Papé Nziengui „Kadi Yombo”
Oczywiście mógłby to być też pociąg. Dałem w tytule pekaes, bo w jego najczęstszej dzisiaj wersji, czyli w busie, jesteśmy skazani zazwyczaj na szpetny muzak z byle jakiegoś fm. Mogłaby być to również łódź, szczególnie że lider zespołu Papé Nziengui gra na harfie ngombi, przypominającej jednopienne dłubane czółno, którego dziób wygięty jest łukowato w górę i przytrzymuje rozpięte od „pokładu” rezonansowego struny jelitowe.
Trzeba powiedzieć, że nie jest to album nowy, ukazał się na kasecie w 1988 roku, jeszcze w erze pekaesów, a niedawno w kwietniu opublikowano jego reedycję w ramach serii „Awesome tapes from Africa” jako materiał już legendarny. Ponad 30 lat temu jednak kaseta wyprodukowana przez Francuskie Centrum Kultury przysporzyła gabońskiemu muzykowi niemałych kłopotów w kraju, ponieważ miejscowi puryści oskarżyli go o zdradę tradycji i sprzedaż sacrum. A to nie przelewki w konserwatywnym społeczeństwie z wpływowymi tajnymi bractwami pigmejskiego kultu bwiti. Dokładnie chodzi o ludzi lasu - Tsongho, przynależących do ludu Bongo. Na szczęście szybko przyszło międzynarodowe uznanie i Papé Nziengui, zyskując status kogoś w rodzaju ambasadora gabońskiej kultury muzycznej, mógł poczuć się bezpiecznie.
W Polsce kaseta praktycznie nie była znana, chociaż, gdyby była, zapewne na fali modnego na początku lat 90. rave’u oraz odwołań afrykańskich czołówki naszego ówczesnego alternatywnego rocka zyskałaby uznanie. Bo od strony formalnej to bardzo uporządkowana i klarowna struktura oparta na kontrapunktach delikatnego wokalu harfisty i mocnego kobiecego chórku oraz bardzo zrytmizowanej, drobnej i gęstej fakturze harfy, grzechotek, deseczek, blaszek oraz instrumentów elektrycznych – gitary, basu, syntezatora i perkusji. Przy czym nie jest to modernizacja agresywna i na moje zachodnie ucho nie ingeruje ona w ducha muzyki, a jej formę współtworzy empatycznie. Poza tym na stronie B płyty jest praktycznie nieobecna, w związku z czym w zależności od kolejności słuchania układa nam się trochę inna dramaturgia, tradycja w swojej czystej formie może być więc zarówno punktem wyjścia jak i punktem dojścia. Zatem z tego co wiem polska recepcja legendarnego gabońskiego harfisty była szczątkowa i ograniczała się (dopiero w ostatnich latach) do viralowego, „magicznego” filmiku na facebooku (i ja go tak poznałem). Jedynym znanym mi wyjątkiem od reguły jest gitarzysta Raphael Rogiński, który zalicza Papé Nziengui do grona swoich mistrzów muzycznych.
Ta muzyka jest nie tylko autonomiczną opowieścią, ale jako muzykę w muzyce można ją w naturalny sposób traktować niby doskonałą, uniwersalną matrycę do nadpisywania własnych opowieści, jeśli decydujemy się oczywiście wsiąść do owego pekaesu czy czółna. Sama w sobie jest wehikułem, który pojedzie po każdej drodze, w każdej chyba szerokości geograficznej, czytałem np. entuzjastyczną recenzję tej płyty opublikowaną w Tajlandii. I ta jej silna wehikularność przesądza według mnie o jej wierności tradycji, ponieważ źródłowo wywodzi się ona z rytuałów przejścia, inicjacji, dla których jak świat długi i szeroki podróż w czasie i przestrzeni, ale bez „ruszania się z miejsca” była czymś szalenie istotnym. Papé Nziengui faktycznie egalitaryzuje sacrum, przenosi je do sfery świeckiej wolności, refleksji i poezji, estetyzuje misteria i ekstrahuje muzykę z obrzędów. Ale czy wskutek tego traci ono swoją moc? To zależy tylko od nas, od pasażerów. A Papé Nziengui jest znakomitym artystą, wierzy mu się, żywi dla muzyki głęboką cześć, ma talent i charyzmę. Miał ją już jako dziecko, które genialnie grało na ngombi. Był wybrańcem losu.
Może to zbyt filozoficzne pytanie, ale zadam je na koniec: kiedy wtajemniczeni grają wtajemniczonym (krajanie krajanom), a niewtajemniczeni grają niewtajemniczonym – to na czym polega różnica? A płyta jest fantastyczna i słucha się jej tak jak patrzy na krajobrazy mijające za oknem, towarzyszące myślom.
Remigiusz Mazur-Hanaj
Papé Nziengui
„Kadi Yombo”
Awesome Tapes From Africa 2022
Ocena: 4,5/5
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.