Nie ma chyba nacji, która by tak namiętnie i masowo rozpamiętywała mecze piłkarzy sprzed pół wieku. Świadczy to z jednej strony o wielkiej miłości do futbolu, potrzebie sukcesów, uwielbieniu dla ich autorów, ale i wielkiej mizerii. Czy Włosi, Hiszpanie, Niemcy, Anglicy, albo Francuzi rozpatrują, w przestrzeni mediów ogólnokrajowych, jakiś wygrany mecz sprzed blisko pięćdziesięciu lat? Tylko w zaciszach jakichś klimatycznych barów, gdzie zacni seniorzy opowiadają jak to drzewiej bywało. Kolejne pokolenia piłkarzy dostarczają bowiem emocji bardziej aktualnych i sugestywnych.
Inaczej jest w Polsce, nieszczęśliwie rozkochanej w futbolu, który dostarcza jedynie radości incydentalnych - zwłaszcza w ostatnich trzydziestu latach. Efektownie wygrany mecz towarzyski bądź eliminacyjny to wszystko, na co może liczyć dzisiejszy kibic piłki kopanej w Polsce.
Tęsknota za lepszymi czasami
45 lat temu, rozpoczął się w polskiej piłce nożnej okres, za którym wszyscy tęsknią. Reprezentacja Kazimierza Górskiego pojechała do Anglii, na owiany złą sławą trudny teren Wembley, by stawić czoła dumnym "Synom Albionu", w starciu z którymi niewielu dawało nam szansę. Charyzmatyczny lwowiak tak jednak nastroił drużynę, że ta - mimo przedmeczowych prowokacji - nie pękła i upokorzyła Lwy "zwycięskim remisem", który utorował nam drogę do MŚ w 1974 roku. To na Wembley wykuwała się stal, powstawała drużyna, która przywiozła (pechowy) brąz z czempionatu w RFN.
10 października 1973 r. polscy piłkarze rozegrali ostatni mecz przed decydującym spotkaniem z "Synami Albionu” - na stadionie w Rotterdamie zremisowali 1:1 z reprezentacją Holandii. Następnego dnia polska prasa skupiła się głównie na analizie tego spotkania, ale nie obyło się bez odwołań do nadchodzącego meczu z Anglikami. Przykładem może być tytuł artykułu w "Przeglądzie Sportowym: "1:1 w Rotterdamie cennym sukcesem. Gdyby tak na Wembley...". Z kolei "Życie Warszawy” wskazywało, jak ważny jest to mecz, podając informacje za londyńskimi dziennikami, że wszystkie bilety na to spotkanie zostały już dawno wyprzedane oraz że transmitowane będzie ono w kilkunastu krajach świata i obejrzy je 200 milionów telewidzów.
- Wielu kibiców przysyła mi listy, w których sugeruje takie czy inne ustawienie zespołu. Większość autorów przeróżnych wariantów skłania się do koncepcji żelaznej obrony i sporadycznych ataków. Naturalnie będziemy na Wembley bardzo starannie pilnowali własnej bramki, ale w żadnym przypadku nie możemy ograniczyć się tylko do obrony. Atak musi być naszą silną bronią - mówił przed meczem wielki Kazimierz Górski.
Dumni Synowie Albionu, prowokacje i drużyna, która nie pękła
Anglia musiała ten mecz wygrać. Traciła do Polski punkt w eliminacyjnej tabeli i tylko zwycięstwo dawało jej awans do Weltmeisterschaft 1974. Każdy inny wynik premiował Polskę, którą lekceważono. Jakby zapomniano, że ten zespół ma na koncie złoty medal Igrzysk Olimpijskich w Monachium zdobyty rok wcześniej, a w czerwcu w Chorzowie pewnie pokonał Anglików 2:0. To miało nie mieć znaczenia. Polski Orzeł się budził, ale Synowie Albionu tego nie widzieli - Kazimierz Górski przechytrzył sir Alfa Ramseya, który siedem lat wcześniej poprowadził drużynę do tytułu mistrzów świata, a z kolejnego mundialu w Meksyku odpadł w ćwierćfinale, choć prowadził z Niemcami 2:0. Zawodnicy legendarnego szkoleniowca byli piekielnie mocni, ale i zbyt pewni siebie, a słynny trener Brian Clough nazwał nawet Jana Tomaszewskiego "klaunem".
– Uśmiechali się, jakby chcieli powiedzieć: no, frajerzy, dostaniecie szybko trzy gole, a potem możemy się z wami bawić - wspominał Jan Tomaszewski tamte emocje.
- Wyzwiska, obelgi. Aż się nie chciało wierzyć, że na to było stać właśnie Anglików – dodawał asystent trenera Kazimierza Górskiego, Andrzej Strejlau
Samo spotkanie było wielką batalią o przetrwanie Polaków. Słynne "Wembley Roar" nie wystraszyło ekipy nieodżałowanego Kazimierza Górskiego, która nie odstawiała nogi, mimo, że przeciwnik naciskał okrutnie, co było widać w pomeczowych statystykach. Na każdy celny strzał Polaków przypadało 8 angielskich. Na każdy rzut rożny dla nas - 11 dla gospodarzy.
Źródło:YouTube/Cestrian81
- Okrzyknięto mnie tym, który zatrzymał Anglię, a przecież ja w tym spotkaniu popełniłem masę błędów! Naprawdę! Koledzy widzieli, że wychodzę do lecącej piłki, i zastępowali mnie w bramce – twierdzi słynny bramkarz, czołowa postać kadry.
– Wyciągnął kilka takich piłek, o których myśleliśmy, że nie ma żadnych szans. To był jego wielki mecz – powiedział Henryk Kasperczak.
Drużyna pod wodzą Kazimierza Górskiego osiągnęła "zwycięski" remis 1:1. Gola dla Polski zdobył Jan Domarski płaskim strzałem, który Peter Shilton niefortunnie przepuścił pod brzuchem. Drużyna Anglii wyrównała wynik, dzięki karnemu Allana Clarka.
- Pan Kazimierz Górski tak nas poustawiał na boisku, że myśmy walczyli wedle muszkieterskiego hasła: "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Człowiek, który zatrzymał Anglię to pan Kazimierz Górski i jedenastu piłkarzy - przyznaje Jan Tomaszewski
Remis w spotkaniu z Anglią zapewnił polskiej drużynie awans do mistrzostw świata w Niemczech, gdzie podopieczni Górskiego wywalczyli trzecie miejsce, rozpoczynając złotą epokę, w której polska piłka i jej głownie postaci były - zasłużenie - na ustach całego świata. Czas świetności zakończył się Mundialem w Hiszpanii. Od 1982 roku polscy kibice czekają na choćby namiastkę radości. I choć talentów w polskiej piłce nie brakowało, to emocji z tamtych lat wciąż nie możemy się doczekać, ale to już całkiem inna historia...
Londyn, Wembley
17.10.1973
Anglia - Polska 1:1 (Clarke 63' - karny, Domarski 57')
Składy:
Anglia: Shilton - Madeley, Hughes, Bell, MacFarland - Hunter, Currie,Chanton, Chivers (Hector w 88') - Clarke, Peters Trener: Alf Ramsey
Polska: Tomaszewski - Szymanowski, Bulzacki, Gorgoń, Musiał - Kasperczak, Lato, Ćmikiewicz, Deyna - Domarski, Gadocha Trener: Kazimierz Górski
Widzów: 90.587 Sędzia: Vital Loraux (Bel)
Hubert Borucki, PolskieRadio24.pl