Radiowe Centrum Kultury Ludowej

W pomiędzy.

Ostatnia aktualizacja: 30.12.2021 09:00
Zegar na wieży kościelnej w pewnym miasteczku, które bardzo lubię, spóźnia się o minutę.
.
.Foto: Hubert Dzikowski

Nie wiadomo, jak do tego doszło. Ma piękny, misterny i skomplikowany mechanizm – z tym jednym tylko, tajemniczym defektem. Jakiś czas temu próbowano uregulować go przez podłączenie elektronicznego sterownika. Wyszło z tego oryginalne (według mnie doskonałe!) rozwiązanie, które powoduje, że po pięćdziesięciu dziewięciu minutach wskazówka po prostu przeskakuje na kolejną pełną godzinę, bez odliczania sześćdziesięciu sekund, które powinny sobie spokojnie upłynąć na przykład od 13.59 do 14.00.

Kalendarz zgubił już trzynaście dni. Tracił je stopniowo, przez kilka wieków. Dzisiejszą rozbieżność między tak zwanym starym i nowym stylem, czyli kalendarzem juliańskim i gregoriańskim, można odczytywać jako historyczny proces, wcielanie w życie obserwacji

i osiągnięć nauki, ale także jako coś magicznego. Nagle ominąć kilka dni i przejść do daty, która jest dziesięć dni później? To się zdarza w bajkach albo czarach (i pod koniec XVI wieku, kiedy w radykalny sposób próbowano naprawić opóźnienie kalendarza względem roku słonecznego). 

Można to również ułożyć inaczej, skazując ludzkość na kompletną nieprzewidywalność

dat kalendarzowych w stosunku do ustalonych przez matkę naturę powtarzalnych zmian długości dnia, cyklu życia przyrody i układu gwiazd na niebie. Mniej więcej w tych samych punktach wędrówki Ziemi wokół Słońca wydarzają się te same zjawiska, odczuwane podobnie przez rośliny, zwierzęta i ludzi. Jak je precyzyjnie oznaczyć, nie zmieniając ilości dni w poszczególnych miesiącach i ustalonych wartości w tabeli lat? A może nie straciliśmy, tylko zyskaliśmy te dni – jeden, kilka lub kilkanaście?  Głowią się nad tym od wielu stuleci astronomowie, naukowcy i przywódcy duchowi.

Tutaj czas płynie w różne strony. Fot. Jarek Mazur Tutaj czas płynie w różne strony. Fot. Jarek Mazur

Zdarza się, że dni gubią minuty a Ziemia zapodziewa gdzieś dzień lub dwa.

W dokładnie zbadanym i uporządkowanym kosmosie takie rzeczy przechodzą niezauważone. Za to znajdują poczesne miejsce w ludowych pieśniach i obrzędach. Tutaj czas płynie w różne strony, pory dnia zmieniają swoją długość i kolejność, w zależności od potrzeby, osoby lub wydarzenia. Można urodzić się rano, ożenić w południe i umrzeć wczesnym wieczorem.

W ludowej wyobraźni rzadko zdarza się zgrzyt czasowy. Jest pojemna, wyrozumiała, wypełniona unikalnymi, niepowtarzalnymi obrazami, które będąc wzorem, nigdy nie stają się pustym szablonem.  

W dawnych wiejskich rodzinach ważne daty zapisywano nie na kartkach kalendarza (te były za drogie na chłopską kieszeń), ale pod wiekiem skrzyni wiannej, która znajdowała się prawie w każdym domu. Czasami również z tyłu świętych obrazów, wyklejonych papierem, albo – w zamożniejszych domach – na wyklejce Biblii. W ten sposób daty z życia ludzi i świata, rozumianego jako boski zamysł, stawały się częścią wspólnego, większego planu.

Skrzynia wianna. Ze zbiorów Muzeum Zagłębia w Będzinie. Źródło: muzeumzaglebia.pl Skrzynia wianna. Ze zbiorów Muzeum Zagłębia w Będzinie. Źródło: muzeumzaglebia.pl

Podczas wypraw i wędrówek po wsiach wpadają mi w ręce stare zeszyty z pieśniami.

W jednych są pieśni liryczne, ballady i przyśpiewki, w innych pieśni religijne. Nowe, współczesne, ale i te dawniejsze: historie apokryficzne, opowieści o życiu świętych, opisy końca świata. Najstarsze przechowywane w domowych szufladach lub kredensach zeszyty są głównie powojenne, wcześniej ludzie raczej nie czuli się wprawni w pisaniu i wymyślali inne sposoby na zapamiętanie ważnych dat z życia rodziny, zapisków rolniczych i list powinności sąsiedzkich. Znajdziemy tu więc – oprócz pieśni – daty cielenia się krów, ilość wysianego i zebranego zboża, dni, które należało odrobić komuś za pomoc przy żniwach czy wykopkach (w zeszytach najnowszych, sprzed kilkunastu czy kilku lat spotyka się na przykład nazwy leków, zasłyszane w radiowej reklamie).

To wiele mówi o właścicielce lub właścicielu zeszytu z pieśniami, starego śpiewnika religijnego czy modlitewnika: są z tymi przedmiotami zżyci, w niektórych okresach roku (adwent, zima, Wielki Post) spędzają z nimi dużo czasu, kiedy indziej – mało lub wcale.


Cykliczność i linearność, porządki czasu słonecznego i księżycowego, osobistego i historycznego, liturgicznego i świeckiego – przenikają się i mieszają, stoją w sprzeczności lub płyną w jednym kierunku w absolutnej, doskonałej harmonii. Mogą też wywoływać chaos i strach. Gdzie podziewa się kilkanaście lub kilkadziesiąt minut, gdy godzina wskazywana przez zegarek wydaje się zupełnie nieadekwatna do tego, co widzimy za oknem albo czujemy w głębi duszy? I jeszcze tak zwana linia zmiany czasu. Czy można tak po prostu zrobić krok z jednego dnia do drugiego? Bohaterowie dawnych eposów robili to bez trudu, przeskakiwali dni i lata jak niewielkie pęknięcie w skale lub wątły strumyk.

Pełnia. Ilustracja z książki Benedykta Chmielowskiego „Nowe Ateny, albo Akademia wszelkiey scyencyi pełna” (wybór), Kraków 1968. Pełnia. Ilustracja z książki Benedykta Chmielowskiego „Nowe Ateny, albo Akademia wszelkiey scyencyi pełna” (wybór), Kraków 1968.

W ciągu tych kilkunastu zaginionych-odzyskanych dni między Wigilią katolicką a prawosławną (lub świętem Trzech Króli) można wykonywać różne magiczne praktyki.

Z przeciętej na dwanaście części i posypanej solą cebuli wróży się, jaka będzie pogoda w poszczególnych miesiącach nowego roku. Nazywano je także pustymi dniami. W czasie świętych wieczorów po zmierzchu nie wolno było wykonywać czynności takich jak przędzenie, tkanie i szycie (podobnie jak w dniach między śmiercią domownika a jego/jej pogrzebem). Nie można przecież zaszyć i utrwalić w materii czegoś, co jest bezczasem, świętą i niewymierzalną ludzkimi narzędziami czasoprzestrzenią.  

W tym pozornie spokojnym, niezwykłym okresie „między latami” chodzą po świecie kolędnicy. Odwiedzają domy swoich rodzin, znajomych i przyjaciół, ludzi, których dobrze znają na co dzień. Ale raczej nie powinno się ich nazywać po imieniu i wdawać w sąsiedzką pogawędkę, bo przychodzą z daleka, z nieznanych światów. Szopki, wertepy, przedstawienia historii o Bożym Narodzeniu – te skromne i te wieloosobowe, z bogatymi dekoracjami – również umieszczają nas i te dni gdzieś poza czasem. Święta rodzina trzęsie się z zimna i ze strachu chroni się w ponurej jaskini, ale już za chwilę otacza ją chwała, światło, ciepło i aniołowie. Głowa Heroda spada z hukiem na podłogę, sprawiedliwości staje się zadość.

Wyczekiwanie. Fot. Hubert Dzikowski Wyczekiwanie. Fot. Hubert Dzikowski

 

Ludzie z wielu stron świata, religii, kultur hucznie i wspólnotowo świętują koniec roku i początek kolejnego. Moment zmiany i przejścia jest niezauważalny, w chwili pożegnania starego witamy nowe. Czekaliśmy niecierpliwie, a nagle jest już po wszystkim.

Ale przez jeden nieskończenie krótki ułamek sekundy jesteśmy w „pomiędzy”, gdzie zdarzają się pomyłki i nieporozumienia, niepewność i zagubienie, cuda i olśnienia.

I jeszcze coś, nienazwane.

 

Szczęśliwego Nowego Roku!

 

Ewa Grochowska

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

 

Czytaj także

Bliscy

Ostatnia aktualizacja: 04.11.2021 09:00
Zapomniałam, że znam kilka takich opowieści. Odżyły mi w głowie podczas przeglądania zdjęć po zmarłej cioci. Niektóre uwiecznione na nich sceny należą do mojej ulubionej kategorii zdjęć rodzinnych. Zatem najpierw o tym.
rozwiń zwiń