Historia

"Pierwsza wielka impreza jazzowa w Warszawie" - Tyrmand wspomina Jam Session 1955

Ostatnia aktualizacja: 16.05.2020 05:50
W 1955 roku jazz nieśmiało wychodził z podziemia, w którym znalazł się w okresie "katakumbowym". W tym czasie Leopold Tyrmand zorganizował pierwszy duży publiczny koncert jazzowy w Warszawie.

Na koncert przybył tłum młodych ludzi spragnionych jazzu po latach uśpienia w okresie stalinizmu. Leopold Tyrmand wspominał, że niemal nie mógł dostać się na scenę, na której miał oficjalnie ogłosić rozpoczęcie koncertu.

Przedsięwzięcie okazało się dużym sukcesem. Wypełniona po brzegi sala zareagowała entuzjastycznie na muzykę graną przez zespół Melomanów Jerzego Matuszkiewicza, a koncert zapadł w pamięć uczestników jako wyjątkowe wydarzenie.

Zobacz serwis specjalny poświęcony Leopoldowi Tyrmandowi (kliknij w obrazek):

src="//static.prsa.pl/ec86df19-e80d-46ad-a26e-25ed005e2853.file "

Jam Session zostało skrytykowane przez komunistyczną propagandę ale jednocześnie było dowodem na to, że jazz powoli wychodził z podziemia, do którego zepchnął go stalinizm.

– Oczywiście rzuciła się na nas w sposób straszliwy prasa. Jakieś złośliwe wierszyki, wyzywano mnie od agentów USA. Pojawiały się jakieś niemal denuncjatorskie kalumnie na mnie i muzyków, ale właściwie bariera została przełamana. Była to pierwsza wielka impreza jazzowa w Warszawie – mówił Leopold Tyrmand.

Proces odwilży dla jazzu został przypieczętowany w sierpniu 1956 roku o wiele znaczniejszym wydarzeniem – I Ogólnopolskim Festiwalem Jazzowym w Sopocie.

Tłumy stały po bilety

Jam Session zostało zorganizowane przez Leopolda Tyrmanda, do którego zgłosiła się młodzież spragniona jazzu. Tyrmand wpadł na pomysł zagrania koncertu w obskurnym baraku na ulicy Wspólnej w Warszawie. Miejsce nie było przypadkowe.

– Wiązało się to z obsesją chuligaństwa w prasie polskiej. Przeciwnicy jazzu i rzecznicy powstrzymania przemian w polskiej kulturze niejednokrotnie szermowali argumentem, że jazz jest jednym z najdobitniejszych objawów chuligaństwa, podnieca awanturnicze instynkty wśród młodzieży, idzie z wódką w parze  wspominał Tyrmand. – Chciałem zadać temu kłam i pokazać, że ci, których oni biorą za element szkodliwie chuligański u nas będą tylko cieszyć się muzyką i nikomu nie rozczłonkują głowy przy pomocy cegły.

Koncert reklamowały plakaty, na których umieszczone zostały nierzadko prowokujące i wyzywające pseudonimy wykonawców. Wydarzenie spotkało się z ogromnym zainteresowaniem. W dniu sprzedaży biletów zgromadził się tłum chętnych, a ciągnąca się kolejka zatrzymała ruch na Alejach Jerozolimskich na dwie godziny.

sa

Zobacz więcej na temat: HISTORIA Leopold Tyrmand Jazz