz pejzaże, a także aplikacje folkowe, począwszy od muzyki indyjsko-pakistańskiej (bo z indyjskimi muzykami współpracował Hatli w czasie jednej ze swoich rezydencji artystycznych) na norweskich czy ogólnie nordyckich kończąc. Możliwości akordeonu Haltli wykorzystuje do imentu i bardzo twórczo, czasem mam wrażenie, że słyszę brzmienie czy frazowanie bandeneonu, a nie akordeon. Podkreśla też znaczenie miecha. „Trochę zbyt łatwo jest grać szybko na akordeonie. Wielu graczy wychodzi i po prostu gra zbyt wiele nut, przy zbyt małej zmienności w grze.” Cały band nie gra często, dramaturgia płyty jest dobrze zakomponowana, mamy nawet minimalistyczne fragmenty.

Płytę wypełniają cztery dość długie utwory, album, można powiedzieć, jest koncepcyjny i rządzi nim motyw podróży zarówno w czasie jak i przestrzeni. Pierwszy utwór przywraca do życia w wyobraźni legendarną, ale prawdziwą krainę Doggerland – której nazwa pochodzi od szelfu kontynentalnego pod stosunkowo płytkim obszarem Morza Północnego między Wyspami Brytyjskimi a Skandynawią (obecnie Norwegią, Danią, Niemcami i Holandią), a który (podobnie jak Beringia po drugiej stronie świata) był odsłonięty i zasiedlony przez ludzi przez tysiące lat podczas ostatniego zlodowacenia. Istnienie lądu znanego jako Doggerlandia zostało ustalone pod koniec XIX wieku. Do literatury wprowadził je Wells w „Opowieści o epoce kamienia” (1897), której akcja toczy się w „czasach, kiedy można było wędrować suchostopiem do Anglii i, kiedy szeroka i ociężała Tamiza płynęła przez swoje bagna, by spotkać swojego ojca Ren, płynąc przez rozległy i równy kraj, który w dzisiejszych czasach znajduje się pod wodą Morza Północnego”. Ja odebrałem ten utwór jako opowieść o tym, że Doggerlandia znów się wyłania, nie dosłownie oczywiście, ale dzięki pracy i osiągnięciom jakie w jej poznawaniu zawdzięczamy rybakom oraz naukowcom wielu specjalności, którzy współpracują z platformami wiertniczymi.

Kolejny utwór to senna, impresyjna i filmowa opowieść z podróży w zorzy polarnej. Trzeci, najbliższy tradycyjnej norweskiej muzyce na tym albumie, bierze swoją nazwę od Gravberget,  „malutkiej wioski bardzo blisko miejsca, w którym dorastałem, kilka godzin na północny wschód od Oslo. Te rozległe obszary leśne nazywane są lasami fińskimi, po imigracji Finów w XVII wieku. Rytm lokalnego «pols dance» jest asymetryczny, z krótkim trzecim uderzeniem”. Temat muzyczny czwartego i ostatniego utworu „Na Wschodzie jak i na Zachodzie” brzmi wedle słów autora jak stara norweska pieśń tradycyjna lub arabski maqam, w zależności od tego, kto słucha, a obie niezależne części melodii wykorzystują skale z mikrotonami w danym systemie.

Na płycie grają świetni muzycy, jak mówi w jednym z wywiadów Frodi Haltli „w «Avant Folk» wykorzystujemy procesy zaczerpnięte z muzyki ludowej: na początek przedstawiam prosty materiał, którego wszyscy muzycy uczą się ze słuchu. W ten sposób, bez żadnych partytur, wszyscy mamy wspólne wyczucie frazowania i rytmu, z elastycznością i swobodą w dalszym opracowywaniu materiału muzycznego”. A jak wygląda efekt tak opisanej pracy w wydaniu norweskich muzyków klasycznych i jazzowych, to warto posłuchać nawet nie będąc miłośnikiem jazzu, ku któremu ciąży ta płyta.

Frode Haltli

"Avant Folk II"

Grappa Musikkvorlag 2021 

Ocena: 4/5

Remek Hanaj

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

Czytaj także

Jazz i polska tradycja spotykają się w Lumpeksie

Ostatnia aktualizacja: 22.09.2020 10:12
Lumpeks szuka punktów wspólnych między jazzem i tradycją, tworząc barwną współczesną opowieść naznaczona ludowymi melodiami i improwizacjami, balansując pomiędzy awangardą a ludycznością.
rozwiń zwiń