Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Pokrzywa lecznicza

Ostatnia aktualizacja: 02.07.2025 19:00
To muzyka w sam raz na niespokojne czasy, dla zabieganych, żyjących w wiecznym stresie słuchaczy; muzyka pełna liryzmu, harmonii i ujmującej melancholii. Oto debiut solowego projektu Sishnu.
fragment okładki albumu Zarysy Sishnu
fragment okładki albumu "Zarysy" SishnuFoto: mat. promocyjne

„Z cierpliwością lasu, który tak kocham, powtarzać będę – nie znajdziecie mojej muzyki pod moim prywatnym nazwiskiem. Tak, jak tworzyłam i od lat tworzę zespoły pod różnymi nazwami, tak stworzyłam w styczniu jednoosobowy zespół wykonawczo-kompozytorski (…)” – pisała jakiś czas temu w mediach społecznościowych Helena Matuszewska. Dodawała, że tworzy jako Sishnu. Pod tym szyldem wydaje swoją solową muzykę. Pod tym szyldem ukazała się też omawiana tu piękna płyta – szkoda, że wydana tylko w formie cyfrowej, ale wiemy, jak niełaskawe są czasy dla płyt CD.

Warto zatem, szanując wolę artystki, pamiętać o fakcie, że krążek jest dziełem stworzonym przez – nazwijmy to tak – nowy, autonomiczny podmiot wykonawczy. Oczywiście jednak nie wolno też zapominać o wielu ważnych przedsięwzięciach, w realizacji których brała udział Helena Matuszewska, bo po pierwsze tworzą one wyrazisty  i istotny kontekst dla jej nowej muzyki, po drugie: i tak już zapisały się przecież na stałe w historii polskiego (nie tylko) folku.  Dla porządku dodajmy jeszcze wyznanie artystki, które sformułowała w jednym z wydań magazynu „Źródła” na antenie radiowej Dwójki: „Sishnu to po nepalsku pokrzywa. A właśnie podróż do Nepalu zmieniła moje życie. Ktoś kiedyś powiedział, że ukrywam serce za bukietem pokrzyw. Zgadzam się z tym. Stąd moja nowa kreacja artystyczna”. Swoją drogą to bardzo ciekawa wskazówka interpretacyjna.

Zarysy wypełnia bowiem muzyka pełna tęsknoty i melancholii. Delikatnie tkane melodie, pełne uroku  i liryzmu, pozwalają traktować to dzieło jako rzeczywiście bardzo osobistą, nieomal intymną wypowiedź. Jako opowieść o jej świecie, jej pożegnaniach i powrotach, jej utratach i odnajdywaniu sensu czy marzeń, a nad tym wszystkim – albo obok tego –  o jej muzycznych zachwytach, o nutach, dźwiękach, które kształtowały jej wrażliwość, jej niepospolitą muzykalność. O inspiracjach, które w porywający i poruszający sposób potrafiła przetransponować we własną, odrębną, autorską całość. Pokrzywa zdaje się zatem skrywać prawdziwe ciepło, dobroć i umiejętność czułego opowiadania muzyką. Co ważne i charakterystyczne liderka (oraz dwoje jej artystycznych partnerów – o nich poniżej) nie boi się oprzeć swej twórczości  o muzykę instrumentalną. Raz tylko pojawia się jej głos. To nie piosenki, to coś znacznie więcej – opowieść płynąca z głębi serca i głębi doświadczenia, tworzona bez kokieterii. To zaufanie do własnej muzyki, do tego, że i bez tekstów okaże się ona wystarczająco interesująca, wystarczająco narracyjna, by utrzymać dramaturgię całości, jest przejmujące – i w pełni uzasadnione. Nawiasem mówiąc, kiedy już pojawia się tekst – powstaje małe arcydziełko (utwór Kuba).

Helena  Matuszewska, o ile mogę (muszę) pozwolić sobie na kilka zdań dotyczących jej osobiście, jest artystką świetnie znaną na folkowej scenie.  Publiczność powinna ją pamiętać przynajmniej z zespołu Same Suki czy zjawiskowych duetów InFidelis oraz Mehehe, a także grupy Naneli Lale czy współpracy z Marią Pomianowską i Arcus Poloniae. W sensie estetycznym – w sensie pomysłu na brzmienie, owego niesamowitego połączenia melancholii z wykonawczą dyscypliną i wyrafinowaniem – Zarysy wydają mi się najbliższe duetowi InFidelis. Koincydencja to o tyle dla mnie wspaniała, że pośród wielu znakomitych projektów, w których realizacji Matuszewska brała udział, ten był dla mnie osobiście najważniejszy, wciąż pozostaje mi najbliższy. Oczywiście, nowa płyta to nie prosta kontynuacja, raczej kolejne równie poruszające dzieło niezwyczajnie muzykalnej i wrażliwej artystki.   

W sensie muzycznym, jeśli chodzi o inspiracje, których możemy się domyślać po wysłuchaniu albumu, całość potwierdza wielką erudycję artystki oraz znakomitą umiejętność przetwarzania owych natchnień we własną, oryginalną muzykę. Istotne są tu z pewnością szeroko rozumiane  konteksty góralskie – artystka pochodzi ze Spisza, tam również (po wielkomiejskich muzycznych przygodach) zamieszkała i takie muzyczne skojarzenia wydają się absolutnie naturalne. Wyraźne wydają się też echa szeroko pojętych tradycji orientalnych, ale i ujmująco finezyjne odniesienia do muzyki dawnej.

Skład zespołu, wykonującego te zachwycające utwory współtworzą Paweł Zalewski i Marta Piórkowska. Jakie słyszymy instrumenty? Liderka sama deklarowała, że w Zarysach można usłyszeć: „sukę biłgorajską, złóbcoki d'amore (to autorski instrument Huberta Połoniewicza i Zofii Zembrzuskiej), pojawiają się także viola d'amore i viola da gamba, na których grają Marta i Paweł”. Melodie snują się niespiesznie, słuchamy grania bez tanich grepsów, pretensjonalnych grymasów. Całość jest jak wyznanie, pełne subtelności i naturalności zarazem. To, jak o niej napisano „muzyczna opowieść o tęsknocie za górami, o opuszczaniu rodzinnych stron i ciągłym powracaniu. Podróż po zarysach pamięci zasnutych echem, ciszą, mgłą i snami”. Pełna ciepła, z nutką goryczy czy smutku – jak to w życiu. Jeżeli jednak Sishnu jest pokrzywą, to z pewnością mającą lecznicze wartości. Polecam!

 

Tomasz Janas

 

Sishnu

Zarysy

[wyd. własne]

Ocena: ****1/2


***

Więcej recenzji - w naszym dziale Słuchamy.

 


Czytaj także

Ożywcze Tchnienie

Ostatnia aktualizacja: 28.05.2025 08:00
Trzy i pół roku po zwycięstwie w konkursie Scena Otwarta na Mikołajkach Folkowych i niemal dokładnie trzy lata po zdobyciu nagrody w konkursie podczas Nowej Tradycji członkinie duetu SEKUNDa zaprezentowały nam swą pierwszą płytę. Warto było czekać na tę muzykę pełną wdzięku, delikatności i finezji.
rozwiń zwiń