Historia Luke’a Skywalkera, młodego chłopaka z planety Tatooine, który po spotkaniu z sędziwym Obi-Wanem rusza do walki ze złowrogim Imperium wyposażonym w śmiercionośną Gwiazdę Śmierci stała się współczesnym popkulturowym mitem. Historia księżniczki Lei, która przewodzi Rebeliantom walczącym o wolność dla galaktyki, historia Hana Solo, przemytnika, który z cwaniaka staje się bohaterem, wreszcie historia Dartha Vadera, który dzięki miłości syna wyrywa się z objęć Ciemnej Strony Mocy, stały się jednymi z najbardziej ikonicznych we współczesnej kulturze.
40. rocznica "Gwiezdnych wojen"
Skromne początki
Początki były skromne. Młody reżyser George Lucas marzył o stworzeniu baśni w kosmosie, najpierw w formie krótkiego serialu, a później filmu. Inspiracji dzieła było wiele, począwszy od serialu sf "Flash Gordon", poprzez teorie badacza kultury Josepha Campbella, po filmy Akiry Kurosawy i idee dopiero co przebrzmiałej rewolucji kontrkulturowej 1968 roku.
Nikt nie wierzył w sukces "Gwiezdnych wojen". Prawie nikt. Na zamkniętym pokazie przedpremierowym, zrealizowanym jeszcze przed dodaniem do filmu efektów specjalnych (zamiast walki myśliwców Rebelii i Imperium pokazano pojedynki myśliwskie z drugiej wojny światowej), tylko jedna osoba powiedziała Lucasowi, że ten film może się udać. Tą osobą był Steven Spielberg.
Producenci tak bardzo nie wierzyli w to, że śmiałe dzieło mało znanego reżysera będzie sukcesem kasowym, że odstąpili George’owi Lucasowi ogromny procent ze sprzedaży licencjonowanych produktów z marką "Star Wars". Grube ryby Hollywood musiały bardzo pożałować swojej decyzji, gdy okazało się, że "Gwiezdne wojny" przyciągnęły do kin (i sklepów z zabawkami) miliony ludzi.
Mroczne Imperium
Film otrzymał sześć Oscarów, a George Lucas zielone światło do kręcenia kontynuacji. "Imperium kontratakuje", bo taki tytuł nosi Epizod V, skupiał się na szkoleniu Luke’a przez sędziwego mistrza Yodę. Kulminacyjną sceną jest konfrontacja bohatera z Darthem Vaderem. Podczas starcia Lord Sith wyjawia młodzieńcowi straszną prawdę: to on jest ojcem Luke’a. Ikoniczne słowa "Nie, ja jestem twoim ojcem" ("No, I am your father") na stałe weszły do kanonu popkultury.
Za kamerą Epizodu V stanął Irvin Kershner. Przez wielu fanów i krytyków ta część uważana jest za najlepszą odsłonę serii. "Gwiezdne wojny" wzbogaciły się tu o elementy freudowskie (starcie ojca z synem), reżyser dodał powieści mroku i posępności. Kershner powrócił do "Gwiezdnych wojen" po ponad trzydziestu latach jako mentor J.J. Abramsa, reżysera Epizodu VII.
Historia odkupienia
Dalsze przygody bohaterów ukazane są w "Powrocie Jedi" z 1983 roku. Fabuła filmu skupia się na wykryciu przez Sojusz Rebeliantów nowej Gwiazdy Śmierci. Finałowego etapu budowy śmiercionośnej stacji ma doglądać sam Imperator. Rebelianci decydują się na śmiały atak wszystkimi dostępnymi siłami. Nie wiedzą, że despota wciąga ich w pułapkę. Ma w tym jeszcze jeden cel: przeciągnięcie Luke’a na Ciemną Stronę Mocy. W tej części dochodzi do finałowego pojedynku Vadera z synem. Luke zwycięża przeciwnika, jednak nie zabija go, bo uświadamia sobie, że to ścieżka prowadząca ku zatraceniu. Miłość syna sprowadza odkupienie na Vadera, który zabija Imperatora, samemu jednak przy tym ginąc.
Han strzelał pierwszy
Ostatnia część tzw. Oryginalnej Trylogii na czternaście lat przerywa historię filmowych "Gwiezdnych wojen". Fenomen jednak trwa nadal. To wtedy powstaje tzw. Expanded Universe (Rozszerzony Wszechświat), na który składają się niezliczone książki, komiksy i gry komputerowe z logiem "Star Wars". Sam Lucas nie porzuca planów ukazania historii przemiany Anakina Skywalkera w Dartha Vadera. Uważa jednak, że możliwości techniczne oferowane przez przemysł filmowy nie mogą sprostać jego wizji. Grunt pod nowe "Gwiezdne wojny" przygotowuje najważniejsza firma-córka Lucasfilmu, czyli Industrial Light&Magic. Spece od efektów komputerowych z ILM zapełniają półki kolejnymi Oscarami, zdobywając zasłużoną renomę najlepszych w swojej branży. W drugiej połowie lat 90. testem ich możliwości miała być reedycja Oryginalnej Trylogii wydana w 1997 roku.
Lucas poprawił w niej efekty specjalne i zmienił część scen. Najsłynniejszym przykładem jest scena w Kantynie w "Nowej nadziei". W wersji filmu z 1977 roku Han Solo strzela pierwszy do łowcy nagród Greedo, w wersji z 1997 roku bohater oddaje strzał po tym, jak Greedo chybia. Ta pozornie drobna zmiana rozsierdziła fanów na całym świecie, którzy uznali ją za ingerencję Lucasa w charakter raz już wykreowanej postaci. To od tzw. Edycji Specjalnej z 1997 roku liczyć można bezprecedensowy konflikt na linii fani - twórca. Konflikt, który już niedługo przerodzi się niemal w otwartą wojnę.
Nowa Trylogia
W 1998 roku George Lucas ogłosił, że zabiera się do kręcenia trzech kolejnych epizodów "Gwiezdnych wojen". Nowe filmy, tzw. Nowa Trylogia lub Trylogia Prequeli, opowiadają historię upadku Anakina Skywalkera i przejęcia władzy w galaktyce przez późniejszego Imperatora. Wszystkie trzy filmy Lucas postanowił reżyserować samodzielnie.
Cykl rozpoczyna Epizod I "Mroczne widmo", którego akcja dzieje się trzydzieści dwa lata przed wydarzeniami opisanymi w "Nowej nadziei". Dwaj rycerze Jedi, Qui-Gon Jinn i jego uczeń Obi-Wan Kenobi, mają za zadanie rozwiązać konflikt na planecie Naboo objętej blokadą przez Federację Handlową, intergalaktyczną korporację, która w ten sposób protestuje przeciwko opodatkowaniu szlaków handlowych. Kryzys jest tak naprawdę intrygą uknutą przez złowieszczego Dartha Sidiousa, która ma na celu osłabienie władzy w Republice, pangalaktycznym państwie zrzeszającym tysiące planet. Rycerze Jedi są zmuszeni do ucieczki z Naboo razem z młodą królową Amidalą. Na planecie Tatooine spotykają młodego chłopca Anakina Skywalkera. Qui-Gon wierzy, że chłopiec jest Wybrańcem, który według przepowiedni ma przywrócić równowagę Mocy. Rycerz ginie w pojedynku z uczniem Sidiousa, Darthem Maulem, który z kolei zostaje zabity przez Obi-Wana, ten - choć początkowo sceptyczny – pod wpływem prośby mistrza wygłoszonej na łożu śmierci postanawia wyszkolić Anakina na rycerza Jedi.
Ryzykant George Lucas
Premierę filmu poprzedzała kampania marketingowa przeprowadzona na niespotykaną dotąd skalę. Logo "Gwiezdnych wojen" umieszczane było na wszelkiego rodzaju produktach, od odzieży, poprzez zabawki, po chipsy. Starsi fani ekscytowali się powrotem do ukochanego uniwersum, młodszych kusiły niezwykłe efekty specjalne. Wielometrowe kolejki pod kinami na całym świecie ustawiały się już na kilka dni przed premierą, pod multipleksami tworzyły się małe miasteczka namiotowe. Tym większe było rozczarowanie tej rzeszy, gdy zobaczyła w końcu "Mroczne widmo". Film spotkał się z zimnym przyjęciem krytyków i, mimo komercyjnego sukcesu, został znienawidzony przez fanów.
Jedni i drudzy otrzymali film zupełnie niezgodny z ich oczekiwaniami. Lucas zaryzykował i odszedł od konwencji Kina Nowej Przygody na rzecz inspiracji monumentalnym kinem "sandałowym" (opowiadającym o dziejach starożytnego Rzymu) z lat 50.XX w. Scena wyścigu śmigaczy z "Mrocznego widma" jest wyraźnym nawiązaniem do "Ben-Hura". Reżyser podkreślał, że marzyły mu się filmy historyczne, ukazujące dawną świetność świata, którego peryferie mogliśmy zobaczyć w Oryginalnej Trylogii. Wobec Nowej Trylogii wygłasza się do dziś tyradę zarzutów, głównymi są: infantylny charakter filmów, leniwa reżyseria, słaby humor (którego symbolem stała się postać fajtłapowatego Jar Jar Binksa), zbyt duże skupienie na galaktycznej polityce i nadmiar efektów komputerowych wykorzystanych w filmach.
Koło się zamknęło
Lucas uparcie wprowadzał koncepcję filmów historycznych w życie również w dwóch kolejnych Epizodach. W 2002 roku wszedł na ekrany kin "Atak klonów", którego akcja rozgrywała się dekadę po "Mrocznym widmie" i opowiadała o rodzącym się zakazanym uczuciu między Anakinem i Padmé Amidalą na tle napięcia politycznego, które doprowadzi do pangalaktycznej wojny – Wojen Klonów. W główną rolę, podobnie jak w kolejnym filmie, wcielił się Hyden Christensen. Fani do dziś prowadzą debaty, kto jest ojcem porażki kreacji Anakina: aktor czy scenarzysta i reżyser?
Nową Trylogię zamyka "Zemsta Sithów". Trzeci epizod stanowił pomost między Starą i Nową Trylogią ukazując narodziny Luke’a i Lei oraz upadek Anakina Skywalkera oraz upadek Republiki i jej przekształcenie w znane z pierwszych filmów Imperium. Film jest zdecydowanie najmroczniejszą częścią Trylogii Prequeli. Spotkał się też z najlepszym przyjęciem ze strony zarówno krytyków jak i fanów.
To przy okazji "Zemsty Sithów" szczyt swoich dotychczasowych możliwości osiągnęli John Williams, kompozytor muzyki do wszystkich filmów Sagi, oraz Ian McDirmid wcielający się w rolę przywódcy Republiki, kanclerza Palpatine’a, który okazuje się Mrocznym Lordem Sithów, Darthem Sidiousem. Brytyjski aktor doskonale bawi się rolą, którą odtwarzał do tej pory w obu Prequelach oraz kilkanaście lat wcześniej w „Powrocie Jedi”. Aktorzy pochodzący z Wysp Brytyjskich zawsze stanowili najmocniejszą część ekipy pod względem warsztatowym. Niezapomniane kreacje w "Nowej nadziei" stworzyli Alec Guinness (stary Obi-Wan Kenobi) i Peter Cusching (Wielki Moff Tarkin), z kolei w Nowej Trylogii wyróżniali się Ewan McGregor (młody Obi-Wan Kenobi) i legenda kina, Christopher Lee (Hrabia Dooku).
Saga się kończy, karawana jedzie dalej
Jeszcze przed premierą filmu George Lucas ogłosił, że z jego perspektywy "Gwiezdne wojny" to historia upadku i odkupienia Anakina/Vadera i że nie będzie już więcej epizodów. Konsumpcyjna machina parła jednak dalej napędzana gadżetami, książkami i coraz popularniejszymi zlotami fanów Star Wars Celeberation.
Fikcja zaczęła niebezpiecznie mieszać się z rzeczywistością u progu XXI wieku, gdy w spisie powszechnym w Wielkiej Brytanii prawie czterysta tysięcy ludzi zadeklarowało jedaizm jako swoją religię. Wyznanie oparte o wiarę w Moc i medytację dziś posiada status zarejestrowanego związku wyznaniowego m.in. w Wielkiej Brytanii i Czechach. Sam George Lucas zdystansował się od tego ruchu religijnego.
W imperium Myszki Mickey
31 października 2012 roku był przełomową datą dla każdego fana "Gwiezdnych wojen". To wówczas ogłoszono, że George Lucas za niebagatelną sumę 4 miliardów dolarów sprzedał Disneyowi prawa do marki "Star Wars". Wiadomość wstrząsnęła fanami na całym świecie. Szefowie Disneya od razu zapowiedzieli powstanie kolejnych filmów sagi oraz tzw. "Gwiezdnych wojen – Historii", czyli filmów kinowych, których akcja będzie rozgrywała się w świecie wykreowanym przez George’a Lucasa, ale nie będzie związana z przygodami rodu Skywalkerów. Pierwszym takim obrazem był "Łotr 1", który opowiadał o kradzieży planów Gwiazdy Śmierci (premiera: 10 grudnia 2016).
Z drugiej strony, powszechna była obawa o to, jaką drogę wyznaczy dla sagi nowy właściciel. Fanów niepokoił przede wszystkim los powstałych do tej pory książek i komiksów. Disney powołał specjalną grupę, której celem była analiza całego dotychczasowego Expanded Universe i podjęcie decyzji co do tego, które źródła pozafilmowe mogą pozostać kanoniczne, które zaś trzeba będzie wymazać z oficjalnej chronologii wydarzeń "Gwiezdnych wojen", by zrobić miejsce na nowe historie. 25 kwietnia 2015 roku ogłoszono, że kanoniczne pozostają tylko filmy kinowe i dwa seriale animowane.
Nowa trylogia
14 grudnia 2015 roku na ekranach kin zagościło "Przebudzenie Mocy". Akcja filmu rozgrywa się 30 lat po wydarzeniach ukazanych w "Nowej nadziei". Główną bohaterką jest Rey, wrażliwa na Moc dziewczyna, która zostaje wplątana w środek konfliktu między Ruchem Oporu i Najwyższym Porządkiem. Na swojej drodze spotyka Hana Solo i Leię Organę, zaś w finale filmu wyrusza na spotkanie Luke’a Skywalkera.
W grudniu 2017 roku na ekranach zawitała VIII część sagi. Disney pozostawił pełną swobodę twórczą Rianowi Johnsonowi - reżyserowi i scenarzyście. Ten postawił sobie za cel zagranie na oczekiwaniach fanów. O ile "Przebudzenie Mocy" było "miękkim rebootem" (termin oznacza nakręcenie bliźniaczo podobnego filmu, ale z zachowaniem ciągłości uniwersum) "Nowej Nadziei", o tyle "Ostatni Jedi" stał się pastiszem "Imperium kontratakuje". Johnson odwrócił bieguny wszystkich motywów przewodnich Epizodu V i okrasił je sporą dawką humoru. Niestety, przy tym zupełnie zniszczył ciągłość fabularną serii, stawiając przed swoim następcą nie lata wyzwanie spójnego rozwiązania.
Finałowa część sagi - "Skywalker. Odrodzenie" (premiera 16 grudnia 2019) - była już desperacką próbą dopięcia wątków przez JJ Abramsa, co niestety odbiło się na jakości. Efektem był scenariusz wypełniony lukami fabularnymi jak ser szwajcarski, upchane na siłę wątki i postacie, rozwiązania prowadzące donikąd.
Nowa nadzieja
Najnowsza trylogia padła ofiarą braku planowania i podporządkowania fabuły przekazowi, w efekcie czego trudno sympatyzować z protagonistką. Przedstawienie "silnej, niezależnej bohaterki" wygrało tu z rozwojem postaci - Rey potrafi wszystko lepiej i szybciej od innych, wszystko jej się udaje, bo tak chce scenariusz. Łatwiej sympatyzować z postacią Luke'a - pełnego optymizmu, ale ponoszącego dotkliwe porażki - czy Anakina - przytłoczonego rolą, którą ma odebrać, targanego emocjami, z którymi nie potrafi sobie poradzić. Przy nich Rey wygląda jak wycięta z papieru.
Wybawieniem dla "Gwiezdnych wojen" okazała się nie sala kinowa, a ekran telewizora i komputera. "Mandalorianin" Johna Favreau - kameralny serial czerpiący garściami z kina gatunkowego, a więc powracający do korzeni marki - skradł serca fanów (serial zdeklasował konkurencję na platformie Disney + i był najczęściej pobieraną nielegalnie produkcją w 2020 roku). Jego sukces zmienił strategię rozwoju "Gwiezdnych wojen". Na przyszłe lata zapowiedziano już kilka seriali, których fabuła rozgrywać się będzie w uniwersum. Fani czekają przede wszystkim na serial poświęcony przygodom Obi-Wana Kenobiego - w tej roli, po 17 latach, na ekranach zagości Ewan McGregor.
Fenomen sagi, mimo wszystko, trwa nadal.
Bartłomiej Makowski