W różnych zakątkach świata powstaje mnóstwo big-bandów, lecz tylko jakaś część z nich potrafi uruchomić własną transmisję. Szczęśliwie są takie grupy, które przeczą powszechnemu zjawisku zajmowania jedynie odtwórczej roli. W pierwszej kolejności przychodzą na myśl takie składy jak amerykański Antibalas, brazylijska Bixiga 70, brytyjski The Heliocentrics i Nubiyan Twist, kanadyjski The Souljazz Orchestra, amerykańska Orkesta Mendoza, kongijski Jupiter & Okwess, szwajcarska Orchestre Tout Puissant Marcel Duchamp (o ich najnowszej płycie poniżej), nigeryjski Afro-Haitian Experimental Orchestra, meksykańskie Sonido Gallo Negro, nigeryjski zespół Seun Kuti & Egypt 80 czy chociażby nowojorski M.A.K.U. Soundsystem. W Polsce jakoś nie przyjmuje się ten format z takim natężeniem jak na świecie, ale są wyjątki w postaci orkiestry Fanfara Awantura i Warsaw Afrobeat Orchestra.
Do grona tych najciekawszych grup należy zdecydowanie zaliczyć brazylijską Nomade Orquestra, dziesięcioosobowy zespół z São Paulo grający w składzie: Guilherme Nakata (perkusja), Ruy Rascassi (bas), Marcos Mauricio (fortepian / organy / klawinet / syntezatory), Beto Malfatti (saksofon tenorowy / flet / dizi), Marco Stoppa (trąbka / skrzydłówka), Bio Bonato (saksofon barytonowy / flet / pife), Luiz Galvão (gitara elektryczna i akustyczna), Victor Fão (puzon), Raphael Coelho (instrumenty perkusyjne), Ana Eliza Colomar (saksofon altowy / flety / hulusi) i André Calixto (harmonijka, gościnny udział). Kilkanaście dni temu ukazał się ich piąty album zatytułowany „Terceiro Mundo”, choć sami muzycy postrzegają go jako trzecie pełnowymiarowe wydawnictwo Nomade Orquestra, stąd taki tytuł płyty oraz nawiązanie do terminu geopolitycznego: „trzeci świat”. Członkowie Nomade Orquestra utożsamiają się z owym światem wpisującym się w obszar z którego pochodzą, czyli z regionu ABC Paulista wypchniętego na obrzeża São Paulo i znanego jako ośrodek przemysłowy, składający się z siedmiu mniejszych miast.
Nomade Oruestra
Nomade Orquestra są wyznawcami muzyki instrumentalnej, czego dowodzą swoimi najnowszymi kompozycjami, a swoją stylistyczną drogę tłumaczą jako „coś, co może promować wewnętrzne rewolucje w ludziach bez potrzeby mówienia", to jednak mówią o nadchodzących zmianach:
- „Zamykamy bardzo ważny konceptualny cykl w naszej twórczości. To ostatnia płyta z instrumentalnej trylogii, która ukształtowała naszą estetykę. Chodzi o >>groove<< z silnymi wpływami muzyki funk i soul, potężnymi sekcjami dętymi, dodatkami dźwiękowymi z różnych miejsc i kultur, fletami i innymi tradycyjnymi instrumentami. Wszystko zostało przemyślane i wyprodukowane, aby stworzyć nasze tak zwane >>pejzaże dźwiękowe<<, zabierając słuchaczy w klasyczną podróż bez opuszczania miejsc” – tłumaczą muzycy Nomade Orquestra.
Vibe funku zmieszany z ethio-jazzową melancholią, soulową radością, delikatną eksperymentalną tkanką syntezatorów i mocnym, melodyjnym tematem w „O Nascimento do Sol invencível” bardzo dobrze oddają charakter nowego albumu nagranego niemal wyłącznie na żywo i w jednym ujęciu. Ten gatunkowo-brzmieniowy kalejdoskop przekręca w nieco inną stroną kolejne nagranie „Peixeira Amolada & Quebra Queixo” startujące z dysharmonijnego punktu i dość szybko opadające w gęsty strumień instrumentalnego funku rozkołysanego afrobeatem. Na dokładkę w tym fragmencie mamy pięknie poprowadzone partie saksofonu z nieoczekiwanym przełamaniem w stronę psychodelicznego jazzu.
„Cidade Estrangeira” z hip-hopowym twistem można potraktować jako opowieść o różnorodności kulturowej São Paulo, co też podkreśla sam tytuł utworu, miasta będącego mikrokosmosem w skali całego kraju, łączącego rdzenną ludność, Europejczyków, Afrykanów oraz imigrantów z różnych stron świata. Być może majaczę, ale odniosłem wrażenie, że w połowie tego nagrania usłyszałem jakieś dalekie echo „Take Five” znane z repertuaru The Dave Brubeck Quartet z odbiciem w jazzową synkopę bliższą tego, co proponuje amerykański gitarzysta Jeff Parker w swoich ostatnich składach.
Nomade Orquestra „mieszczą się” w utworach trwających nie dłużej niż sześć minut, nie tworzą rozciągniętych na siłę kompozycji, co bywa częstą domeną takich dużych grup. Kolejna krótka forma to „Extraordinário Presente” z zapadającym głęboko w pamięć motywem przewodnim, z umiejętnym nakładaniem zupełnie innych warstw - momentami jazzowych, afrobeatowych i w postaci bardzo dojrzale brzmiących saksofonów. Pozostajemy w energetycznym uścisku w „Mariposa Tigre” oplatającym funkiem i reggae’owym groovem. W „A Invasão De Pindorama” powraca powiew ethio-jazzu nanizanego na dźwięki klawinetu, rozmaitych fletów, gitary w technice slide i pulsujących mnogością niuansów różnorodnych brzmień. Na finał drapieżniejsze „Revolução dos Cocos” zainspirowane wydarzeniami w Papui Nowej Gwinei jakie miały miejsce podczas tak zwanego konfliktu w Bougainville. I wyraźnie słychać, że wędrujemy do innego zakątka, zaglądamy w głąb innej historii – a brzmieniowo na pierwszych liniach syntezatory, orkiestrowa energia i psychodeliczno-transowe gitary.
Ruy Rascassi, basista Nomade Orquestra, trafnie opisał przesłanie jakim kieruje się jego zespół: „Z nadzieją stawiamy czoła rzeczywistości i wszystkim narzuconym nam wyzwaniom. W pełni wierzymy, że muzyka i sztuka są niezbędnymi środkami wyrazu dla mentalnie zablokowanego społeczeństwa". Członkowie Nomade Orquestra z całą pewnością są „odblokowani” i patrzą nie tylko na własne podwórko - szukają dalszych perspektyw, kontekstów, wrażliwości. Płyta „Terceiro Mundo pozostawia mnie w stanie ciekawości i nadziei na dalszą przyszłość muzyczną Brazylijczyków, gdzie już migoczą zapowiadane przez nich zmiany.
Orchestre Tout Puissant Marcel Duchamp - Ventre Unique
Bongo Joe Records / listopad 2024
Szwajcarska Orchestre Tout Puissant Marcel Duchamp plasuje się w światowej lidze. Minęło sześć lat od ich pierwszego koncertu w Polsce (i jeśli się nie mylę jedynego) podczas białostockiego i wciąż nieodżałowanego Halfway Festivalu, a ja nadal mocno pamiętam tamten lipcowym wieczór. To był genialny, żywiołowy występ, który porwał niemal wszystkich do tańca na scenie wraz z muzykami. Istne szaleństwo! Dziwi mnie fakt, że nikt tego do tej pory nie wykonał kolejnego kroku i ponownie nie zaprosił do Polskie tego fanatycznego zespołu.
Grupa została założona w 2006 roku przez pochodzącego z Genewy Vincenta Bertholeta (jeden ze współzałożycieli Bongo Joe Records) i będącego pod wpływem chociażby różnych afrykańskich orkiestr XX-wiecznych, na czele z benińską Orchestre Poly-Rythmo de Cotonou i oczywiście z odniesieniem do rewolucyjnego francuskiego artysty Marcela Duchampa. Niebawem ukaże się ich szósty w dorobku album zatytułowany „Ventre Unique”.
Proces rejestracji najnowszych kompozycji odbył się w ciągu dziesięciu dni w studiu pod Paryżem, w Studio Midilive w Villetaneuse pod okiem Johannesa Buffa. Orkiestra posiada międzynarodowy skład w postaci dwunastu muzyków, w tym wielu z nich to stali członkowie OTPMD: Gilles Poizat na trąbce, wokalistka Liz Moscarola, dwie marimby (Aïda Diop i Elena Beder), dwóch perkusistów (Gabriel Valtchev i Guillaume Lantonnet), gitarzyści (Romane Millet i Titi), puzonista (Gif), altowiolista (Thomas Malnati-Levier), wiolonczelistka (Naomi Mabanda) i Bertholet na kontrabasie. Każdy z tych instrumentalistów też śpiewa, często tworząc razem niesamowity chór. W nowych utworach są też gościnie/goście: Mara Krastina ze szwajcarskiego zespołu Massicot śpiewa w zamykającym całość „Smiling Like A Flower” i François Marry z francuskiej grupy Frànçois and the Atlas Mountains, którego słyszymy w utworze „Tout Haut”.
Tematem przewodnim wcześniejszego wydawnictwa Orchestre Tout Puissant Marcel Duchamp „We're Ok But We're Lost Anyway” z 2021 roku była wizja rozpadającego się świata (tworzyli tamten materiał podczas pandemii Covid), zaś „Ventre Unique” wydaje się być obrazem ludzi pracujących nad tym, co ich łączy. Choć jak się zagłębimy w teksty poszczególnych utworów, to można wydobyć z nich mało optymistyczne przesłanie. Przykład? W nagraniu „Coagule” spotykamy się m.in. z takim wersem: „C'est assez inédit comme forme de tristesse/l'extinction de l'espèce" („To całkiem nowa forma smutku / wyginięcia gatunku"), płynącym na tle transowej linii kontrabasu, podniośle brzmiących perkusjonaliów, post-punkowych gitar, dialogu dwóch marimb i sekcji smyczkowo-dętej.
Płytę zaś otwiera znakomita kompozycja „Tout Cassé”, niemal emblematyczna dla Orchestre Tout Puissant Marcel Duchamp, w której poza bardzo dobrymi tekstami, wiedzie nas ich żywiołowość, żonglerka harmoniami i tradycjami z domieszką noise’u czy awangardy. Bliższe rockowej zadziorności „Breath” nabiera rozpędu, by w końcówce urosnąć rozmachem do ściany dźwięku.
„Widzę chmury i ledwo widzę
O czym naprawdę chcę marzyć
Zbliżyłem się do zieleni
Gdzie każdy chce odejść (…)”
Drapieżny „Dehors” kąsa niewygodną dysharmonią (czuć te ich post-punkowe korzenie) i mocnym zaangażowanym słowem w obronie planety. „Ils disent” to stylistyczny kameleon w wykonaniu Orkiestry z pięknym minimalizmem marimb i meandrującym groove’em różnych instrumentów. Trudno się odpędzić – i nie tylko przy tym fragmencie – od ducha belgijskiego kultowego zespołu Aksak Maboul. Niesamowite jest to, jak potrafią ci muzycy wyjść z wydawałoby się „typowej” formy piosenki i niepostrzeżenie przebrać się za kogoś zupełnie innego („Tout Haut”). Te słowa można nanieść na niemal każdy utwór Orchestre Tout Puissant Marcel Duchamp. „Color” wypuszcza feerię energetycznych konstelacji gitarowych z neonem doczepionym do holenderskiego The Ex. Szlachetny, aksamitny głos Lizy Moscaroli w „Les Boeufs” rozkołysuje emocje przekazując nam cierpką konstatację:
Więc pewnego dnia wrócimy na łąkę
Zostaniemy tam wrzuceni
Nasze ciała będą grobami, a potem
Ziemia się odwróci
Przyjdą woły
Będą się pasły
Dokończą robotę, a potem wszystko będzie tak, jak powinno.
W całej prostocie w rzeczywistości
To wszystko, co jest do zrobienia
Ni mniej, ni więcej (…)
Orchestre Tout Puissant Marcel Duchamp
Hipnotyczny „Petis Bouts” z noise-rockową i punkową eksplozją wije się wokół trafnie dobranych słów, po czym zostaje zredukowany do minimalistycznego transu z pogranicza muzyki współczesnej, i powraca do rockowego hałasu. W „Speak By The E” grupa mnie w okolice krautrocka (Can, solowy Holger Czukaj), który podsłuchuje koncepcji „Czwartego Świata” Jona Hassella i schedy lat 70/80. w muzyce belgijskiej (np. The Honeymoon Killers). Na finał wyśmienity utwór „Smiling Like A Flower”, ze stopą 4/4 jak w muzyce techno, ale za chwilę Orchestre Tout Puissant Marcel Duchamp są już gdzieś znacznie dalej, w głębokim splocie różnych stylistyk.
„Ventre Unique” to płyta mówiąca o sensie szukania współistnienia między ludźmi, i także o tym – i może przede wszystkim - że wyrastamy wszyscy z jednego „pnia” i każdy z nas jest tak samo odpowiedzialny za otaczający świat. – „Jesteśmy jednością, pochodzącą od Pachamamy, znanej również jako Matka Ziemia. Mówiąc to, czuję, że to trochę tandetne, ale to ważna idea" – wyjaśnia Bertholet. Orchestre Tout Puissant Marcel Duchamp starają się nami potrząsnąć i zmusić do dotknięcia ziemi, by poczuć jej zmęczenie.
Łukasz Komła
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.