- Nie przypuszczałem, że codziennie do pracy będę leciał w podskokach. Jest to forma pasji, czerpię siłę wewnętrzną z pochwały klientów i z tego, że jest zapotrzebowanie na tego typu usługi - tłumaczył w "Cudowytwórcach" Bartosz Woźniak.
W pracowni lutników Marka i Bartosza Woźniaków. Foto: Patrycja Zisch
- Moi klienci śmieją się z mojej gamy, ćwiczę od pięćdziesięciu lat, ale postępów specjalnych nie poczyniłem - żartuje ze swojej techniki gry na skrzypcach lutnik, Marek Woźniak - To akurat wystarczy, aby taki instrument początkowo ustawić. Potem następuje ruszanie duszą, mamy do tego specjalne przyrządy. Można tak jeden instrument ustawiać kilka tygodni. Albo się trafi, albo nie trafi, często to kwestia przypadku. Trzeba mieć zdrowe nerwy, człowiek nie może być roztrzęsiony przy tej pracy.
W pracowni lutników Marka i Bartosza Woźniaków. Foto: Patrycja Zisch
Czasami lutnicy ratują przed spaleniem prawdziwe perełki. Marek Woźniak opowiedział naszej reporterce, Patrycji Zisch, taką historię:
- Pewna pani kupiła na jarmarku na Mazurach skrzypce w kawałkach, za dwieście złotych. Instrument miał pęknięcie pod duszą, na dolnej płycie, co obniżało jego wartość o czterdzieści procent. Była to ruina, którą przyniosła do nas. Koszt naprawy wyniósł kilka tysięcy złotych. Korektę zrobił mój syna, a instrument po naprawie zabrzmiał przepięknym dźwiękiem! Instrument ostatecznie trafił w ręce skrzypka z Filharmonii Narodowej i tam teraz egzystuje.
Jak brzmi kołatająca się we wnętrzu skrzypiec dusza? O tym w nagraniu. Zapraszamy do odsłuchania podcastu audycji.
W pracowni lutników Marka i Bartosza Woźniaków. Foto: Patrycja Zisch
***
Audycja: Cudowytwórcy
Przygotowała: Patrycja Zisch
Goście: Marek i Bartosz Woźniak (lutnicy)
Data emisji: 21.11.2019
Godzina emisji: 8.50
gs