Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Przestawianie zegara

Ostatnia aktualizacja: 10.02.2022 09:00
Tak się składa, że równo 27 lat temu zagrał i zaśpiewał w klubie Remont, w ramach Sceny „Korzenie” Antoni Suchorolski rodem z Podola Lwowskiego. Naprawiłem właśnie i wybrałem w formie cyfrowego albumu nagrania z owego spotkania. Melodie taneczne i piosenki.
Zegar słoneczny odmierza czas na podstawie zmiany pozycji Słońca. Używany był już w starożytności i należy do najdawniejszych przyrządów naukowych i pomiarowych.
Zegar słoneczny odmierza czas na podstawie zmiany pozycji Słońca. Używany był już w starożytności i należy do najdawniejszych przyrządów naukowych i pomiarowych.Foto: R. Mazur-Hanaj

Był to chyba jedyny taki cymbałowy koncert w historii domotanecznego ruchu revival, historii już 30-letniej, jeśli za jej umowny początek uznać zawiązanie się grupy Bractwo Ubogich. 30 lat! Zegary w galop! Jak kiedyś oksytonicznie wołaczem zaśpiewał (łac. accentus = zaśpiew) we wsi Wola Cygowska pod Warszawą pewien mocno leciwy szlachetka z krwi i kości w odpowiedzi na moje pytanie „Co słychać?”.

Suchorolski w rozmowie z Piotrem Dahligiem [„Cymbaliści w kulturze polskiej”, Warszawa 2016] wspominał o „szczególnie długich zabawach”, które trwały od wieczora we wtorek zapustny do czwartej rano w Popielec. Wiara nie mogła się wytańczyć, a kiedy wreszcie padła przestawiano wskazówki zegara w powrotem na północ. Bo wprawdzie cały czas, ale czy ciągle „lecą latami niby skrzydłami życia mego momenta / jak łódź po wodzie prędka w swym chodzie, żaglem będąc poddęta”? Są takie noce, kiedy czas upływa poza światem, w którym światujemy. Upływa w przestworze, którego nie dostrzegamy, a o tym co jest na zewnątrz – jak pisze Rilke – wiemy tylko z twarzy swobodnego zwierzęcia, „gdyż już małe dziecko zmuszamy, by widziało odwróconym wzrokiem świat form, nie Przestwór” ( „Ósma elegia duinejska” Rainer Maria Rilke).

Tymczasem karnawał trwa w najlepsze, wzmaga się nienasycenie. „Ktoś obrócił się w tańcu na palcach na pięcie / i coś go zaraz wzięło – a co? - jakieś wzięcie […] I coś nim zakręciło – a co? – zakręcenie / ktoś stąd wyszedł na chwilę – milczało milczenie / wzięło go to co tańczy i w tym tańcu bierze / tam gdzie tańczą na słomie tamtejsi tancerze / ten na palcach a tamten na łokciu na głowie / z drugiej strony tańczenia – w tamtejszej połowie […] i coś nim obróciło – a co? - obracanie / ten kto raz tak zatańczył – tańczyć nie przestanie” (Jarosław Marek Rymkiewicz „Ku chwale Beli Bartoka”).

Karnawał trwa w „najlepsze” – umarli mniej lub bardziej powszechnie znani (co nie znaczy, że powszechnie czytani i słuchani): prof. Jerzy Bartmiński, Zbigniew Namysłowski, rzeczony Jarosław Marek Rymkiewicz. Pasją naukową Bartmińskiego był język, a język folkloru w szczególności, który udało mu się zgłębić jak mało komu. Można powiedzieć, że stworzył całe środowisko zajmujące się tzw. JOS, czyli językowym obrazem świata i powstała wokół niego etnolingwistyczna szkoła to jeden z najwyższych wzlotów lubelskiej nauki. Choć on sam nie przesadzał z indywidualizowaniem swoich zasług, co teraz takie modne. Lubił i umiał współpracować, docenić innych, dzięki czemu mogły powstać takie opasłe dzieła jak „Słownik stereotypów i symboli ludowych”. Spośród pieśni ludowych, jakie badał niektóre śpiewał publicznie i robił to w świetnym stylu. Jeszcze dziesięć, piętnaście lat temu to była w polskim etnoświecie akademickim wielka rzadkość.

Namysłowski jako muzyk, także kompozytor, nie tylko inspirował się muzyką ludową (polską, bałkańską, azjatycką) ale i grywał z muzykami ludowymi, co u nas wcale nie takie zrozumiałe samo przez się. Rymkiewicz z kolei (wielu zna go tylko z jednego wiersza, co w jakiejś mierze „zawdzięcza” sobie, ale przede wszystkim świadczy to o upadku czytelnictwa) w części swojej twórczości poetyckiej zaglądał w oścież, przestwór natury, łączył barok z minimalistyczną, choć czasem pokrętną poetyką piosenek, zagadek i przysłów ludowych, nieoczywistą naiwnością wierszyków dziecięcych, uważną obserwacją codzienności, jej drobiazgów oraz powiastką filozoficzną. Wszyscy trzej to postaci z intelektualnego i artystycznego parnasu, dla których, co znamienne, folklor miał znaczenie i taka konstatacja w ogólnopolskim dniu etnografii, etnologii i antropologii kulturowej jest niewątpliwie krzepiąca, choć szkoda, bardzo wielka szkoda, że żałobna.

Umarła ważna dla suwalskiej Kruszni śpiewaczka i mentorka Weronika Zubowicz. Umarła ciocia Tereska, moja chrzestna i najulubieńsza z moich ulubionych cioć. Ostatnio nie odzywałem się do niej. W ogóle czasem tak mam, że kiedy śmierć kręci się wokół osób, które znam, ogarnia mnie jakiś stupor i nie wynika to z lenistwa, zaganiania, roztargnienia, to trwa, wciąż i wciąż nie jestem w stanie spotkać się, zadzwonić. Jestem wtedy jak ten, który „w pobliżu śmierci nie widzi śmierci; patrzy w osłupieniu jak gdyby wielkim spojrzeniem zwierzęcia” (R.M. Rilke) i który chce potem przestawiać zegar.

Miałem jeszcze coś napisać o etnografie, etnologu i antropologu, w ich – EEiA – świątecznym dniu, ale jakoś nie mam nastroju. Może więc przytoczę bajkę jaką kiedyś słyszałem, bo mówią, że w każdej bajce „coś jest”.

Był sobie raz etnograf, któremu ludzie wciskali kit w sprawach dla niego bardziej istotnych oraz obdarzali prawdą w sprawach dla niego bardziej błahych. Etnograf pasjami lepił z tego kitu kuleczki, które puszczał rurkami do innych etnografów. Kuleczki nie mogą być ani za lekkie, ani za ciężkie, muszą mieć określoną elastyczność i leciuchny poślizg, by pokonać grawitację kiedy trzeba. Osiągają to dzięki domieszce prawdy, którą żmudnie dniami i nocami etnograf destylował, a następnie przyłączał się do wspólnej obserwacji krążenia kulek w rurkach, które są przezroczyste i tworzą skomplikowany system przesyłowy, regionalny i globalny. Ileż tam ruchu i życia!

Reszta (a czasem i większość) materiału uzbieranego przez etnografa została, leżakowała i w tej swojej reszcie twardniała z roku na rok, potem zamieniała się w ciecz, zaś gęstniała i tak w koło Macieju, a kiedy w końcu osiągnęła stan skupienia kamienia filozoficznego, w którym ukryta jest wiadomość, to już było o jeden moment za późno, aby móc ją wyjąć. Wtedy nasz bohater wziął kamień w rękę, wybił nim sobie zęby, by jako bezzębny mędrzec odejść na górę i tam usnąć, i może odczytać wiadomość we śnie.

Remek Mazur-Hanaj

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

 

Czytaj także

Lirak Krzysztof Grabek

Ostatnia aktualizacja: 14.10.2021 10:00
Niedawno upłynęło lub niedługo upłynie, a może właśnie upływa 180 lat od narodzin byś może ostatniego wędrownego lirnika polskiego, a na pewno jednego z ostatnich. Oczywiście lirników obywateli polskich było jeszcze w międzywojniu niemało, ale byli to etniczni Ukraińcy, a także Białorusini. O kim mowa i skąd wiem, że chodzi o lirnika Polaka?
rozwiń zwiń