Ale prawie każde szanujące się afrykańskie państwo tworzyło całe ekosystemy orkiestr, które miały podkreślać jednocześnie odcięcie się od kolonialnej przeszłości, głosić chwałę nowo powstałego państwa, jego wyjątkowość, bogatą historię i współistnienie różnych narodów w ramach tego samego organizmu. Niektóre z takich zespołów przetrwały do dziś. Groupe RTD jest jednym z nich.
Dżibuti to jedno z najmniejszych i najbardziej znanych państw Afryki, dawny Somaliland Francuski, jeszcze wcześniej jeden z wilajetów Imperium Osmańskiego. Wciśnięte między Erytreę a Somaliland, odszczepieńczą część Somalii, położone nad Morzem Czerwonym i Zatoką Adeńską, nad najkrótszą drogą między półwyspem Arabskim a Afryką, leżące na skrzyżowaniu szlaków handlowych tereny były bramą dla kupców z Jemenu. Kupcy, jak to kupcy, przywozili nie tylko egzotyczne towary, ale i kulturę. Niezależne od lat 70. Dżibuti jest państwem monopartyjnym, ściśle kontrolującym środki masowego przekazu. Telewizja i radio są tylko i wyłącznie państwowe. Ba, wszyscy krajowi muzycy są na garnuszku rządu.
Wszystko to słychać w muzyce Groupe RTD. RTD, czyli Radiodiffusion Television Djibouti, bowiem jest to zespół radiowy, na co dzień tworzący oprawy muzyczne audycji oraz witający głowy obcych państw przybywających do Dżibuti. Ich debiutancki międzynarodowy album wydała niemiecko-amerykańska oficyna Ostinato Records, do tej pory specjalizująca się w somalijskich i szerzej afrykańskich archiwaliach. Właśnie w poszukiwaniu perełek z przepastnych archiwów RTD wybrali się do Dżibuti (co było biurokratyczną męką).
Na miejscu okazało się, że znaleźli skarb, którego nie szukali - całkowicie współczesną Groupe RTD. Z pomocą ambasadora Dżibuti w Niemczech udało im się przekonać kierownictwo radia, by zorganizować krótką, trzydniową sesją nagraniową. Zdaję sobie sprawę, że to przydługi wstęp, ale chyba potrzebny, by zrozumieć wyjątkowość tego albumu.
Groupe RTD jest zespołem międzypokoleniowym, wokaliści i wokalistka (jest ich troje) to młodzież, większość instrumentalistów – stare wygi, grające jeszcze od czasów kolonialnych. Niekwestionowaną gwiazdą i liderem jest saksofonista Mohammed Abdi Alto, którego oszczędna, ale imponująca gra przypomina Getatchew Mekuryę, legendę z pobliskiej Etiopii czy Gyedu-Blay Ambolleya z przeciwległego krańca kontynentu. Nie znaczy to, że pozostali muzycy mu ustępują, sekcja rytmiczna w postaci grającego na zestawie perkusyjnym Omara Faraha Housseina i wirtuoza dombaku Salema Mohameda Ahmeda balansuje między rytmami arabskimi, wschodnioafrykańskimi i indyjskimi.
Bollywood bowiem jest ważnym odniesieniem również w Rogu Afryki, co słychać również we frazowaniu wokalistów, przede wszystkim Asmy Omar (aż szkoda, że dostała do zaśpiewania tylko dwie piosenki). Gitarowe riffy przywodzą na myśl energetyczne granie z Sahelu. Wszystko to bardzo eklektyczne i jednocześnie bardzo spójne.
"The Dancing Devils of Djibouti" (cóż za wspaniały tytuł swoją drogą) zaczyna się jak najbardziej rasowy, pełen groove'u somalijski funk, a kończy się tradycyjnym rytmem “Will Wille”, w którym chyba najbardziej słychać radość grania. Zespół sięga również po karaibskie rytmy, reggae’owa pulsacja buja “Suuban”. Choć to płyta na ogół wesoła, nieobca jest jej melancholia ethio-jazzu, instrumentalny "Alto's Interlude" brzmi jak żywcem wyjęty ze złotych lat takich zespołów jak Walias Band. Groupe RTD to po prostu wybitni wirtuozi, grający z wyczuciem, nie epatujący swoimi umiejętnościami. Żaden dźwięk nie jest zbędny, wszystko się tutaj zgadza. Gdyby nagrywali kilkadziesiąt lat temu, o ich nagrania zabijaliby się kolekcjonerzy, ale grają dzisiaj, dopiero teraz wychodzą z cienia dzięki determinacji Ostinato Records (i, nie oszukujmy się, sprzyjającej sytuacji politycznej w Dżibuti, które powoli otwiera się na świat). Tak, to muzyka niedzisiejsza, stojąca na wielu fundamentach, skomplikowana i bogata. Zwyczajnie i po prostu wspaniała.
Michał Wieczorek
Groupe RTD
"The Dancing Devils of Djibouti"
Ostinato Records
Ocena: 4,5/5
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.