Historia

Zbrodnia UPA w Hurbach. W bestialski sposób zginęło 250 osób

Ostatnia aktualizacja: 02.06.2021 05:40
Ukraińska Powstańcza Armia nie poprzestała na brutalnej napaści na bezbronną polską wieś. Banderowcy zaatakowali również ocalałych z rzezi, którzy uciekali do pobliskiego miasta. W archiwum Polskiego Radia zachowała się wstrząsająca relacja Ireny Gajowczyk, która jako dziecko przeżyła zbrodnię.
Zdołbunów na Wołyniu w okresie międzywojennym. W czerwcu 1943 roku teren powiatu, jak i samo miasto stały się miejscem dokonywania licznych zbrodni na ludności polskiej przez Ukraińską Powstańczą Armię.
Zdołbunów na Wołyniu w okresie międzywojennym. W czerwcu 1943 roku teren powiatu, jak i samo miasto stały się miejscem dokonywania licznych zbrodni na ludności polskiej przez Ukraińską Powstańczą Armię.Foto: Narodowe Archiwum Cyfrowe / nac.gov.pl

2 czerwca 1943 roku w ataku na Hurby zginęło ponad 250 osób. Wkrótce UPA z całą siłą uderzyła na inne wsie powiatu zdołbunowskiego, a nawet przedmieścia miast, zamieszkałych przez Polaków.

Tło zbrodni

Wiosną 1943 roku Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów - Ukraińska Powstańcza Armia zintensyfikowała ataki na polskie miejscowości położone na wschodzie przedwojennego województwa wołyńskiego. Ta część regionu znajdowała się na terenie Okręgu Wojskowego UPA "Turiw" podlegającemu Iwanowi Łytwyńczukowi "Dubowemu", który bezpośrednio koordynował pacyfikacje kolejnych polskich miejscowości. Wschód województwa na miejsce dokonywania zbrodni został wybrany nieprzypadkowo: w tych stronach Polacy stanowili wyraźną mniejszość w porównaniu do zachodu regionu. Z tego powodu przeprowadzenie ataku było łatwiejsze, gdyż oddziały UPA mogły liczyć na mobilizację okolicznej ludności ukraińskiej i zaangażowanie Samoobronych Kuszczowych Widdiłych (SKW), które były formą ukraińskiej samoobrony.

W kwietniu i maju 1943 roku zaczęły ginąć z rąk Ukraińców pojedyncze osoby i rodziny w powiecie zdołbunowskim położonym na południowo-wschodnim Wołyniu. Położona tam wieś Hurby była całkowicie zasiedlona przez ludność polską, co stanowiło fenomen w stosunkach narodowościowych województwa. W maju 1943 roku banderowcy (zwyczajowa nazwa członków UPA) napadli na jeden z domów w Hurbach. Wyciągnęli z niego całą rodzinę, którą następnie wyprowadzili na pole i zastrzelili. Pomimo tego zdarzenia, wśród pozostałych  mieszkańców przeważała opinia, że być może napaść ominie ich wieś. W związku z tym praktycznie nie rozwinął się komitet samoobrony. Jego członkowie postanowili głęboko się zakonspirować. Swoją decyzję tłumaczyli tym, że już wcześniej we wsi Niemcy przeprowadzili kilka egzekucji na osobach, które posiadały broń palną.

Rzeź w Hurbach

Atak na Hurby, w którym udział wzięły oddziały UPA i SKW z okolicznych wsi ukraińskich, nastąpił wieczorem 2 czerwca, rozpoczynając tym samym serię zbrodniczych napadów na polskie wsie w powiecie zdołbunowskim. Rozkaz do ataku wydał sam komendant UPA Dmytro Klaczkiwśkyj "Kłym Sawur". Według niego miał to być odwet za rzekome spacyfikowanie przez polskich policjantów w służbie niemieckiej ukraińskiej wsi Dermań-Załuże oraz kara za udzielanie schronienia radzieckim partyzantom.

- Siedziałyśmy z siostrą na łóżku, gdy usłyszałyśmy huki dochodzące z ulicy. Kiedy siostra wyszła przed dom, płonęła już cała wieś – wspominała dla Polskiego Radia Irena Gajowczyk, która w chwili napadu miała zaledwie 6 lat. – Ojciec krzyknął, żebyśmy z mamą uciekały do lasu. Byłyśmy wtedy w samych koszulkach nocnych.

Po przełamaniu słabo zorganizowanej samoobrony, banderowcy strzelali do uciekających w popłochu osób. Niektórzy mieszkańcy rozpoznali w napastnikach swoich dawnych ukraińskich kolegów. Prosili ich o darowanie życia. Znający napastników mogli liczyć na śmierć od kuli karabinu. Pozostali mieszkańcy ginęli od ukłuć noży, bagnetów i siekier. Wielu osobom odcięto różne części ciała. Do płonących domów wrzucano schwytanych na ulicy ludzi. Część Ukraińców  jeszcze w czasie trwania ataku, przystąpiła do grabieży gospodarstw.

Wielu mieszkańców Hurb szukało schronienia na polach, na których rosło wtedy wysokie zboże. Pola były regularnie przeczesywane przez banderowców, którzy na miejscu zabijali znalezionych ludzi.

- Wraz z rodziną biegliśmy w stronę lasu. Byliśmy może 150 metrów od domu, kiedy ze zboża wyłoniło się dwóch mężczyzn. Jeden z nich miał za paskiem siekierę. Rozbiegliśmy się na wszystkie strony - mówiła Irena Gajowczyk. - Widziałam, jak mamie obcinają piersi, a potem podcięli jej gardło. Ja ze strachu nie mogłam nigdzie uciec. Padłam na ziemię. Nie pamiętam, co się potem działo.


Posłuchaj
14:01 wspomnienia z rzezi wołyńskiej.mp3 Irena Gajowczyk, która przeżyła zagładę Hurb, opowiedziała o swoich przeżyciach dla Polskiego Radia. (PR, 2011)

 

Nieudana ucieczka

Napaść przeżyło kilkudziesięciu Polaków, którzy schowali się w polu i lesie. Rano przystąpili do grzebania zabitych na podwórkach ich domów. Niektóre ciała były tak zmasakrowane, że zidentyfikowanie ich było niemożliwe. Część ocalonych postanowiła udać się do nieodległego miasteczka Mizocz. Stacjonował tam garnizon niemiecki, który dawał poczucie bezpieczeństwa przed UPA.

Niestety - na drodze prowadzącej do Mizocza, karawana wozów została zaskoczona przez obserwujący trasę oddział UPA. Uchodźcy, wiedząc, że nie mają żadnych szans w starciu z napastnikiem, od razu rzucili się do ucieczki.

- Zaczęli do nas strzelać. Mieli mało broni palnej, ale za to mieli siekiery, potężne noże i widły. Zeskoczyłam z wozu z siostrą Leokadią. Ranna Stasia musiała zostać na wozie - relacjonowała Irena Gajowczyk. - Widziałam, jak ojciec został postrzelony. Potem zaczął go kłuć nożem znajomy Ukrainiec Iwan. Później Ukraińcy zaczęli plądrować kosztowności z wozów.

Uciekających dźgano nożami, odcinano różne części ciała i zdzierano z nich skórę. Irenie Gajowczyk jeden z oprawców odciął kawałek skóry, a następnie wrzucił na mrowisko. Dziewczynka przeleżała na kopcu trzy dni. Kiedy się ocknęła, zobaczyła wokół siebie rozczłonkowane zwłoki znajomych. Nie miała siły wstać. Po pewnym czasie z drogi zabrał ją niemiecki żołnierz z oddziału, który zmierzał do Hurb. Okazało się, że osoby, którym udało się zbiec do Mizocza, poprosili o eskortę stacjonujących tam Niemców. Chcieli wrócić do swej miejscowości i zobaczyć, czy może ktoś przeżył.

Po przyjeździe do wsi okazało się, że w jednym z domów schroniło się kilku z ocalonych z rzezi ludzi, którzy bali się nawet wyruszyć w drogę do Mizocza. Z ich relacji wynikało, że Ukraińcy po dokonanej zbrodni wrócili do wioski i zbezcześcili pochowane w prowizorycznych w grobach zwłoki ofiar napadu.

Posłuchaj wstrząsających wspomnień Ireny Gajowczyk - ofiary ataku UPA.

seb

Źródła: Ernest Komoński, W obronie przed Ukraińcami. Działania Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w latach 1943-1944 wobec polityki eksterminacyjnej nacjonalistów ukraińskich, wyd. 2013, Grzegorz Motyka, Od rzezi wołyńskiej do akcji "Wisła". Konflikt polsko-ukraiński 1943–1947, wyd. 2011, Grzegorz Motyka, Ukraińska partyzantka 1942-1960. Działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, wyd. 2006.





Czytaj także

80. rocznica zbrodni w Hucie Pieniackiej. Posłuchaj relacji świadków

Ostatnia aktualizacja: 28.02.2024 05:55
28 lutego 1944 roku oddziały SS Galizien i Ukraińskiej Powstańczej Armii dokonały pacyfikacji wsi Huta Pieniacka położonej w Małopolsce Wschodniej. W Archiwum Polskiego Radia zachowało się bezcenne nagranie świadka zbrodni.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Zbrodnia w Kolonii Lipniki - okrutna śmierć z rąk UPA

Ostatnia aktualizacja: 26.03.2021 05:55
W nocy z 26 na 27 marca 1943 roku jeden z dowódców Ukraińskiej Powstańczej Armii - Iwan Łytwyńczuk ps. Dubowy zarządził mobilizację w okolicznych ukraińskich wsiach. Po zebraniu uzbrojonych w siekiery, piki i widły chłopów, ruszył na pogrążoną we śnie Kolonię Lipniki. W wyniku napadu zginęło 185 osób.
rozwiń zwiń