Bejrut od dekad pozostaje jednym z najbardziej niejednoznacznych i twórczych ośrodków muzycznych świata arabskiego. To miasto, które nosi w sobie ogromną wrażliwość, niepokój i determinację, a w którym scena muzyczna wyrosła sama z siebie, wynikając z trzech światów: tradycji maqamowej, improwizowanej awangardy oraz gitarowej alternatywy.
U podstaw bejruckiej muzyki pulsuje tradycja Levantu: maqamy, głęboka ekspresja tarabu i subtelne mikrotonowe frazy. To świat oudów, buzuqów, qanunów i klasycznych śpiewów, który dla wielu muzyków stanowi rdzeń wrażliwości. Najciekawsza jest jednak nie rekonstrukcja dawnego repertuaru, lecz dialog z nim. Artyści tacy jak Rabih Abou-Khalil, łączący oud z jazzem i nowoczesnym idiomem kompozytorskim, czy Tamer Abu Ghazaleh, przekształcający arabską poezję i melodie w formy pełne energii i ironii, pokazują, że tradycja może być żywym organizmem.
Pamiętam, jak zafascynowałem się tą sceną dzięki wytwórni Al Maslakh Records i związanej z nim środowiskiem działającym na styku muzyki improwizowanej i gitarowej. Bo tamtejsza scena improwizowana jest jedną z najbardziej śmiałych i oryginalnych w regionie z takimi nazwiskami na czele jak Mazen Kerbaj, Sharif Sehnaoui, Raed Yassin i krąg Ruptured Records czy Johny Kata Antivegetarian Orchestra, zespołu, od którego dla mnie wszystko się zaczęło.
W Bejrucie muzyka eksperymentalna nie narodziła się w akademiach ani instytucjach. Kerbaj i Sehnaoui, którzy w połowie lat 90. zaczęli improwizować na trąbce i gitarze, działali w mieście, które nie znało takiej muzyki i nie miało dla niej miejsca. Na ich pierwszych koncerty przychodziła garstka osób, często odbywały się w atmosferze braku zrozumienia. „Trzeba grać” – opowiadali mi dekadę temu — „bo tylko w ten sposób scena może w ogóle zaistnieć”.
Tworzenie muzyki improwizowanej – dalekiej od popu, jazzu czy tradycji – było gestem zarówno artystycznym, jak i egzystencjalnym. Muzyka stawała się próbą uchwycenia tego, czego nie dało się wyrazić inaczej: napięć, niepewności, nagłych zmian, życia pod presją polityki i historii. Improwizacja, działająca w czasie rzeczywistym i oparta na ryzyku, okazała się naturalnym językiem w świecie tak nieprzewidywalnym.
Z czasem wokół Kerbaja i Sehnaouiego zaczęła kształtować się mała, ale intensywna społeczność. Powstające kolektywy, oddolnie organizowane koncerty, wspólne próby i warsztaty stały się fundamentem sceny. Twórcy eksperymentalni, punkowi, elektroniczni działali w tym samym ekosystemie – łączyło ich przekonanie, że w Libanie kultura niezależna musi tworzyć się sama, bo nie ma ani infrastruktury, ani rynku, który mógłby ją wesprzeć.
Tworzenie muzyki improwizowanej – dalekiej od popu, jazzu czy tradycji – było gestem zarówno artystycznym, jak i egzystencjalnym. Muzyka stawała się próbą uchwycenia tego, czego nie dało się wyrazić inaczej: napięć, niepewności, nagłych zmian, życia pod presją polityki i historii. Improwizacja, działająca w czasie rzeczywistym i oparta na ryzyku, okazała się naturalnym językiem w świecie tak nieprzewidywalnym.
Z czasem wokół Kerbaja i Sehnaouiego zaczęła kształtować się mała, ale intensywna społeczność. Powstające kolektywy, oddolnie organizowane koncerty, wspólne próby i warsztaty stały się fundamentem sceny. Twórcy eksperymentalni, punkowi, elektroniczni działali w tym samym ekosystemie – łączyło ich przekonanie, że w Libanie kultura niezależna musi tworzyć się sama, bo nie ma ani infrastruktury, ani rynku, który mógłby ją wesprzeć.
Kluczowym momentem w historii tej sceny było powołanie festiwalu Irtijal, który dziś jest jednym z najważniejszych wydarzeń muzyki improwizowanej na Bliskim Wschodzie. Powstał z pragnienia stworzenia platformy, gdzie twórcy mogliby się spotykać, grać, konfrontować. Z każdym rokiem rósł, przyciągając artystów z Europy, Ameryki i regionu. Dzięki niemu Bejrut zaczął funkcjonować na mapie światowej awangardy nie jako egzotyczny dodatek, lecz jako pełnoprawne centrum kreatywności.
Trzecim filarem jest scena gitarowa – najmocniej osadzona w estetykach rockowych, noise’owych i psychodelicznych. Jej filarami od lat są artyści tacy jak Charbel Haber i jego zespoły Scrambled Eggs, Malayeen czy The Bunny Tylers. To oni nadali gitarze bejruckiej charakter brudny, repetytywny, surowy – daleki od zachodnich kanonów, a jednocześnie silnie związany z emocjonalnością regionu. Młodsze zespoły, jak Kinematik, tworzący hipnotyczne struktury z pogranicza krautrocka i post-rocka, czy Postcards, łączący indie z wyciszoną melancholią i elektroniką, rozszerzyły ten język.
CZYTAJ TEŻ:
Drony na dudach i Brìghde Chaimbeul
Niekończąca się opowieść. Nowość od Natural Information Society
Muzycy przechodzą między tymi trzema scenami – tradycyjną, improwizowaną i gitarową – bez wysiłku: improwizatorzy grają z gitarzystami noise-rockowymi, zespoły rockowe zapraszają śpiewaków tradycyjnych, poezja arabskich autorów trafia do projektów eksperymentalnych i gitarowej psychodelii. Z tego właśnie krajobrazu wyrasta Sanam. To sześciosobowa formacja z Bejrutu: wokalistka Sandy Chamoun, gitarzyści Anthony Sahyoun i Marwan Tohme, basista Antonio Hajj, buzuqistka Farah Kaddour oraz perkusista Pascal Semerdjian. Wszyscy wywodzą się z różnych środowisk bejruckiego undergroundu – od sceny improwizowanej i post-rockowej, przez teatr i muzykę tradycyjną, po elektronikę i noise.
Sanam jest dzieckiem tej samej energii, która zbudowała Irtijal, Al Maslakh czy kolektyw Ruptured, ale filtruje ją przez inną wrażliwość: bardziej zespołową, nastawioną na budowanie form, nie tylko na sam gest improwizacji. Debiutancki album „Aykathani Malakon” wydany w 2023 roku, wyrósł z improwizacji i intuicji, nagrywany niemal „na żywo”, w atmosferze surowości i nieuchwytnego napięcia. Był zapisem spotkania muzyków w jednym czasie i miejscu, z całym ciężarem libańskiej rzeczywistości w tle.
Tegoroczne wydawnictwo, „Sametou Sawtan”, pokazuje znacznie pełniejszą wizję zespołu: bardziej misterną, złożoną, głęboko zakorzenioną w tradycji, a jednocześnie odważnie eksperymentalną. Materiał nagrywany w różnych miejscach – od Bejrutu, przez dom w historycznym Byblos, po studio w Paryżu – niesie w sobie doświadczenie bycia „pomiędzy” miejscami.
Sanam tworzy muzykę, w której tradycyjny folk Levantu spotyka współczesną awangardę. Brzmienie zespołu w dużej mierze buduje buzuq Farah Kaddour – ostro, lirycznie, modalnie – oplatany przez post-rockowe i noise’owe gitary Sahyouna i Tohme, przetworzoną, chwilami niemal krautrockową perkusję Semerdjiana. Kluczowy jest tu wokal Sandy Chamoun, czerpiący zarówno z klasycznego tarabu, jak i nowych technik wokalnych. W ich kompozycjach pobrzmiewają echa maqamu, repetycji krautrocka, strukturalnej swobody free improv i poetyckiej melancholii indie rocka.
Sanam sięga po poezję arabską – klasyczną i współczesną – oraz reinterpretacje dawnych pieśni. Teksty nie tyle opowiadają historię wprost, ile przywołują ją jako cień, wspomnienie, ślad. Funkcjonują w muzyce jak zaklęcia – symbolika dotyka tematów czasu, pamięci, migracji, utraty i niepewności. Jednym z głównych motywów „Sametou Sawtan” jest „odległość” – dystans od domu, wydarzeń, dawnego poczucia stabilności. Doświadczenie kraju, w którym kolejne pokolenia żyją w zawieszeniu między pozostaniem a wyjazdem?
Zespół używa metafor, gęstych warstw dźwięku i poetyckich tekstów, by oddać złożoność emocji: lęku, tęsknoty, oporu, poczucia wspólnoty i rozpadu. W ten sposób muzyka Sanam staje się rytuałem refleksji, miejscem, w którym trauma i nadzieja mogą współistnieć. Słuchacz doświadcza nie tylko dźwięku, ale też opowieści o świecie, który zmienia się gwałtownie i brutalnie.
SANAM, fot. Karim Ghorayeb
Brzmienie zespołu jest gęste, pełne napięcia. To nie jest obraz Bliskiego Wschodu znany z komercyjnych narracji – to perspektywa Bejrutu: miasta głębokich ran, ale też ogromnej wrażliwości i niewyczerpanej kreatywności. Muzyka zespołu nie stara się łagodzić tej złożoności; przeciwnie, wydobywa ją, uwidacznia i przekuwa w transową, emocjonalną siłę.
Sanam stał się zespołem kluczowym dla nowego rozdziału w muzyce libańskiej: łączy pokolenia, tradycje i estetyki. Dając tradycji nowe życie, a współczesności nowe brzmienie, muzycy tworzą muzykę zakorzenioną w miejscu, a zarazem zdecentralizowaną; osobistą i jednocześnie wspólnotową; głęboko poetycką i bezkompromisową. Dzięki temu otwierają nową przestrzeń wyobraźni dla muzyki Bliskiego Wschodu.
Jakub Knera
SANAM
Sametou Sawtan
Constellation Records 2025
Ocena: 4/5
***
Więcej recenzji w naszym dziale Słuchamy.