Radiowe Centrum Kultury Ludowej

200 tygodni temu

Ostatnia aktualizacja: 23.05.2023 08:00
Porusza intelekt, porusza i emocje. Najnowsza płyta zespołu Vołosi, czwarta (licząc krążek nagrany wspólnie z Felixem Lajko), potwierdza nie tylko oryginalność i wartość jego pomysłu na muzykowanie, ale też fakt, że jest to jedna z najświetniejszych grup na polskiej scenie muzycznej.
200 weeks ago
200 weeks agoFoto: mat. promocyjne

„Nie używamy słów” – stwierdził Krzysztof Lasoń przed kilkoma laty w rozmowie dla Radia Katowice. Ten, oczywisty skądinąd, fakt, ma chyba duże znaczenie. Jest pozornym utrudnieniem – bo publiczność woli dziś ponoć piosenki, ale jest i walorem, bo propozycja zespołu staje się, dzięki owemu brakowi słów, i dzięki wielkiej emocjonalności muzyki, zrozumiała dla słuchaczy w każdym zakątku świata. Lasoń – uznając wyższość koncertowej ekspresji – dodał też, że „nawet płyta nie daje dokładnej odpowiedzi” czym jest muzyka grupy. Załóżmy jednak, że nawet wybitny artysta ma prawo czasami się pomylić. Oto bowiem otrzymaliśmy niedawno nowy krążek formacji Vołosi i każde jego przesłuchanie przynosi odbiorcy wielką moc wrażeń i emocji. Muzyka kwintetu, nawet w studyjnej, wersji jawi się – po raz kolejny – jako niekwestionowane zjawisko.

Cóż działo się 200 tygodni temu, co pozwoliło nadać tytuł tak znakomitej całości? Sądziłem, że to mniej więcej czas, jaki upłynął od wydania poprzedniej, bardzo docenionej płyty zespołu, zrealizowanej wspólnie z węgierskim wizjonerem, Felixem Lajko. Że tytuł odwołuje się do tego faktu. Rzeczywistość okazuje się bardziej pragmatyczna. Otóż – jak wyznał w radiowym magazynie Źródła wiolonczelista i główny kompozytor zespołu Stanisław Lasoń – tyle czasu upłynęło od powstania pierwszego utworu (symbolicznego, jak się okazuje) do momentu ukazania się płyty. Artyści, jak przyznają, mieli dużo czasu na nagrania (nikt ich nie poganiał, a sami dali sobie wystarczającą swobodę) i udało im się zorganizować fantastyczne miejsce – opuszczony dworek gdzieś w Beskidach, gdzie czas też płynie innym rytmem. I to również słychać w nagraniach.

 

Mamy tu fragmenty, które brzmią niemal jak reminiscencje po wspominanej wspólnej płycie ze znakomitym węgierskim muzykiem. Frenetyczne granie, pełne pasji, wirtuozowskie, w swym pędzie, zdaje się, niemal unoszące instrumentalistów ponad ziemią. Ale ten muzyczny szał znajduje uzupełnienie w utworach pełnych subtelności, pięknych melodii i harmonii. Świetny tego przykład znajdujemy już na początku płyty, gdy po szaleńczo rozwibrowanym utworze Harpagan, trafiamy raptem na przeciwległy biegun, gdy w kompozycji Uphill pierwszoplanowe znaczenie mają nie tempo i dynamika a szukanie wspólnoty brzmienia w upojnym, szlachetnym kołysaniu. Kolejny temat, Bitter Sweet, jest rodzajem wychodzenia z lirycznego, subtelnego grania ku bardziej ekspresyjnej formie, by na koniec powrócić znów na pogranicze ciszy. A zaraz za nim znów galopujący w żwawym tempie Red Light. Oczywiście, nie mam tu ambicji opisywania każdego utworu po kolei w tak mało wyszukany sposób. Chcę jedynie podkreślić jak budowana jest (i jak jest istotna dla tej płyty) dramaturgia. Członkowie kwintetu nie lubią nudzić swej publiczności, a kiedy już oferują nowy krążek, mają słuchaczom do opowiedzenia coś istotnego, świeżego, aktualnego. Oczywiście, pewne patenty czy schematy, pewien szkielet muzykowania pozostaje niezmienny, bo sensownie przed laty wymyślony, ale też pojawiają się w nim nowe elementy.

Większość utworów znajdujących się na płycie to kompozycje wiolonczelisty Stanisława Lasonia. Odnajdziemy wśród nich także dwa tematy stworzone przez Jana Kaczmarczyka. W euforycznej, pełnej uniesienia muzyce czasem jakby w tle przepłynęło echo znanej melodii, zazwyczaj niczym natchnienie płynące z gór. Niezmienną bazą, źródłem, od którego całość się wywodzi jest muzyka beskidzka, choć często jest ona mało ewidentna, nie pierwszoplanowa, a jednak bez tego pulsującego źródła nie byłoby przeszłej i dzisiejszej muzyki zespołu Vołosi. Drugim fundamentem, choć też czasami oszczędnie sygnalizowanym jest, oczywiście, muzyka klasyczna i współczesna. Do tego jeszcze zapewne mnóstwo wysłuchanych lekcji muzyki świata, jazzu, improwizacji, innych nurtów. Ta fascynująca całość złożona jest bowiem z wielu elementów, które spaja niepospolita muzykalność i wrażliwość pięciu muzyków.

Chciałoby się powiedzieć, że słyszymy tu nieustanne dialogi instrumentalistów, ale to chyba nie tak. Wydają się oni być bowiem niemal jednym organizmem. Tak w każdym razie brzmią. Po tylu latach funkcjonowania zespołu w krajowej (i międzynarodowej) muzycznej przestrzeni nie trzeba chyba przypominać, że fenomen kwintetu to współistnienie dwóch umownych światów: „klasycznych” skrzypiec (Krzysztof Lasoń) oraz wiolonczeli (Stanisław Lasoń) z „beskidzkimi”: skrzypcami (Zbigniew Michałek), altówką (Jan Kaczmarzyk) i kontrabasem (Robert Waszut). Tworzą jednak całość fascynująco spójną.

Pamiętam słynny koncert kapeli Vołosi na Nowej Tradycji w 2010 roku. Ten huragan, feerię barw i emocji. Wydaje się, że wówczas, jak i na pierwszej płycie, dominowała (przy wszystkich wykonawczych walorach) spontaniczność, emocjonalność, żywioł. Najnowsza płyta kwintetu zdaje się nieco inaczej rozkładać akcenty. Na bazie wcześniejszych dokonań powstają kompozycje, w których może nieco więcej spokoju, kameralności (ale i ech kameralistyki), a wreszcie dojrzałości – jeśli to cokolwiek znaczy w kontekście zespołu od początku świetnie poukładanego. Poza tym ów spokój jest, również na szczęście, co jakiś czas przełamywany efektami zbiorowej muzycznej ekstazy, a wtedy całość znów unosi się ku niebu. Jest to też, mam wrażenie, płyta nieco skrytej melancholii. Za tą liryką, a tym bardziej za dynamicznymi, rozwibrowanymi frazami dostrzegam jakiś szczególny rodzaj tęsknoty. Może to tylko moje przywidzenie, ale również w takim porządku nowa muzyka kwintetu jawi mi się jako dzieło szczególne.

Tomasz Janas

 

Vołosi: 200 weeks ago

[wydawnictwo własne]

Ocena:  4,5 / 5

 

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy. 

Czytaj także

El Khat – jemeńskie pobudzenie

Ostatnia aktualizacja: 17.05.2022 09:00
Różnie nazywa się tę roślinę. Khat, qat, po polsku to czuwaliczka jadalna. Uprawia się ją w Jemenie i Rogu Afryki. Ma lekkie działanie pobudzające. W Polsce jest zakazana, ale w Jemenie to najpopularniejsza używka. Tak popularna i wszechobecna, że trafiła do tytułu kompilacji muzyki z regionu, „Qat, Coffee and Qambus”, która zainspirowała Eyala El Wahaba do założenia zespołu. Jego nazwa też pochodzi od khatu, a muzyka przesycona jest wspomnieniami o Jemenie.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Dalmatyńska serenada

Ostatnia aktualizacja: 24.05.2022 08:00
Do kanonu wkracza kolejna zapomniana płyta. Jej autor Branko Mataja urodził się w 1923 w Jugosławii, w chorwackim miasteczku Bakar nad Adriatykiem, a zmarł w Ameryce, nad Pacyfikiem.  
rozwiń zwiń
Czytaj także

"A la manera artesana" Vigüeli z polskim bonusem

Ostatnia aktualizacja: 31.05.2022 12:00
Nie pierwsze to rękodzieło z Hiszpanii, którym można się zachwycać i po które sięgać często czy to dla wiedzy o muzyce, instrumentarium, wykonawcach, czy o jakości tradycji centralnej części tego kraju. „W stylu rękodzieła” to tytuł najnowszego albumu- już dziewiątego grupy Viguela.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Muzyka znaczy świat

Ostatnia aktualizacja: 06.09.2022 08:00
Wspólne przedsięwzięcie cenionych grup – węgierskiej Cimbaliband i polskiej Czeremszyny – nie ma na celu osiągania spektakularnych efektów. Jest radością wspólnego grania i dowodem umiejętności prowadzenia ciekawego dialogu przy jednoczesnej wyrazistości każdego z zespołów.
rozwiń zwiń