Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Folk i muzyka świata 2024: najlepsze płyty wg Michała Wieczorka

Ostatnia aktualizacja: 31.12.2024 12:00
Muzyka odwołująca się do tradycji jest coraz silniejsza i coraz mocniej obecna na światowych scenach. Coraz więcej muzyków sięga po tradycyjne melodie czy techniki, a jednocześnie nie zapomina, że żyjemy w pierwszej połowie XXI wieku. Wybór płyt roku staje się coraz trudniejszy, ale z dobrego powodu. Wybitnych i bardzo dobrych albumów jest coraz więcej. Dlatego pozwalam sobie na drobne nagięcie zasad.
Podsumowanie roku 2024 wg Michała Wieczorka
Podsumowanie roku 2024 wg Michała WieczorkaFoto: RCKL

POLSKA

Raphael Rogiński – „Žaltys” / Hizbut Jamm – „Hizbut Jamm”

2024, podobnie jak 2023, był rokiem Raphaela Rogińskiego, którego muzyczna wyobraźnia zdaje się nie mieć granic. Podobnie jak jego aktywność – w ciągu ostatnich dwóch miesięcy wydał dwa albumy, jedną poszerzoną reedycję, nagrał kolejnych kilka. To także muzyk z misją, rozbijający nacjonalistyczne narracje, poszukujący przede wszystkim tam, gdzie przenikają się kultury, gdzie „zanieczyszczają” się nawzajem, przesiadujący z dala od centrów. Takie są jego tegoroczne wydania. Zespołowy Hizbut Jamm z Mamdou Ba, Noumsem Dembele i Pawłem Szpurą jest jednocześnie zachodnioafrykański, bliski tradycji griotów jak i zespołów takich jak Guelewar czy Dieuf-Diel de Thies. Z drugiej, ma bardzo silny psychodeliczny, krautrockowy element. Solowy, ale niepozbawiony gości „Žaltys” wychodzi od muzyki litewskiej, jednocześnie nam bliskiej i odległej, a kończy w kalejdoskopie słodkich i wzruszających dźwięków przychodzących chyba z kosmosu. Potrzeba nam takich artystów, jak Raphael.

Radical Polish Ansambl – „Nierozpoznana wieś”

Tak samo potrzeba nam takich artystów, jak Radical Polish Ansambl. Zupełnie niedawno zachwycałem się na tych łamach trzecim (ale pierwszym w całości autorskim) albumem RPA i mógłbym powtórzyć każde słowo z tamtej recenzji. To album poruszający, dotykający najgłębszych i najbardziej skrytych pokładów tego, co można nazwać polskością. I tak samo, jak wtedy nie mogę nie wspomnieć o solowej kasecie perksusisty RPA, Piotra Gwadery, „Footberk Suite”, w której w brawurowy sposób żeni oberki z chicagowskim footworkiem, szukając nieoczywistych (a może właśnie oczywistych, tylko przeoczonych) połączeń. O niej na szczęście wyczerpująco napisali już moi koledzy i koleżanki.

Tuleje – „Puste ulice”

Głos, kontrabas, perkusja. Tyle wystarczyło poznańskim Tulejom, by stworzyć własną wizję muzyki miejskiej. Zakorzenione w wielkopolskiej tradycji melodie towarzyszą całkowicie miejskim, nowoczesnym, momentami absurdalnym i groteskowym tekstom Gosi Zagajewskiej.

Donja Jeka – „Sunce te gleda”

Doskonale zdaję sobie sprawę, że miałem wybrać tylko 3 albumy i już nagiąłem tę zasadę i właśnie robię to kolejny raz. Czasem jednak trzeba. Tym bardziej, że połowa grudnia, kiedy większość redakcji publikuje już podsumowania roku, to nie najlepszy czas na premiery. A tak zrobił – w wigilię świętej Łucji, narodzin słońca – polsko-chorwacki kwartet Donja Jeka. W 12 odcinkach przedstawiają wędrówkę słońca po horyzoncie, wybierając zapomniane, od lat nieśpiewane pieśni. Trzem głosom – Marcie Derejczyk, Barbarze Majnarić i Joannie Skowrońskiej – towarzyszy skromna, szkieletowa, acz momentami dronowa, obezwładniająca instrumentacja Svena Pavlovicia. Czy to słowiańska odpowiedź na fenomen Tarta Relena? Nie wyciągałbym aż tak daleko idących wniosków, ale faktem jest, że istnieje duchowe i konceptualne podobieństwo z Katalonkami.


ŚWIAT

Arooj Aftab – „Night Reign”

Królowa w tym roku była tylko jedna. Arooj Aftab rozsiadła się na szczycie i nie chce z niego zejść. Trudno się temu dziwić, skoro nagrywa tak piękne płyty. Poświęcony nocnemu życiu trzeci album artystki to podróż po gatunkach, nastrojach i językach. Chyba najlepiej o zręczności i szerokich horyzontach artystki świadczy rozmaitość gości – od Vijaya Iyera po Moor Mother – oraz całkowicie odmieniona wersja „Last Night” z „Vulture Prince”.

YouTube, Arooj Aftab


Mdou Moctar – „Funeral for Justice”

To niejedyny świetny album z saharyjskim rockiem, który ukazał się w 2024 roku, ale na pewno najdzikszy, najbardziej bezkompromisowy i najbardziej polityczny. Do tego wszystkiego Mdou nas przyzwyczaił na przestrzeni lat, jednak teraz doprowadził swoje granie do perfekcji.

Mauro Durante & Justin Adams – „Sweet Release”

Długo zastanawiałem się nad trzecią zagraniczną płytą do zestawienia. Wybrałem w końcu tę, o której nie pisałem wcześniej, ale przyniosła mi ogromną radość ze słuchania. Drugie spotkanie Justina Adamsa, wybitnego angielskiego gitarzysty i Maura Durante, apulijskiego bębnisty i skrzypka to kontynuacja ich śródziemnomorskich opowieści. W każdym dźwięku słychać prażące południowe słońce. Do gitarowo-tarantellowej podstawy dorzucają szczyptę zachodniej Afryki, odrobinę bluesa, doprawiają ją Lewantem i Turcją. Czego chcieć więcej?

Michał Wieczorek


***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

 


Czytaj także

Folk i muzyka świata 2024: najlepsze płyty wg Tomasza Janasa

Ostatnia aktualizacja: 27.12.2024 14:19
Skrótowa próba podsumowania folkowej fonografii 2024
rozwiń zwiń
Czytaj także

Folk i muzyka świata 2024: najlepsze płyty wg Łukasza Komły

Ostatnia aktualizacja: 28.12.2024 14:19
Wiele się wydarzyło w muzyce ze świata z niezliczonych pograniczy, ale na coś trzeba było się zdecydować, więc przestawiam destylat z tego, co mnie zachwyciło w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy. 
rozwiń zwiń