Już za życia budził skrajne emocje, od zachwytów po nienawiść. Po śmierci zaś, kolejne pokolenia historyków, publicystów i polityków na nowo stawiały te same pytania. Czy można było uniknąć rozbiorów, czy była szansa na wyjście z zapaści, w jakiej niewątpliwie znalazła się Rzeczypospolita w drugiej połowie XVIII wieku? Skoro się nie udało to, kto zawinił? Każde z tych pytań, w konsekwencji prowadziło do oceny polityki króla i jego działań na rzecz uratowania państwa.
Do polityki
Syn kasztelana krakowskiego Stanisława i Konstancji z Czartoryskich, od najmłodszych lat wprowadzany był w tajniki politycznych gier. Starannie wykształcony, w młodości odbył kilka podróży po Europie Zachodniej, gdzie miał szanse na poznanie różnych modeli ustrojowych, spośród których szczególnie upodobał sobie brytyjski model monarchii parlamentarnej. Do wielkiej polityki wkroczył w wieku 20 lat zostając posłem na sejm. O zabiegach jakie temu towarzyszyły pisał z wyraźnym niesmakiem. "Trzeba było przed sejmikiem kilka dni z rzędu rezonować od rana do wieczora z tą ciżbą, podziwiać ich brednie, zachwycać się ich płaskimi konceptami, a nade wszystko ściskać ich brudne kapcańskie osoby."
Postanowiliśmy wynieść go na tron...
Wybrany na króla pod osłoną rosyjskich bagnetów do końca życia nie pozbył się miana wiernego sługi carycy Katarzyny, z którą zresztą wcześniej romansował. "Jest rzeczą nieodzowną – pisała dawna kochanka do swoich dyplomatów w Polsce – abyśmy wprowadzili na tron Polski Piasta dla nas dogodnego, użytecznego dla naszych rzeczywistych interesów, jednym słowem człowieka, który by wyłącznie nam zawdzięczał swoje wyniesienie. W osobie hrabiego Poniatowskiego, stolnika litewskiego, znajdujemy wszystkie warunki niezbędne dla dogodnego nam i skutkiem tego postanowiliśmy wynieść go na tron Polski." Dla przeciwwagi należy zacytować opinię Mikołaja Repnina, który w roku 1795, a więc u kresu rządów Poniatowskiego pisał do Imperatorowej "Liczne przykłady nas utwierdziły, że ten władca stał zawsze w poprzek naszym interesom, żadne zorganizowane przeciw nam przedsięwzięcia nie obyły się bez króla i (dokonały się) pod jego głównym przewodem." Te dwie wypowiedzi tylko pozornie się wykluczają. Poniatowski zdawał sobie sprawę, że ma być narzędziem w rękach carycy Akceptował tą sytuację, ponieważ sądził, że to jedyna droga do przeprowadzenia reform w Rzeczypospolitej. Stosunek do Rosji jest być może kluczem do zrozumienia decyzji, jakie podejmował król podczas swojego panowania. Stanisław August Poniatowski - pisał Andrzej Zahorski – sądził, że państwem najmniej niebezpiecznym dla Polski z trójki sąsiadów jest właśnie Rosja. Carat miał najsilniejszą pozycję w Rzeczypospolitej - rozumował król – a więc będzie dążył do utrzymania tego stanu rzeczy, a jednocześnie zadba o integralność terytorialną swojego wasala. Krótko mówiąc, król wierzył, że Rosja będzie się przeciwstawiała zaborczym aspiracjom Austrii i Prus. Jak złudne to były nadzieje pokazały najbliższe lata jego rządów.
Złota i czarna legenda
Dla przeciwników król pozostanie na zawsze tym który współpracował z Rosją, przystąpił do Targowicy i abdykował, czym przypieczętował upadek Rzeczypospolitej. Zwolennicy będą podkreślali jego zasługi w dziedzinie kultury i nauki, próby reform i znaczący udział w powstaniu Konstytucji 3 maja.
Abdykacja
Po upadku powstania Kościuszkowskiego król opuścił Warszawę i udał się do Grodna, gdzie 25.11.1795 roku abdykował. Przez następny rok mieszkał w Grodnie pod dyskretną opieką generała-gubernatora Litwy księcia Repina. Od carycy Katarzyny otrzymywał stałą pensję. Po śmierci swojej protektorki nowy car, Paweł I - który zresztą uważał się za syna Poniatowskiego - zaprosił go do Petersburga. Monarcha zamieszkał w Pałacu Marmurowym i traktowany był iście po królewsku, posiadał między innymi przyboczną gwardię. Ostatnie lata swego życia poświęcił pisaniu pracy, rozpoczętej jeszcze w Warszawie, która miała być jego obroną, a zarazem odpowiedzią na ataki ze strony jego przeciwników. W głównej mierze chodziło o pracę Ignacego i Stanisława Potockich, Hugona Kołłątaja i Franciszka Dmochowskiego pod tytułem „O ustanowieniu i upadku konstytucji polskiej 3 maja”, której autorzy główną winą za upadek Rzeczypospolitej obciążyli właśnie króla. Zanim praca została zatwierdzona przez cenzurę i wydana, król zmarł.
Królewski pogrzeb
Stało się to 12 lutego 1798 roku. Urządzono mu wspaniały pogrzeb. Car Paweł I osobiście włożył mu na głowę królewską koronę. Następnie trumna została przewieziona do kościoła katolickiego. Wszystko to w asyście cara, który z obnażoną i opuszczoną szablą podążał konno za trumną. Obok kroczyli senatorowie i ministrowie rosyjscy, a także duchowni katoliccy i prawosławni. Jędrzej Kitowicz pisał „Rycerze w zbrojach srebrnych, dywizje wojskowe najcelniejsze, rumaki od ręki prowadzone w żałobnych nakryciach paradowały w tej procesji; liberia carska w żałobie, nieboszczykowska zaś w galowych sukniach, na części podzielona dziwną miksturą smutku z wesołością szła za trumną; 18 tysięcy wojska formowało z obu stron ulicy linie od pałacu Marmurowego, aż do kościoła. […] zgoła niczego car nie opuścił, co mogło uczynić ten pogrzeb najwspanialszym. Trumna ze zwłokami króla spoczęła w podziemiach kościoła świętej Katarzyny. Przez kolejne 140 lat nic się nie działo, aż przyszedł rok 1938. W związku z planowanym zburzeniem kościoła rząd sowiecki postanowił „oddać” zwłoki króla stronie polskiej.
Nie ma spokoju po śmierci
Trumna ze zwłokami króla miała spocząć w późnobarokowym kościele pod wezwaniem Świętej Trójcy (jego fundatorem był ojciec Stanisława Augusta), gdzie przyszły król był chrzczony.W lipcu 1938 roku trumna królewska dotarła do granicznej stacji Stołpce, przez kolejne 3 dni leżała w towarowym wagonie na bocznicy kolejowej. Wreszcie, po jej otwarciu i oględzinach, w nocy 14 lipca została w największej tajemnicy przewieziona do Wołczyna. Na miejscu okazało się, że nie można jej umieścić w krypcie kościoła, bo jest za duża. Ostatecznie złożono tam urny zawierające serce i wnętrzności króla. Ważącą zaś 600 kilogramów trumnę umieszczono w jednej z nisz kościoła, starannie ją przy tym zabezpieczając.
Zdewastowany kościół w Wołczynie
Mimo podjętych środków ostrożności, całej sprawy nie udało się utrzymać w tajemnicy. Na łamach wileńskiego "Słowa", w artykule „Urzędnik zabrania modłów za króla czyli tajemnica 14-tej nocy lipcowej w Wołczynie” Józef Mackiewicz grzmiał: "A teraz ostatniego z naszych panów monarchów, ostatniego króla i wielkiego księcia, króla-estetę, króla-mecenasa, króla-artystę, sprowadza się do tej wioski, do tych ruin nocą, w trumnie obwiązanej powrozami, cichaczem, pod osłoną tajniaków kryminalnej policji, a konserwator urzędowy… zabrania księdzu odprawiania publicznego modłów za jego duszę do Pana Boga! Co to jest! Dlaczego tak?!" W końcu lipca oficjalny komunikat w tej sprawie opublikowała Polska Agencja Telegraficzna. Przez prasę przetoczyła się burzliwa dyskusja na temat samego pochówku, ale też biografii ostatniego króla. "Wiadomości Literackie" rozesłały specjalną ankietę, w której pisarze, dziennikarze i artyści odpowiadali na trzy pytania. Pierwsze dotyczyło współczesnej oceny króla, drugie – jego stosunku do nauki i sztuki, a w ostatnim pytano o to, gdzie powinny zostać złożone szczątki króla. Wawel jako miejsce pochówku wskazały 32. osoby. 26 uznało, że takim miejscem powinna być Warszawa, a konkretnie Katedra lub Łazienki, zaś tylko 8 uznało, że zwłoki należy zostawić w Wołczynie.
Tłuszcza beszcześci zwłoki
Po wybuch II wojny światowej Wołczyn znalazł się najpierw w rękach sowieckich, następnie niemieckich i ponownie sowieckich. Trudno orzec kiedy dokładnie dokonano profanacji kościoła i zwłok królewskich. Według relacji mieszkającego w niedalekim Wysokim Litewskim Józefa Charytona w 1944 roku podczas sowieckiej ofensywy Wołczyn został zajęty przez oddziały kompanii karnych. Służyli w nich kryminaliści, którzy rabowali wszystko, co tylko się dało. W kościele urządzono magazyn wojskowy. Wkrótce Wołczyn znalazł się w granicach ZSRS, a konkretnie sowieckiej Białorusi. Polacy zostali wysiedleni. Ostatecznie kościół stał się magazynem sztucznych nawozów, a w Wołczynie powstał kołchoz. Kościół popadał w coraz większą ruinę. Miejscowi chłopi rozgrabili jego wyposażenie. Królewska trumna została pocięta na kawałki, a szczątki królewskie porozrzucane po całej świątyni!!!
Dopiero w końcu lat 80. możliwe stały się próby sprowadzenie sprofanowanych szczątków króla do Polski. W grudniu 1988 roku specjalna grupa naukowców pod wodzą profesora Aleksandra Gieysztora udała się do Wołczyna. Zebrano wszystkie szczątki i części trumny, które jakimś cudem ocalały. Białoruska strona przekazała szczątki kostne i fragmenty ubioru królewskiego. Wszystko to zostało umieszczone w specjalnej urnie, którą złożono na Zamku Królewskim.
W 1995 roku szczątki ostatniego króla Rzeczypospolitej spoczęły w podziemiach katedry świętego Jana w Warszawie.