Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Antidotum

Ostatnia aktualizacja: 01.01.2019 13:00
Pamiętam chwilę, gdy po raz pierwszy usłyszałem zespół Brathanki śpiewający swój największy hit "Czerwone korale". Przeżyłem swego rodzaju estetyczny wstrząs.
Tomasz Janas
Tomasz JanasFoto: Grzegorz Śledź PR

To była pewnie końcówka roku 1999. Pamiętam bowiem, że najpierw uderzyło mnie: ile negatywnych stereotypów potwierdza w sobie ta jedna krótka piosenka: stereotypów dotyczących poziomu polskiego popu, a jednocześnie tego, jak to protekcjonalnie miastowi wyobrażają sobie niby-ludowość. Chwilę potem pojawiła się jednak refleksja, że oto naprawdę nadszedł moment, gdy tzw. branża próbuje wykreować i dyskontować "modę na folk". Próbuje folk skonsumować.

Tak, to był mniej więcej ten sam czas kiedy Kayah rozpoczęła swe triumfy we współpracy z Goranem Bregoviciem, a Maryla Rodowicz, odwołując się bodaj do swej płyty "Marysia biesiadna", wydanej kilka lat wcześniej, twierdziła, że to ona wymyśliła polski folk. Oczywiście, nic to wielkiego w kontekście faktu, że z kolei dobrych kilka lat później, w swoistym wyścigu na kuriozalne wypowiedzi na podobny temat, zdystansowała ją (była wokalistka Brathanków) Halina Mlynkova, która z kolei twierdziła - tu dokładny cytat - "na tej scenie folkowej jestem jedyną kobietą". I to bynajmniej nie był żart.

Wspominam o tym wszystkim dziś, u progu roku 2019, bo też z perspektywy czasu jeszcze lepiej widać ile było w naszej muzycznej historii zakrętów, ile zakusów, by przywłaszczyć, ugłaskać, w dosłownym tego słowa znaczeniu "oswoić" albo "upupić" muzykę folkową. Tak, by się stała ledwie jedną z gałęzi szołbiznesowego marketingu. A wspominam o tym nie przypadkiem u progu roku, w którym świętować mamy ćwierćwiecze Radiowego Centrum Kultury Ludowej. Trudno mi bowiem wyobrazić sobie jak wyglądałaby polska scena folkowa, gdyby nie jego działalność - jako codzienne, łagodne, choć i na szczęście bezwzględne antidotum na próby określania folkiem tego, co było (jest) po prostu odpowiednio uszminkowaną wersją muzyki pop (choć przy okazji nie mam nic do dobrej muzyki pop).

Przywołuję więc w pamięci pobieżnie, bo nie da się ich zliczyć, te koncerty i festiwale - z Nową Tradycją na czele - te nieprzebrane ilości audycji, nagrań, płyt, te tłumy wykonawców, którzy dzięki wsparciu RCKL-u mogli zaistnieć ze swą tak ważną twórczością w przestrzeni publicznej. To mądre, pełne uwagi i szacunku wsłuchiwanie się w tradycję muzyki wiejskiej oraz wyciąganie z niej pasjonujących wniosków w postaci tak oryginalnych współczesnych interpretacji (w obrębie szerokiego nurtu, który dla wygody i ułatwienia komunikacji nazywamy folkiem).

Tak, zdaję sobie sprawę, że pomieszczenie takich wyznań w tym tu akurat miejscu może nasuwać skojarzenia ze słynnym "łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu” w wykonaniu trenera drugiej klasy Jarząbka z kultowej polskiej komedii. Tyle, że w przeciwieństwie do wyżej wspomnianego, na potwierdzenie moich słów bez kłopotu można znaleźć potwierdzenie. Dziesiątki, setki potwierdzeń w postaci choćby wspomnianych płyt i nagrań. Po drugie: działalność RCKL-u stała się tak fundamentalna i oczywista, że paradoksalnie przez wielu… niezauważalna i niedoceniona (a przypomnijmy przy okazji, że bywała w przeszłości mocno krytykowana również z perspektywy tzw. tradycjonalistycznej). Wielu zdaje się nie dostrzegać niezwykłości funkcjonowania tejże redakcji jako patrona, mecenasa, inspiratora tak licznych przedsięwzięć. Nie wiedząc więc co w tym jubileuszowym roku się wydarzy, chciałbym u jego progu po prostu podziękować wszystkim, którzy współtworzyli i współtworzą RCKL, bo bez nich pod pojęciem folk rozumielibyśmy niewątpliwie coś zupełnie innego, z pewnością mniej szlachetnego.

Tomasz Janas

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.