Polskiego gore, czyli pali się, nikt już nie używa w języku codziennym, co najwyżej w stylizacjach czy cytatach tekstów historycznych. A okrzyk ten nierzadko również oznaczał horror, tyle że najzupełniej faktyczny. Gorzały gospodarstwa i całe drewniano-słomiano wsie, także i miasteczka, ba nawet wielkie połacie większych miast. Z budynkami gorzały razem zwierzęta i ludzie. Pogorzeliska zostawiały za sobą duże działania zbrojne, konflikty wojenne, ale też konflikty lokalne, bunty społeczne, podpalenie było wyrazem zemsty najsroższej, bo nie indywidualnej, a zbiorowej. Zespół Ruta śpiewa:
Strażacy budowali nierzadko w tzw. czynie społecznym remizy, w których koncentrowało się świeckie życie wsi czy małego miasteczka. Dbali i zabiegali o ich wyposażenie i utrzymanie. Tam się odbywały często wesela i zabawy. W zamian dostawali nieformalny mandat na udział w sprawowaniu lokalnej władzy, mieli poszanowanie i posłuch. Autorytet.
Hej gore! Co gore?
Wyjrzyj Gośka na pole,
Jeśli karczma daj nam znać,
Pójdziewa ją ratować,
Jeśli dwór nie mów nic,
Bo tam bardzo biją rzyć.
Bo bez karczmy, bez Żyda
Była by wielka bida.
Ale dwór łupi-skór
Pal go kaci z naszych gór.
W polu semantycznym tego słowa odsłaniają się jednak znaczenia różne, także neutralne i pozytywne: gorąco, gorączka, gorliwość, ogorzały, ogar, ogier, gorzki, gorycz, zgorzkniały, gorczyca, ogrzać, rozgrzać, zagrzewać, no i gorzałka oczywiście. "Jagiełło zbudował kościół na tem mieyscu, gdzie pierwej gorzał ogień pogański”. "Przed Grobem Pańskim dwanaście lamp zawsze goreją”. Serce gorejące miłością. Oczy gorejące jak pochodnie. "Na złodzieju czapka gore”, można by rzec, ogniem niewidzialnym, ale postronni widzą dym idący z jego sumienia i z lęku przed zdemaskowaniem . Choć, co warto zapamiętać, "nie gore czapka na wielkim złodzieju”.
W latach 70., w czasach mojego dzieciństwa, prawie każdy mały chłopiec chciał być strażakiem (dziś - jutuberem). I ja również spośród moich pierwszych lektur pamiętam Czesława Janczarskiego "Jak Wojtek został strażakiem”.
Lasem, łąką, polem
biegną kręte dróżki,
zawiodą nas one
do wsi Kozie Różki.
Ta wioska od dawna
w okolicy słynie
ze straży pożarnej
najdzielniejszej w gminie.
Mają tu strażacy
samochód czerwony,
na szerokich kołach
czarne lśnią opony.
Mają sprzęt strażacki,
bogaty, nie skąpy -
drabiny, gaśnice,
sikawki i pompy.
Polskiego "gore", czyli "pali się", nikt już nie używa w języku codziennym, co najwyżej w stylizacjach czy cytatach tekstów historycznych. A okrzyk ten nierzadko również oznaczał horror, tyle że najzupełniej faktyczny.
Polska straż pożarna jako zjawisko społeczno-kulturowe, inicjatywa przecież w dużej mierze realizowana oddolnie, wciąż nie doczekała się porządnej monografii. Bo temat to wyjątkowo szeroki rozciągnięty w czasie, bogaty w bliższe i dalsze konteksty. Przecież składają się nań zarówno te prenowoczesne sposoby radzenia sobie z czerwonym kurem (będące w domenie głównie kobiet wiejskich) – specjalne modlitwy, litanie, święcona sól, chleb św. Agaty i jej obraz, którymi gaszono, a najczęściej "wyprowadzano” ogień poza wieś, jak też potrzeba strażowania na wsi, czyli pilnowania porządku, zwłaszcza w nocy – strażowały specjalnie wyznaczone osoby, bądź była to funkcja przechodnia. Taką rolę pełnił np. we wsi Kocudza świetny skrzypek, bębnista, śpiewak i w ogóle człek bystry – Adam Korczak, który uczestniczył w nocnych patrolach obywatelskich, mających na celu trzymanie porządku i zawiadamianie o ekscesach oraz wydarzeniach zagrażających bezpieczeństwu (głośnym terkotaniem terkotki).
Już w XIV-wiecznym Krakowie uchwalono przeciwpożarowe przepisy. O potrzebie takowych w skali państwa upominały się najtęższe umysły reformatorów z Andrzejem Fryczem-Modrzewskim na czele. Pierwsza zawodowa straż ogniowa powstała w Wilnie w 1802 r. Pierwsza ochotnicza w Krakowie w 1867. W końcu XIX i na początku XX wieku ruch zakładania straży pożarnych przybrał już skalę powszechną. W I Zjeździe Strażactwa Polskiego w 1921 roku wzięło udział 3707 delegatów z 742 straży trzech byłych zaborów. Wiele mniejszych miast i miasteczek oraz większych wsi było słabo zinstytucjonalizowanych, dlatego powstające straże pożarne odgrywały tam wieloraką rolę więziotwórczą, wykraczającą daleko poza cele zapisane w statutach.
Pożarnicy stawali na straży nie tylko wspólnoty państwowej, ale także wspólnot lokalnych wbrew władzy: "I pewnego dnia [1938] przyjechali burzyć kaplicę na cmentarzu prawosławnym w Konstantynowie [koło Janowa Podlaskiego]. Pobiegliśmy tam. Była dziesiąta rano i dużo ludzi przy kaplicy. Samochody, strażacy, policjanci. Straż konstantynowska składała się w połowie z Żydów. I my słyszymy jak pod kaplicą strażacy żydowscy powiadają: O nie! Tego to my nie będziemy robić. I strażacy wycofali się” ("Przegląd prawosławny” nr 7/1998).
W strażach działały amatorskie zespoły teatralne, chóry, biblioteki, czytelnie i orkiestry dęte (tak bywa zresztą do dzisiaj). Organizowano odczyty i słuchanie radia. Według oficjalnych statystyk w 1938 roku w strażach pożarnych było 2500 świetlic, 700 bibliotek, 1500 zespołów i 1000 orkiestr. Siła fizyczna i sprawność sportowa młodych mężczyzn ("sam kwiat młodzieży”) plus postęp technologiczny szybko udowodniły swoją większą efektywność niż metody tradycyjne w walce z klęskami pożarowymi. Do straży należeli też Żydzi, ba nawet zostawali naczelnikami. Zasilali naturalnie także strażackie orkiestry.
Wielu strażaków wstępowało do Wojska Polskiego, brało udział w powstaniach wielkopolskim i śląskich, współdziałało w tworzeniu zrębów państwa polskiego po pierwsej wojnie. Pożarnicy stawali na straży nie tylko wspólnoty państwowej, ale także wspólnot lokalnych wbrew władzy: "I pewnego dnia [1938] przyjechali burzyć kaplicę na cmentarzu prawosławnym w Konstantynowie [koło Janowa Podlaskiego]. Pobiegliśmy tam. Była dziesiąta rano i dużo ludzi przy kaplicy. Samochody, strażacy, policjanci. Straż konstantynowska składała się w połowie z Żydów. I my słyszymy jak pod kaplicą strażacy żydowscy powiadają: O nie! Tego to my nie będziemy robić. I strażacy wycofali się” ("Przegląd prawosławny” nr 7/1998).
Strażacy budowali nierzadko w tzw. czynie społecznym remizy, w których koncentrowało się świeckie życie wsi czy małego miasteczka. Dbali i zabiegali o ich wyposażenie i utrzymanie. Tam się odbywały często wesela i zabawy. W zamian dostawali nieformalny mandat na udział w sprawowaniu lokalnej władzy, mieli poszanowanie i posłuch. Autorytet. Niestety, zdarzało się też, że nadużywali go, zwłaszcza w czasie drugiej wojny światowej, kiedy to brali udział w eksterminacji ludności żydowskiej. I nie można powiedzieć, że były to odosobnione przypadki. Ja sam znam niestety kilka relacji na ten temat od świadków wydarzeń.
Przed laty odwiedziłem Józefa Murawskiego w Postawelku na Suwalszczyźnie. Przy pożegnaniu powiedział: "Proszę, masz w prezencie dwie płyty, które wydaliśmy”. Po włączeniu w samochodzie okazało się, że to składanki najróżniejszych zespołów od biesiadnych po rockowe, zwykła-niezwykła, rozległa panorama, bez żadnego klucza estetycznego, jak mało co oddająca różnopokoleniową aktywność muzyczną, praktykowaną na użytek wewnętrzny lokalnych wspólnot od Tatr do Bałtyku. Były tam również dawne polskie pieśni a capella oparte na wielogłosie z litewskiego pogranicza. Józef jak się okazało to nie tylko śpiewak, indywidualność skromna i zacna, założyciel i szef zespołu „Pogranicze” z Szypliszk, ale także strażak, zasiadający we władzach krajowego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych.
U mnie też słychać syrenę strażacką, bywa, że kilka razy w dzień czy w nocy, wiadomo - pod Warszawą roboty jest więcej. Ale dużo jest takich miejsc, jak np. radomski Ostałówek, gdzie odbywał się Tabor Domu Tańca w 2005 roku przy walnej pomocy i życzliwości miejscowych strażaków i gdzie też w tym czasie mniej więcej prowadził badania antropologiczne Tomasz Rakowski ze swoją grupą studencką, gdzie, jak ładnie to ujęła Weronika Plińska w swoim tekście, "pożarów nie jest tak wiele, a straż wcale nie traci swojej ważności dla mieszkańców wsi, jest bardzo istotnym elementem rzeczywistości kulturowej, zawierającym w sobie wiele "znaczących rzeczy” i będącym powodem do dumy dla mieszkańców, oraz opisywana jest jako coś, bez czego wieś nie może się obejść” ("Lokalnie:animacja kultury/community arts” Instytut Kultury Polskiej UW 2008).
Remek Hanaj
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.