Kiedy to piszę, ludzie z ekscytacją sprawdzają, które utwory po 8 latach przerwy na koncertach w Madrycie zagrało Radiohead. W tym samym czasie New York Times donosi o tym jak Setlist.fm wpłynął na planowanie tras i koncertów, ale też odbiór ich przez słuchaczy i słuchaczki. Byłem wiosną na koncercie, w trakcie którego mężczyzna przede mną sprawdzał, jakie utwory zespół grał wieczór wcześniej.
Perseverance Flow. Nowy album NIS
Przeciwieństwem starannie zaplanowanych tras koncertowych, wydrukowanych na każdy koncert setlist utworów, często powtarzalnych i przewidywalnych, jest muzyka improwizowana. Otwartość na nieznane, nieodgadnione, spontaniczność, która co wieczór może przynieść coś innego. Taka, która najlepiej oddziałuje w danym czasie i miejscu, na koncercie, gdy jesteśmy blisko niej i nie wiemy, dokąd nas zaprowadzi.
Ale od kilku lat coraz bardziej widoczny trzeci kierunek – muzyki, którą można wrzucić pod parasol „głębokiego słuchania”, chociaż nie w pełni właściwie pokrywa się z ideami Pauline Oliveros, która ukuła ten termin. To muzyka, która pozornie bazuje na jednostajności, jest pozbawiona drastycznych zmian i przejść, często zmieniająca się w mikrodźwiękach, równie często powtarzalna. Taka, w którą trzeba pozwolić się wciągnąć, żeby usłyszeć jej wyjątkowość.
To pewnie dlatego od wielu lat coraz większą popularnością cieszą się trasy koncertowe The Necks, którzy budują utwory długo, stopniowo i skrupulatnie. Albo muzyka zespołu Lotto, która często bazuje na powtarzalnym akordzie, rozciągniętym w nieskończoność. Pod koniec sierpnia na festiwalu Supersonic widziałem Smote i One Leg One Eye, którzy razem grali długi przestrzenny utwór bazujący na drone music i post-rockowych formach. Z kolei Water Damage – wyjątkowy skład założony przez Thora Harrisa ze Swans – grał wertykalnie powtarzalny pulsujący motyw, ciągnący się w nieskończoność. Brzmienie dwóch perkusji i basu dopełniały gitarowe plamy, spazmatyczna gra na saksofonie basowym i burdonach na skrzypcach à la Cale w The Velvet Underground. Na pierwszy rzut oka działo się wciąż to samo, ale pod powierzchnią czekały na nas niezwykłe muzyczne światy.
CZYTAJ TEŻ:
Głębokie słuchanie guimbri
Joshua Abrams i mistyczny jazz z Chicago. Rozmawia Aleksandra Tykarska
Piszę o tym, bo wszystkie te zdarzenia przychodzą mi na myśl, kiedy słucham Natural Information Society (o których, sprawdziłem, pisałem na łamach RCKL sześć lat temu). To stale zmieniający się skład, w którym pojawiają się różni goście. Zespół kontempluje swoją muzykę, buduje transową formę, opartą na brzmieniu guimbri, zakorzenionej w tradycji marokańskiej gnawy, harmonii i perkusjonaliów. Zawsze prym wiodła tu nerwowa pulsacja, która wynikała z instrumentu mocno zakorzenionego pustynnym klimacie subsaharyjskiego regionu Afryki. Trzy struny pozornie kojarzą się z gitarą basową, oferują jednak szerokie spektrum brzmienia rdzennego, a przez to surowego.
Na guimbri gra założyciel zespołu Joshua Abrams, który wywodzi się ze sceny chicagowskiej i grał z tuzami improwizacji. Albumy, które nagrywa ze swoim składem potrafią trwać nawet 80 minut, znacznie wychodząc poza format płyt, ale i współczesnych przyzwyczajeń. W zespole, który w tym momencie jest zredukowany do core’u, jest z nim Lisa Alvarado na harmonii, Mikel Patrick Avery na perkusji i Jason Stein na klarnecie basowym.
35 minut czystej hipnozy
„Perseverance Flow” trwa 35 minut, ale sęk w tym, że to jeden utwór. Dronujące harmonium jest kontrapunktowane pulsującym guimbri i miarowo wygrywanymi perkusjonaliami, na tle których wyłania się subtelna linia klarnetu, czasem zawijająca motywy na tle zwartej rytmicznej muzyki.
Na tym opis „Perseverance Flow” mógłbym się właściwie skończyć – że utwór przypomina akustyczny dub, jest muzyką NIS w zwolnionym tempie, rodzajem spowolnionego tańca, może walca, a może marszowego prowadzenia przez świat minimalizmu, modalnego jazzu czy muzyki tradycyjnej. Ale istota tej płyty tkwi w słuchaniu, a w zasadzie zasłuchaniu się – powtarzalnych i wyrazistych partiach harmonium, miarowych, powtarzalnych w nieskończoność perkusjonaliach, ale też detalach wyłaniających się w tle: mikroprzesunięciach na guimbri, pojawiających się i znikających partiach karnetu czy glitchach elektronicznych – niby zabrudzeniach, zniekształceniach tej liniowej muzyki, ale jakże istotnych.
Kiedy utwór się ukonstytuuje, nadchodzą momenty zmian – niewidocznych, ledwo wyczuwalnych przejść. Wspaniałość tej muzyki polega na wsłuchaniu się w nią w nieskończoność, zagubieniu konceptu czasu, przyzwyczajeniu do powtarzalności, ledwo zauważalnych detali, nowych zagrań w spójnej i powtarzalnej fali rytmu, przynoszących wyjątkowe doświadczenia. Jawi się jako niekończąca się muzyczna opowieść, która trwa, ale w tej prostocie objawia swoje piękno i dramaturgię.
Jakub Knera
Natural Information Society
Perseverance Flow
Eremite/Aguirre
Ocena: 4,5/5
***
Więcej recenzji w naszym dziale Słuchamy.